Wszystko
wróciło do normy. Na korytarzach panował radosny gwar. Wielkiej sali znowu
każdy rozmawiał. Ślizgonie powrócili do swoich żartów ale nigdy nie przebiją
bliźniaków. Latająca deska wokół Hogwart… Nikt tego nie zapomni.
Dzisiaj
miała się odbyć wycieczka do Hogsmeade ale pogoda uczniom nie pozwoliła na to. Każdy siedział przy kominku i zagrzewał swoje
zmarznięte ręce.
Laura leżała
w dormitorium rudzielców, którzy tworzyli własne dowcipy. Eryk był ich królikiem doświadczalnym.
Dziewczyna patrzyła na nich jak na bandę wariatów.
-Jesteście
idiotami- stwierdziła.
-Tyle się z
nami zadajesz i dopiero teraz to stwierdzasz?- Fred zaczesał swoje krótkie
włosy.
-Stwierdziłam
to za nim się urodziłam i was poznałam-
George rzucił w nią poduszką.
-Ej!
-Masz za
swoje!
-A tobie za
brakło głosu? -walnął Michała w łeb Fred.
-Głodny
jestem- stwierdził- i Auć!
-Ty zawsze
jesteś głodny. Góra tłuszczu.
-To są
mięśnie!- powiedział oburzony.
-Ta… jasne.
-Kobieto idź
ty do kuchni!- rzekł George.
-Panu się
nie po myliło? Pan chciał powiedzieć, że Sandra idzie do kuchni. Nie ja…-
George na dźwięk imienia dziewczyny, która mu się podoba strzelił buraka.
-Oooo! Zakochana para Sebastian i Sandra. Hehe!-
nabijał się z brata.
-Ty masz na
drugie Sebastian?- spytała zdziwiona Laura.
-Nie
Sewerus- wybuchnął śmiechem.
-Fred ty też
masz drugie imię?
- Lemire- powiedział niezadowolony Fred.
-Lemire
Lemur- parsknął śmiechem George.
-A ty?-
skierowała pytanie do przyjaciela.
-Michał.
-Ładnie-
stwierdziła.
Do pokoju
wszedł współlokator. Jeremi. Wysoki chłopak o kasztonowych włosach. Chłopak, który ma maniery. Potrafi
odstąpić krzesło i pomóc małolacie w pracy domowej lub w innej sprawie. Można
go określić jako ideał ale zajęty. Niestety.
-Przed
przejściem czeka na ciebie ślizgon, Laura. Mówi, że ma jakąś sprawę.
-Dzięki.
Zaraz pójdę.
-Nie
rozwalcie dormitorium. Chcę jeszcze gdzieś spać.
-Nie martw
się!- powiedzieli bliźniacy, kiwnął głową i wyszedł.
-Wiesz co od
ciebie chcę?- spytał zły przyjaciel.
-Książkę
muszę mu oddać- wstała i skierowała się do wyjścia.
Gruba dama
otworzyła wejście. Zabini był oparty o
ścianę. Stał niedaleko grupki piszczących pierwszoklasistek, które wyzdychały
na jego widok. Laura na ich widok przewrócił oczami. Chłopak nie zdawaj sobie
sprawy, że one stoją niecałe 3 metry od niego.
Był skupiony na dziewczynie idącą do niego.
-Jeśli
chodzi ci o książkę to zaraz ci oddam…
-Nie to mi
chodzi- rzucił chłodno.
-A o co?-
spytała zdziwiona.
-Możemy
porozmawiać bez żadnych światków- spojrzał na grupkę pierwszoklasistek
wpatrzonych w chłopaka.
-Jasne-
wzruszyła ramionami- Prowadź.
Dziewczyny
patrzyła na nią ze zazdrością. Gdyby mogły dawno by już nie żyła. Zaprowadził
ich do nieużywalnej klasy. Poniszczone meble perfekcyjnie pasowały do tony kurzu. Za szybko wciągnęła powietrze. Zakaszlała. Gdy
przestała kaszleć spytała:
-Powiesz mi
o co chodzi?- ścisnęła różdżkę, nie wiedziała jakie ma zamiary ślizgon.
-Pamiętasz
co ci mówiłem o Draco i jego rodzinie?- przytaknęła.- Chcę się upewnić czy
nikomu nie powiesz.
-Nikomu. To
jest tajemnica. A tajemnic się nie wyjawia- odetchnął z ulgą.
-Nie mów
nikomu o tym spotkaniu. Wymyśl coś. Powiedz, że spytałaś o nie zrozumiałe
rzeczy w książce czy coś… A tak w ogóle
ładnie pachnie prawda?- zaśmiał się.
-Wspaniale-
Wybuchnęła śmiechem.- Masz do mnie jeszcze jakąś sprawę?
-Tak uważaj
na pewnego puchona ma na ciebie chrapkę.- puścił jej oczko.
-Jeszcze
ktoś?- zarumieniła się.
-Dużo ich
będzie. 4 Ślizgonów. 10Puchonów. 5 Gryfonów. 19 Krukonów.
-Kłamiesz.
-Otwórz
oczy, Laura- ominął ją i wyszedł.
Sprawdziła
czy nikogo nie ma na korytarzu ( zwłaszcza Zabiniego) i ruszyła do dormitorium.
Rycerz w srebrnej zbroi ukłonił się i ukazał wejście do pokoju. Dziewczyna
usiadła i schowała twarz w dłonie. Westchnęła zrezygnowana. Sama myśl, że ma ważne zadanie miała ochotę
się zabić. Ma dopiero 11 lat!
-Panienko co
się stało? -spytała Mrużka.
-Muszę coś
znaleźć ale nie wiem od czego zacząć.
-A panienka
nie próbowała… szukać w ulubiony lub stworzonych przez kogoś miejsc?- Mrużka
podała Laurze wskazówkę.
-Daj jakiś
może przykład.
-Salazar
Slytherin stworzył dawno, dawno temu komnatę tajemnic.
-Komnatę
Tajemnic?
-Dziewczynka
została zaczarowana przez dziennik Toma Riddle i otworzyła komnatę w łazience
dla dziewczyn.
-Co się z
nią stało?- obudziła się w Laura iskierka nadziei.
-Została
uratowana przez Harry'ego Pottera. Parę lat później wzięli ślub.
-Mrużko
wiesz co to oznacza?!
-Nie-
powiedziała prawdę.
- To co szukam może być właśnie tam!-
zapiszczała radośnie.-Dziękuje!
-Proszę
bardzo- ukłoniła się.
-Mrużko
możesz mi podać kolacje? Nie będzie dzisiaj szła do Wielkiej Sali.
-Już się
robi!- strzeliła palcami i znikła.
Przebrała
się w wygodniejsze ubrania i zjadła przez Mrużke przygotowaną kolacje. Zapakowała do plecaka pelerynkę niewidkę i
śmierdzącą bombę (od bliźniaków). Weszła do salonu. Od razu przy niej znalazł
się Michał.
-Idziesz ze
mną na kolacje?
-Nie… Już
jadłam muszę iść do biblioteki. Nie odrobiłam pracy domowej.- skłamała.
-Ok.-
wzruszył ramionami- A mogę księżniczkę odprowadzić?
-Z miłą
chęcią- ukłoniła się.
Wyszli. Po
drodze spotkali nieznośnego Irtyka, który śpiewał na całe gardło;
-ZAKOCHANA
PARA JAŚ I MAŁGOSIA CAŁUJĄCA PRZY DAMSKIEJ TOALECIE. TRALATRALA!
-Irytku bo
zawołam krwawego Barona!- wrzasnął Michał.
Duch od razu
przestał się śpiewać. Wszyscy wiedzieli, że Irytek boi się Krwawego Barona.
Wystarczy o nim wspomnieć. Duch prychnął i odleciał. Po chwili przybiegł
woźnych. Nie lubiony przez uczniów, wystarczy na niego spojrzeć a już czuje się
odrazę. Jestem charłakiem, dlatego
nienawidzi innych uczniów. Bo nie może być czarodziejem jak inni.
-Widzieliście
psotnika?!- warknął.
-Nie proszę
pana- powiedziała Laura.
Nie miała
ochotę tłumaczyć temu staremu gruchoty.
Po tym jak ją oskarżył, że wybrudziła korytarz.
-Jak go dorwę!
To nie ujdzie mu płazem!- pobiegł w przeciwną stronę.
Kotka
woźnego zmrużyła swoje kocie oczy. Machnęła łysym ogonem i pobiegła za swoim
panem.
-Stary
gbur!- rzekł Eryk.
-Panie Filch
dostaje pan szlaban za obrażanie nauczyciela. Przez pana Gryffindor traci 20
punktów. Proszę za mną- warknął Snape, który się pojawił znikąd.
Złapał ramię
chłopaka i pociągnął chłopaka do wychowawczyni. Dziewczyna podrapała się po
brodzie. Nie mogła się nadziwić jak ten mężczyzną chodzi cicho.
-Laura skup
się!- zganiła się
Pobiegła do
łazienki dziewczyn, która nie jest używana przez jęczącą Martę. Gdy weszła natychmiast usłyszała szloch.
-Marta?-
zawołała.
Przed nią
pojawiła się płaczącą Martyna. Niewysoka dziewczyna z okularami i dwoma
kucykami.
-Przyszłaś
się ze mną pośmiać?- jęknęła- No tak! Wszyscy uwielbiają śmiać się z Marty. Kto
jest chętny rzucić w nią książka? 10 punktów za trafienie w brzuch a 15 za
trafienie w brzuch.
-MARTA!-
wrzasnęła dziewczyna- Nie przyszłam tutaj aby się z ciebie śmiać tylko spytać
gdzie jest komnata Tajemnic?
-A co się
to?- Laura cofnęła się gdy Marta do niej przybliżyła- Wiele mnie się pytało,
lecz nikomu nie powiedział. Niby tacy
odważni. Gdy przyjdzie co do czego to uciekają
- przewróciła oczami.
-Ja muszę
wiedzieć!- powiedziała stanowczo.
-Dobrze ale
musisz mi przynieść Kwiat Śmierci.- skrzyżowała ręce -Jeśli mi go nie
przyniesiesz to nie dostaniesz ode mnie informacji!
-Gdzie ten
kwiat rośnie?- spytała Laura.
-W
Zakazanych Lesie.
-Co?!
Uczniowie nie mogą wchodzić do Zakazanego lasu!
-NIE MA
KWIATU, NIE MA INFORMACJI- wrzasnęła.- NIE MA KWIATU, NIE MA INFORMACJI!
-Dobrze!
Przyniosę ci ten kwiat!- uśmiechnęła się.
-Śpiesz się!
Zawsze mogę zmienić zdanie- zachichotała.
Wleciała do
najbliższej kabiny. Laura westchnęła i wyszła z łazienki. Nie miała innego
wyjścia musiała się zaprzyjaźnić z Harridem. Jeśli chcę wiedzieć gdzie ten
kwiat rośnie
* * *
-Hagrid!-
zawołała.
Otworzył jej
pól olbrzym z wielką kręconą brodą. Koło niego stał pies, który był większy od
Laury.
-Co cie
sprowadza w moje skromne progi? -spytał radośnie.
-Ciekawość.
Mogę wejść?
-Oczywiście.
Dom Hagrida
nie był większy od salonu Laury. Wszystko było w jednym pomieszczeniu. Po
środku stało drewniany stół. Pod oknem stało łóżko. Po lewej stronie stał regał
wypełniony dziwnymi książkami.
-Herbaty?-
kiwnęła- Co cie sprowadza?
-Chciałam
cie zapytać czym się zajmujesz?- poczęstowała się ciastek, nie smakowało
dobrze. Ale udawała, że jest pyszne. Jeśli chcę zdobyć informację musi być
milutka.
-Jestem
gajowym. Zajmuje się opiekowaniem magicznych stworzeń.
-Na przykład
jakie?- podał jej herbatę, wrzuciła dwie kostki cukru i wymieszała.
-Hipogryfy,
jednorożce holibka.
-Co się
dzieje?!
-Woźny
idzie! Schowaj się!- Laura schowała się w kąt i narzuciła pelerynkę niewidkę.
Hagrid spojrzał dziwnie na schowaną dziewczynę. Schował kubki i otworzył
drzwi.- Co się sprowadza do mnie?
-Jutro do
ciebie przyjdzie Filch.
-W jakie
sprawie… holibka?
-Szlabanu.
Będzie z tobą szedł do Zakazanego Lasu- powiedział zadowolony woźny.
-To
wszystko.- zamknął za sobą drzwi i ruszył do zamku.
-Holibka
było blisko. Możesz wyjść.- ściągnęła pelerynę i schowała do plecaka.
-To ja już
pójdę.
-Możesz
jeszcze zostać. Herbata ci wystygła akurat- uśmiechnął się i podał jej napój.
Podziękowała
i wypiła napój.
-Opowiedz mi
o Hipogryfach?
-Mam jednego
nazywa się dziobek…- dalej dziewczyna nie słuchała.
Myślami była
w zakazanym lesie. Zastanawiała się jak może iść do Zakazanego Lasu. Musiała
dostać szlaban tak jak Michał.
-No tak śmierdząca bomba! Wystarczy ją podłożyć-
myślała.
-… Dlatego
jest taki delikatny.- Uśmiechnęła się.
-To ja będę
Hagridzie szła zaraz będzie robiło się ciemno.
-Holibka
rzeczywiście!- otworzył jej drzwi- Przyjdziesz jeszcze..? Nikt mnie tutaj nie
odwiedza.- spytał z nadzieją.
-Oczywiście!-
poprawiła plecak- Do widzenia!
-Do
widzenia!- pobiegła do zamku.
* * *
Weszła do
jednej z klas zostawiając otwarte drzwi (specjalnie). Klasa znajdowała się koło
klasy Mistrza Eliksirów. Wyciągnęła z plecaka śmierdzącą bombę. Nie zdążyła jej
położyć do pokoju wszedł Snape.
-Potter co
ty robisz?!- warknął.
-Ja…- udała
zdziwiona.
-Dostajesz
szlaban tak jak Filch. Jutro idziecie z gajowym do Zakazanego Lasu!- warknął,
dziewczyna w duchu uśmiechnęła się- Przez panią Gryffindor traci 20 punktów .
Teraz do dyrektora!- pociągnął dziewczynę do gabinetu.
* * *
Laura
usiadła na sofie, czekała na dyrektora. Przed nią chodził wkurzony tłusto
włosy. Był porządnie wkurzony. Za nim odkrył na gorącym uczynku Potter humor
zepsuli im bliźniacy wrzucając do klasy śmierdzące bąki. Wszystko co się
dotknie wybucha nieczystym zapachem.
Długo zajęło profesorowi usunięcie zapachu. Staruszek jak zwykle w domu humorze
powitał zgromadzony.
-Co cie
Lauro sprowadza do mnie?- usiadł naprzeciwko dwójki.
-Potter
chciała podłożyć śmierdzącą bombę niedaleko moje klasy!- warknął.
-Sewerusie
zostaw nas samych.- machnął swoją szatą i wyszedł trzaskając.
-Po co
podłożyłaś bombę bliźniaków?
-Bo…- nie
mogła odnaleźć słów aby to wytłumaczyć.
-No cóż…
twoje zachowanie było karygodne!- zachichotał- Niestety będziesz miała szlaban
w Zakazanym Lesie- puścił oczko w jej stronę.
-Czy mogę
już iść zaraz będę miała szlaban…
-Idź-
machnął ręką.
* * *
Pobiegła do
dormitorium w poszukiwaniu ciepłej kurtki i czapki. Gdy odnalazła co chciała
była mocno spóźniona. Gdy dobiegła na miejsce wszyscy już byli.
-Zostawiam
ty bachory od twoją opieką- rzucił woźny.
-No
dzieciaki! Idziemy. - spojrzeli na siebie z przerażeniem.
-Lumos-
szepnęli.
Zakazany Las
jest bardzo stary i tajemniczy. Żyje tam dużo niebezpiecznych stworzeń dlatego uczniowie
mają zakaz wstępu. Dwójka przyjaciółka szła w ramie w ramie z różdżkami w górze.
Hagrid jakby niby nic szedł z kłem swoim psem, który był ogromny.
-Gdzie
dokładnie idziemy?- spytał przyjaciel.
-Muszę
zebrać trochę Asfodeuls jest
niedaleko kwiatu śmierci. Holibka gdy tylko się zbliżałam do tego chwasta to
słyszę dziwne głosy. Dobrze, że jesteś Laura jako dziewczyna nie będziesz ich
słyszała i je mi zbierzesz.
-Będzie to
bezpieczne?- spojrzała na niego z przerażeniem.
-Kwiaty
Asfodelusa są "przyczepione" do kwiatów śmierci. Wystarczy, że
delikatnie odplączesz je i włożysz do torby.
-Aha..-
powiedziała nie zadowolone dziewczyna.- Czemu Eryk nie może zebrać ty kwiatów?
Czemu ja?
-Bo kwiaty
śmierci uwielbiają dziewczyny. Centaury płci żeńskiej nie wiadomo jak
rozkochały w sobie te kwiaty. Więc centaury płci męskiej nie mogę ich zebrać do
tworzenia wywarów. Ich odgłosy są zabójcze dla nich.
-Wow- palnął
chłopak.
-Wiw-
parsknęła śmiechem gdy Hagrid chciał powiedzieć "wow"- Będzie gdy usłyszysz
ich głosy. Gorzej niż moja teściowa…
-Nie jest
chyba tak źle…
-Źle jest
gdy masz okres. Holibka to już tu- wskazał na maleńką łąkę.
Łąka
wyglądała magicznie. Niebiesko- żółte kwiaty mieniły się w blasku
księżyca. Dziewczyna odeszła od reszty
grupki. Zachwyciło ją jaki może być
piękny Zakazany Las nocą.
Wyglądamy pięknie…. każdy nas
pragnie. Lecz nas nikt nie dostanie!
Wyglądamy pięknie… każdy nas pragnie.
Nasze zadanie spełnimy!
Wyglądamy pięknie…. wręcz tajemniczo.
Wiemy czego chcemy! Uważajcie chłopcy,
zabijemy gdy trza!
Wyglądamy pięknie… każdy nas pragnie.
Lecz chciwiec nic nie dostanie!
Oddamy się gdy potrzeba… Chronimy gdy
musimy. My jesteśmy kwiaty śmierci!
Strzeżcie się głupcy!
-LAURO
MOŻESZ JE ZEBRAĆ GŁOWA MNIE BOLI- wrzucił jej plecak.
-Dobrze- nie
rozumiała ich, te kwiaty pięknie śpiewały!
Położyła
plecaki (swoje i Hagrida) na ziemi i podeszła do pierwszych kwiatów. Różdżkę
miała pod pachą. (musiała jakoś kwiaty rozplątać) Delikatnie odplątała kwiat
śmierci od Asfodelusa.
-Cały
kwiat?!- krzyknęła, jej głos odbił się echem po Zakazanym Lesie.
-Tak!- ryknął
odpowiedzi i zatkał sobie uszu.
Po paru
minutach plecak pół olbrzyma wypełniony był kwiatami. Gdy chłopcy nie patrzyli Laura włożyła do swoje plecaka kwiat śmierci.
Nie wiedziała, że to będzie takie proste. Złapała torby i podeszła do
chłopaków, którzy wywijali się z bólu.
-Proszę-
podała torbę.
-Holibka
chodźmy z stąd. Uszy mi pękają.
Zaczęli się kierować
w stronę wyjścia. Nagle usłyszeli trzask gałęzi.
-Co to
było?!- spytała Laura.
Pies Hagrida
sprintem pobiegł w stronę chatki właściciela.
-Holibka mam
złe przeczucia. Naj…
-Co naj…?
-Dementorzy-
szepnął Hagrid. Pobladł.
-Dementorzy…?-
jęknęła Laura.
Spojrzała na
przyjaciela, który był blady ja ściana.
Jedne z najobrzydliwszych i
najokropniejszych stworów, wysysające duszę magiczne stworzenie, siejące
postrach wśród czarodziejów. Dementorzy mają humanoidalny kształt,
osiągają wielkość do trzech metrów; całe ich "ciało" jest okryte
czarnym, postrzępionym płaszczem, pozostawiającym nieodsłonięte jedynie ręce i
twarz. Dementorzy nie posiadają oczu i ust, posiadają za to otwór w ich miejscu,
który służy do wykonywania "Pocałunku Dementora", czyli aktu wyssania
duszy z ciała ofiary. W przeciwieństwie do innych magicznych stworzeń,
dementorzy unoszą się nad ziemią, gdyż nie posiadają nóg. Jedną z
najskuteczniejszych metod walki z dementorami jest użycie Zaklęcia Patronusa.
Patronus, jako emanacja dobra i skumulowanych pozytywnych uczuć i myśli jest w
stanie przeciwstawić się dementorowi, o ile czarodziej jest na tyle silny, by
przezwyciężyć swój lęk, strach i słabości. Nawet niecielesne patronusy, w
postaci mgiełki potrafią odstraszyć na chwilę dementora, jednak dopiero
zwierzęca forma Patronusa może go przepędzić. (R)
-Eryk!- potrząsnęła
ramie chłopaka- Różdżka!- wrzasnęła- czarne postacie były coraz bliżej.
-Co…?
-Zaklęcie Patronusa ! Pomyśl szybko o czymś miłym
i krzyknij Expetro Patronus- wytłumaczyło chłopakowi co ma zrobić unieśli różdżki.
-Ex… Ex..-
Eryk się zaciął.
Dziewczyna
już czuła jak de mentorzy wysysają jej duszę. W ostatniej chwili szepnęła.
-Expetro
Patronus!- z jej różdżki wystrzelił koń.
Laura bardzo
dobrze słyszała wrzaski de mentorów. Spojrzała na Hagrida i na Eryka. Niespodziewanie straciła grunt pod nogami.
Straciła przytomność…
------------------------------------------------------------
Witam państwa serdecznie! Dzisiaj w tą piekną pogodę daje rozdział! :D Za 5 komentarzy będzie następny <3 Skomentuj dla ciebie to chwila moment dla mnie pisanie nie zajmuje chwili :P