Nie
otwierając oczu , próbowała zgadnąć na czym leży. Zaczęła ręką jeździć po czymś
ciepłym. To „coś” było przyjemne w dotyku i nierówne. Mimowolnie się uśmiechnęła.
-Możesz mnie
nie obmacywać?- usłyszała głos Draco.
Otworzyła gwałtownie
oczy. Draco wybuchnął śmiechem na reakcje Laury. Odsunęła się i strzeliła buraka.
-To nie jest
śmieszne- usiadła prosto.
-Dla mnie
jest. – rozciągnął się.
-Która jest
godzina?- spytała.
-Przed
piątą- zerknął na zegarek.
-Tyle
przespałam?- spytała zaskoczona.
-Przespaliśmy-
poprawił ją, przewróciła oczami.-Masz bardzo wygodne łóżko będę częściej wpadał.
-Zapomnij.
Złapał za
nogawkę i położyła nogę na krawędzi łóżka, tak samo z drugą nogą.
-Czekaj!
Pomogę ci- Złapał ją w tali i pomógł usiądź jej na krześle.-Podać ci ubrania?
-Nie!-
krzyknęła, gdy zaczął się zbliżać do szafki z bielizną-Ty woń. Zaraz przyjdzie
Mrużka i mi pomoże.
-Jesteś
pewna? – kiwnęła głową- Ale punkt siódma dziesięć zabieram cię na śniadanie.
Nie obchodzi mnie, że będzie ubrania tylko samą bieliznę zabieram cie i koniec-
pokazała mu język.-Nie pokazuj języka bo ci krowa nasika- powiedział i wyszedł
z dormitorium dziewczyny.
Westchnęła.
Dalej czuła palce chłopaka na talii. Pierwszy raz coś takie czuła, nawet Eryk…
Przegryzła wargę. Zawiodła się na nim. Był osobą, którą uważała za przyjaciela ,brata,
chłopak. Musi o nim zapomnieć. Tu i teraz. Strzeliła palcami. W ciągu minuty
pojawiła się Mrużka. Bez słowa wyciągnęła ubrania z szafy i położyła w łazience
(krótkie spodenki, bieliznę, biały podkoszulek, krawat, cienki sweter i
skarpety.) . Swoją mocą przeniosła Laurę do łazienki. Nalała gorącej wody
wanny. Przyniosła bliżej ręczniki aby dziewczyna mogła się wytrzeć. Laura
podziękowała i zaczęła ściągać ubrania.
Po paru minutach udało się jej ściągnąć ciuchy i zanurzyć w wodzie. Wyszorowała
ciało kładąc nacisk na zadanie ból nieczynny nogom. Wychodząc z wanny starała
się nie pośliznąć. Musiała wszystko robić rękami. Wytarła się dokładnie do
sucha, ubrała rzeczy przygotowane przez skrzatkę i zaczęła czołgać się do
sypialni. Musiało to zabawnie wyglądać bo tylko górna cześć pracowała a dolna
była bez ruchu. Gdy udało się jej dość do łóżka. Na jej spodenkach była plama
od wody. Warknęła. Wysuszyła zaklęciem
mokre rzeczy i położyła się na boku. Miała jeszcze godzinę więc postanowiła
pospać ale za nim usnęła nastawiła sobie budzić.
* * *
Obudziła się
gwałtownie. Budzik zaczął z siebie
wydawać okropne dźwięki. Wyłączyła go i zaczęła się usuwać z siebie resztki
snu. Rozczesała włosy, które dziś się buntowały. Westchnęła z bezradności.
Sięgnęła po różdżkę i użyła kilka znanych jej zaklęć. Jej włosy zrobiły się
proste jak drut. Uśmiechnęła się. Usłyszała pukanie od okna.
-Alohomora!-
Draco wleciał do pomieszczenia.-Wcześnie jesteś- zdziwiła się.
-Pani
Pomfrey prosi cie do gabinetu. Pozwoliła mi, żeby cie przywiózł miotło. Ma dla
ciebie dobrą nowinę. A ja wiem jaką!- powiedział dumnie.
-Powiedz
jaką!- zażądała.
-N-i-e m-o-g-ę-
wydukał.
-Dracusiu!-
powiedział słodkim głosikiem.
-Nie marudź.
Zaraz sama się dowiesz. Zwiąż włosy nie chcę obrywać w czasie lotu- związała
włosy w luźnego kucyka.
Draco tak
jak wczoraj pomógł jej wsiąść na miotłę i objął dziewczynę. Po policzkach
dziewczyny wpełzły rumieńce. Włożyła
różdżkę do kieszeni i poprosiła aby jeszcze nie ruszał. Chłopak o platynowych
włosach mimo prośby koleżanki odepchnął
się nogami. Laura w ostatniej chwili udało się jej złapać trzonka miotły.
Obiecała sobie, że Draco zabije za napędzenie
jej stracha. Szybko okrążył zamek i
dotarł do właściwego okna. Wleciał i skierował się najbliższego łóżka.
Pielęgniarka już czekała. Położył ją na
łóżku. Bez słowa poprawił jej poduszki. Dziewczyna była zaskoczona czynem
chłopaka lecz nic nie powiedziała. Ale przez jego bliskość ciała dostała
zdradliwych rumieńców.
-Draco
możesz już iść- kiwnął i odleciał.
-Czego pani
ode mnie chciała?- przybliżyła szafeczkę gdzie leżało dużo maści i bandaży.
-Lauro mam
pewną teorię, która może uleczyć twoje nogi. Jest ponad pięćdziesiąt procent
szans, że się uda. Ale jest mały problem- pielęgniarka zagryzła nerwowa wargę.
– Może być to bolesny proces. Chcesz się
tego podjąć?
-Jeśli temu
mam chodzić to tak.
-To dobrze.-
odetchnęła z ulgą.
Pielęgniarka
ubrała rękawice ze smoczej skóry. Podeszła do bandaży, które były posmarowane
jakąś mazią, które według Laury ładnie pachniały.
-Podwiń
jeszcze trochę spodenki- poinstruowała ją.
Dziewczyna
posłuchała ją. Wyciągnęła różdżkę i położyła na szafce.
Pani Pomfrey z przerażeniem nakłada bandaże z
syreniej skóry (przetarte z krwią smoka i liścami kwiatu śmierci koloru
różowego* ) na nogi dziewczyny. Laura na samym początku nic nie poczuła ale gdy
siostra przycisnęła bandaże. Dziewczyna krzyknęła z nagłego bólu.
-Wytrzymaj!
Zaraz ci dam lek przeciwbólowy.
Pacjentka
starała się nie krzyczeć ale gdy siostra mocniej zaciskała bandaże z maścią,
które wywoływała ból, musiała dać upust emocjom. Do tego łzy rozmazywały jej
obrazy. Zagryzła wargę do krwi.
-Już kończę-
pani Pomfrey starała się jak najszybciej skończyć dotkliwy zabieg.
Po paru
minutach męczarni Laura utrzymała lek przeciwbólowy, które tylko przykrył część
bólu. Nie wiele ale lepsze niż nic.
-Dzielna
dziewczyna- pogadała dziewczynie chusteczkę, podziękowała, wytarła niepotrzebne
łzy i wysmarkała nos.
Siostra
przykryła ją ciepłym kocem i dała gorącą czekoladę. Ciepłym napój rozbudził
żołądek do pracy.
-Zaraz
przyjdę.- wyszła z skrzydła szpitalnego, zostawiając pacjentkę sam.
Laura
westchnęła. Uwolniła włosy z rozwalonego kucyka. Od razu poczuła ulgę.
Ciągnięcie włosów było złym pomysłem. Teraz cebulki ją bolały.
-Gdzie jest
nasza pacjentka?- w drzwiach pojawiły się głowy bliźniaczek i bliźniaczek,
którzy zaczęli gadać jednocześnie.
-Leże-
powiedział zmęczonym głosem.
-Widzę!
-Czemu
gadacie j e d n o c z e ś n i e?
-Nie wiemy!
-Przestańcie.-
odłożyła parujących kubek na szafce, gdzie znajdowała się jej różdżka
-No dobra-
usiedli wokół łóżka cierpiącej.
-Co ci
pani-która-nie-zna-się-na-żartach ?- spytał George.
-Nałożyła mi
bandaże z jakąś maścią- odkryła koc aby przyjaciele mogli zobaczyć ale po
chwili znów zakryła się kocem.
-To dlatego
wrzeszczałaś?- spytała Ola.
-Aż tak to
było słychać?- odpowiedziała pytaniem.
-Aż z
boiska- przez te słowa dostała kuksańca od swojej dziewczyny- Auć.
-Bez
przesady. U puchonów byłaś na sto procent słyszana. Biedna Olka popłakała się
myślała, że zaczęła się walka.
-Skąd
wiesz?- spytał się podejrzliwie Fred.
-Weronika z
puchonów mi powiedziała. Ta co ma burze kręconych włosów. Mieszka z nią.
Niestety.
Ponad
godzinę przyjaciele opowiadali co się działo w Hogwarcie gdy ta wrzeszczała jak
opętana. Jednak Laura czuła, że czegoś jej przyjaciele nie mówili.
-A co robi
Eryk?- odpowiedziała jej cisza.- Co robi Eryk…?
-On…- George
zabrakło tchu.
-Gdzie
Eryk?!- zażądała.
-On…-
zaczęła Sandra.
-On…-
zaczęła Ola.
-On…- zaczął
Fred.
-On…- zaczął
znów George.
-Co on!?-
dziewczyna zaczęła się pomału denerwować.
-Wyjechał-
rzekł po dłuższej chwili Fred.
-Jak to
wyjechał? Gdzie?- dopytywała się.
-Domu. Nie
będzie brał udziału w walce.
-CO?!-Laura
wrzasnęła.
Wyskoczyła z
łóżka i zaczęła chodzić w tą i z powrotem.
-Ale z niego
tchórz. Jak ja dorwę. To zabije.
-Lauro-
zaczęła niepewnie Ola.
-Jaki z
niego tchórz… On mnie popamięta.
-Lauro.
-Nie wierzę…
-Lauro do
jasne cholery!- wrzasnęła Ola
-Co?
-Ty
chodzisz!
Osłupiała.
Spojrzała w dół. Stała na nogach. Ona chodziła naprawdę. Poruszyła palcem u
nogi. Czuła go. Może chodzić.
-Ja..
-Chodzę-
dokończyli za nią przyjaciele.
-Jak się
cieszę!- rzuciła się w objęcia przyjaciół.
-Bo nas
udusisz!
-Przepraszam.
Ale mogę chodzić – zapiszczała.
-Udało się!
Potter możesz chodzisz- obróciła i zobaczyła pielęgniarkę, która miała łzy w
oczach.
-Zawsze w
ciebie wierzyłem Anno- w drzwiach pojawił się Albus Dumbledore.
-Dziękuje
dyrektorze.
-Mogę to
ściągnąć?- wskazała na bandaże.
-Jutro je
ściągniesz. Na razie zostań. Nie będą ci przeszkadzały?- pokręciła głową.- To
możesz iść.- machnęła ręką.
ERYK
Chciał dotrzeć do domu. Miał wszystko gdzieś. A
zwłaszcza Pottera. Nienawidził ją. Serce miał napojone nienawiścią. Jak ona
śmiała ze mną zerwać? Idiotka, szmata, idiotka.
Usiadł na
nagrobku. Znajdował się cmentarzu. Nie wiedział dlaczego tutaj się znalazł.
Pomyślał o jakiś mało używanym miejscu i „puf!”. Jest tutaj. Nie wiele widział.
Jedynie lampa dodała światła w mroku.
-Lumos!-
szepnął.
Nieznaczne
światło pojawiło się na końcu różdżki. Skierował światło na nagrobek na, którym
siedział. Otrzepał kurz z nazwy. Gdy odczytał napis zachłysnął się powietrzem. Lili Potter i James Potter.
-Miło cię
widzieć Eryku- usłyszał znajomy głos.
-Kto tu jest?-
zerwał się równe nogi.
-To ja twój
przyjaciel, Lord Voldemort- z cienia wyłonił się żywy Tomy Riddle.
-Nie jesteś
moim przyjacielem- warknął.
-Spokojnie
Eryku, przychodzę tutaj w dobrym zamiarach.
-Niby
jakich?
Nie
spuszczał wroga z oka. Jeden niewłaściwy ruch i będzie martwy. Lord schował
różdżkę, którą bawił się jakiś czas. Szedł wolnym pewnym siebie krokiem do
chłopaka, który miał wszystkie napięte mięśnie do ataku. Wróg zrobił coś czegoś
chłopak się nie spodziewał. Złapał go za głowę swoimi długimi palcami i zaczął
coś szeptać. Na samym początku próbował uciec… zrobić cokolwiek. Do jego umysłu
wpadł Lord i zaczął wpajać nienawiść do Laury. Pokazywał wszystko z najgorszej
strony.
Widział
Laurę bawiącą się z nim, mówiąca magiczne dwa słowa a potem gdy chłopak nie
widział jej zabawiała się Draco Malfoy.
Tom po paru minutach puścił chłopca i spytał:
-Jakie jest
twoje zadanie?
-Zabić
Pottera, panie.
*kwiat
normalnie jest niebieskiego ale na potrzebę opowiadania dostał kolor różowy,
albowiem ten kolor bardzo jest rzadki i trudny do zdobycia*
===============================================
Przepraszam za mało akcji ;-;
Za błędy też xD
Rozdział *)*****
OdpowiedzUsuń*0*
Rozdział *0*
OdpowiedzUsuńKocham *O*
OdpowiedzUsuń