poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 21

Nie otwierając oczu , próbowała zgadnąć na czym leży. Zaczęła ręką jeździć po czymś ciepłym. To „coś” było przyjemne w dotyku i nierówne.  Mimowolnie się uśmiechnęła.
-Możesz mnie nie obmacywać?- usłyszała głos Draco.
Otworzyła gwałtownie oczy. Draco wybuchnął śmiechem na reakcje Laury. Odsunęła się  i strzeliła buraka.
-To nie jest śmieszne- usiadła prosto.
-Dla mnie jest. – rozciągnął się.
-Która jest godzina?- spytała.
-Przed piątą- zerknął na zegarek.
-Tyle przespałam?- spytała zaskoczona.
-Przespaliśmy- poprawił ją, przewróciła oczami.-Masz bardzo wygodne łóżko  będę częściej wpadał.
-Zapomnij.
Złapał za nogawkę i położyła nogę na krawędzi łóżka, tak samo z drugą nogą.
-Czekaj! Pomogę ci- Złapał ją w tali i pomógł usiądź jej na krześle.-Podać ci ubrania?
-Nie!- krzyknęła, gdy zaczął się zbliżać do szafki z bielizną-Ty woń. Zaraz przyjdzie Mrużka i mi pomoże.
-Jesteś pewna? – kiwnęła głową- Ale punkt siódma dziesięć zabieram cię na śniadanie. Nie obchodzi mnie, że będzie ubrania tylko samą bieliznę zabieram cie i koniec- pokazała mu język.-Nie pokazuj języka bo ci krowa nasika- powiedział i wyszedł z dormitorium dziewczyny.
Westchnęła. Dalej czuła palce chłopaka na talii. Pierwszy raz coś takie czuła, nawet Eryk… Przegryzła wargę. Zawiodła się na nim. Był osobą, którą uważała za przyjaciela ,brata, chłopak. Musi o nim zapomnieć. Tu i teraz. Strzeliła palcami. W ciągu minuty pojawiła się Mrużka. Bez słowa wyciągnęła ubrania z szafy i położyła w łazience (krótkie spodenki, bieliznę, biały podkoszulek, krawat, cienki sweter i skarpety.) . Swoją mocą przeniosła Laurę do łazienki. Nalała gorącej wody wanny. Przyniosła bliżej ręczniki aby dziewczyna mogła się wytrzeć. Laura podziękowała  i zaczęła ściągać ubrania. Po paru minutach udało się jej ściągnąć ciuchy i zanurzyć w wodzie. Wyszorowała ciało kładąc nacisk na zadanie ból nieczynny nogom. Wychodząc z wanny starała się nie pośliznąć. Musiała wszystko robić rękami. Wytarła się dokładnie do sucha, ubrała rzeczy przygotowane przez skrzatkę i zaczęła czołgać się do sypialni. Musiało to zabawnie wyglądać bo tylko górna cześć pracowała a dolna była bez ruchu. Gdy udało się jej dość do łóżka. Na jej spodenkach była plama od wody. Warknęła.  Wysuszyła zaklęciem mokre rzeczy i położyła się na boku. Miała jeszcze godzinę więc postanowiła pospać ale za nim usnęła nastawiła sobie budzić.
* * *
Obudziła się gwałtownie. Budzik zaczął  z siebie wydawać okropne dźwięki. Wyłączyła go i zaczęła się usuwać z siebie resztki snu. Rozczesała włosy, które dziś się buntowały. Westchnęła z bezradności. Sięgnęła po różdżkę i użyła kilka znanych jej zaklęć. Jej włosy zrobiły się proste jak drut. Uśmiechnęła się. Usłyszała pukanie od okna.
-Alohomora!- Draco wleciał do pomieszczenia.-Wcześnie jesteś- zdziwiła się.
-Pani Pomfrey prosi cie do gabinetu. Pozwoliła mi, żeby cie przywiózł miotło. Ma dla ciebie dobrą nowinę. A ja wiem jaką!- powiedział dumnie.
-Powiedz jaką!- zażądała.
-N-i-e m-o-g-ę- wydukał.
-Dracusiu!- powiedział słodkim głosikiem.
-Nie marudź. Zaraz sama się dowiesz. Zwiąż włosy nie chcę obrywać w czasie lotu- związała włosy w luźnego kucyka.
Draco tak jak wczoraj pomógł jej wsiąść na miotłę i objął dziewczynę. Po policzkach dziewczyny  wpełzły rumieńce. Włożyła różdżkę do kieszeni i poprosiła aby jeszcze nie ruszał. Chłopak o platynowych włosach   mimo prośby koleżanki odepchnął się nogami. Laura w ostatniej chwili udało się jej złapać trzonka miotły. Obiecała sobie, że Draco zabije za  napędzenie jej  stracha. Szybko okrążył zamek i dotarł do właściwego okna. Wleciał i skierował się najbliższego łóżka. Pielęgniarka  już czekała. Położył ją na łóżku. Bez słowa poprawił jej poduszki. Dziewczyna była zaskoczona czynem chłopaka lecz nic nie powiedziała. Ale przez jego bliskość ciała dostała zdradliwych rumieńców.
-Draco możesz już iść- kiwnął i odleciał.
-Czego pani ode mnie chciała?- przybliżyła szafeczkę gdzie leżało dużo maści i bandaży.
-Lauro mam pewną teorię, która może uleczyć twoje nogi. Jest ponad pięćdziesiąt procent szans, że się uda. Ale jest mały problem- pielęgniarka zagryzła nerwowa wargę. – Może być to bolesny proces.  Chcesz się tego podjąć?
-Jeśli temu mam chodzić to tak.
-To dobrze.- odetchnęła z ulgą.
Pielęgniarka ubrała rękawice ze smoczej skóry. Podeszła do bandaży, które były posmarowane jakąś mazią, które według Laury ładnie pachniały.
-Podwiń jeszcze trochę spodenki- poinstruowała ją.
Dziewczyna posłuchała ją. Wyciągnęła różdżkę i położyła na szafce.
  Pani Pomfrey z przerażeniem nakłada bandaże z syreniej skóry (przetarte z krwią smoka i liścami kwiatu śmierci koloru różowego* ) na nogi dziewczyny. Laura na samym początku nic nie poczuła ale gdy siostra przycisnęła bandaże. Dziewczyna krzyknęła z nagłego bólu.
-Wytrzymaj! Zaraz ci dam lek przeciwbólowy.
Pacjentka starała się nie krzyczeć ale gdy siostra mocniej zaciskała bandaże z maścią, które wywoływała ból, musiała dać upust emocjom. Do tego łzy rozmazywały jej obrazy. Zagryzła wargę do krwi.
-Już kończę- pani Pomfrey starała się jak najszybciej skończyć dotkliwy zabieg.
Po paru minutach męczarni Laura utrzymała lek przeciwbólowy, które tylko przykrył część bólu. Nie wiele ale lepsze niż nic.
-Dzielna dziewczyna- pogadała dziewczynie chusteczkę, podziękowała, wytarła niepotrzebne łzy i wysmarkała nos.
Siostra przykryła ją ciepłym kocem i dała gorącą czekoladę. Ciepłym napój rozbudził żołądek do pracy.
-Zaraz przyjdę.- wyszła z skrzydła szpitalnego, zostawiając pacjentkę sam.
Laura westchnęła. Uwolniła włosy z rozwalonego kucyka. Od razu poczuła ulgę. Ciągnięcie włosów było złym pomysłem. Teraz cebulki ją bolały.
-Gdzie jest nasza pacjentka?- w drzwiach pojawiły się głowy bliźniaczek i bliźniaczek, którzy zaczęli gadać jednocześnie.
-Leże- powiedział zmęczonym głosem.
-Widzę!
-Czemu gadacie j e d n o c z e ś n i e?
-Nie wiemy!
-Przestańcie.- odłożyła parujących kubek na szafce, gdzie znajdowała się jej różdżka
-No dobra- usiedli wokół łóżka cierpiącej.
-Co ci pani-która-nie-zna-się-na-żartach ?- spytał George.
-Nałożyła mi bandaże z jakąś maścią- odkryła koc aby przyjaciele mogli zobaczyć ale po chwili znów zakryła się kocem.
-To dlatego wrzeszczałaś?- spytała Ola.
-Aż tak to było słychać?- odpowiedziała pytaniem.
-Aż z boiska- przez te słowa dostała kuksańca od swojej dziewczyny- Auć.
-Bez przesady. U puchonów byłaś na sto procent słyszana. Biedna Olka popłakała się myślała, że zaczęła się walka.
-Skąd wiesz?- spytał się podejrzliwie Fred.
-Weronika z puchonów mi powiedziała. Ta co ma burze kręconych włosów. Mieszka z nią. Niestety.
Ponad godzinę przyjaciele opowiadali co się działo w Hogwarcie gdy ta wrzeszczała jak opętana. Jednak Laura czuła, że czegoś jej przyjaciele nie mówili.
-A co robi Eryk?- odpowiedziała jej cisza.- Co robi Eryk…?
-On…- George zabrakło tchu.
-Gdzie Eryk?!- zażądała. 
-On…- zaczęła Sandra.
-On…- zaczęła Ola.
-On…- zaczął Fred.
-On…- zaczął  znów George.
-Co on!?- dziewczyna zaczęła się pomału denerwować.
-Wyjechał- rzekł po dłuższej chwili Fred.
-Jak to wyjechał? Gdzie?- dopytywała się.
-Domu. Nie będzie brał udziału w walce.
-CO?!-Laura wrzasnęła.
Wyskoczyła z łóżka i zaczęła chodzić w tą i z powrotem.
-Ale z niego tchórz. Jak ja dorwę. To zabije.
-Lauro- zaczęła niepewnie Ola.
-Jaki z niego tchórz… On mnie popamięta.
-Lauro.
-Nie wierzę…
-Lauro do jasne cholery!- wrzasnęła Ola
-Co?
-Ty chodzisz!
Osłupiała. Spojrzała w dół. Stała na nogach. Ona chodziła naprawdę. Poruszyła palcem u nogi. Czuła go. Może chodzić.
-Ja..
-Chodzę- dokończyli za nią przyjaciele.
-Jak się cieszę!- rzuciła się w objęcia przyjaciół.
-Bo nas udusisz!
-Przepraszam. Ale mogę chodzić – zapiszczała.
-Udało się! Potter możesz chodzisz- obróciła i zobaczyła pielęgniarkę, która miała łzy w oczach.
-Zawsze w ciebie wierzyłem Anno- w drzwiach pojawił się Albus Dumbledore.
-Dziękuje dyrektorze.
-Mogę to ściągnąć?- wskazała na bandaże.
-Jutro je ściągniesz. Na razie zostań. Nie będą ci przeszkadzały?- pokręciła głową.- To możesz iść.- machnęła ręką.
ERYK
Chciał  dotrzeć do domu. Miał wszystko gdzieś. A zwłaszcza Pottera. Nienawidził ją. Serce miał napojone nienawiścią. Jak ona śmiała ze mną zerwać? Idiotka, szmata, idiotka.
Usiadł na nagrobku. Znajdował się cmentarzu. Nie wiedział dlaczego tutaj się znalazł. Pomyślał o jakiś mało używanym miejscu i „puf!”. Jest tutaj. Nie wiele widział. Jedynie lampa dodała światła w mroku.
-Lumos!- szepnął.
Nieznaczne światło pojawiło się na końcu różdżki. Skierował światło na nagrobek na, którym siedział. Otrzepał kurz z nazwy. Gdy odczytał napis zachłysnął się powietrzem. Lili Potter i James Potter.
-Miło cię widzieć Eryku- usłyszał znajomy głos.
-Kto tu jest?- zerwał się równe nogi.
-To ja twój przyjaciel, Lord Voldemort- z cienia wyłonił się żywy Tomy Riddle.
-Nie jesteś moim przyjacielem- warknął.
-Spokojnie Eryku, przychodzę tutaj w dobrym zamiarach.
-Niby jakich?
Nie spuszczał wroga z oka. Jeden niewłaściwy ruch i będzie martwy. Lord schował różdżkę, którą bawił się jakiś czas. Szedł wolnym pewnym siebie krokiem do chłopaka, który miał wszystkie napięte mięśnie do ataku. Wróg zrobił coś czegoś chłopak się nie spodziewał. Złapał go za głowę swoimi długimi palcami i zaczął coś szeptać. Na samym początku próbował uciec… zrobić cokolwiek. Do jego umysłu wpadł Lord i zaczął wpajać nienawiść do Laury. Pokazywał wszystko z najgorszej strony.
Widział Laurę bawiącą się z nim, mówiąca magiczne dwa słowa a potem gdy chłopak nie widział jej zabawiała się Draco Malfoy.  Tom po paru minutach puścił chłopca i spytał:
-Jakie jest twoje zadanie?
-Zabić Pottera, panie.


*kwiat normalnie jest niebieskiego ale na potrzebę opowiadania dostał kolor różowy, albowiem ten kolor bardzo jest rzadki i trudny do zdobycia* 

===============================================
Przepraszam za mało akcji ;-; 
Za błędy też xD

3 komentarze: