czwartek, 26 maja 2016

Zwiastun!

Dziewczyna o imieniu Laura, jak każda przyszła czarodziejka, marzyła o liście z informacją o przyjęciu do szkoły. Jednak dzień jej jedenastych urodzin był dla niej koszmarem…

piątek, 8 kwietnia 2016

Pani Koniec / Epilog

Prorok codzienny!
Dnia 18 listopada opuściła nas słynna bohaterka Laura Potter. Jako prapraprawnuczka potężnego niegdyś Harry’ ego Pottera, wyzwoliła ze szponów cały magiczny świat przed Lordem Voldemortem, który ukrywał się kilkadziesiąt lat szykując zemstę.
  Zmarła z niewiadomych przyczyn w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga.   Osierociła piątkę dzieci w tym dwuletnie dziecko. Dwójka z całej z graji zajmuje się rodzeństwem, gdyż ojciec Eryk Filch- Potter jest niezdolny umysłowo do wychowania swojej rodziny. [..]
 Teraz państwu przypomnimy ostatnie słowa wypowiedziane przez wybrankę:
                     „ Era Potterów dopiero się zaczyna.”
Czy to początek czegoś złego?




Bracia Wesley założyli swój własny sklep dowcipów, który miał swą  oficjalną premierę dnia 30 czerwca (tuż po zakończeniu roku szkolnego).  Następnego dnia odbył się ślub dwójki bliźniaków.

Amelia Filch wyszła za mąż za znanego szukającego Dracona Malfoy’ a.
Roksana Filch z powodu zabójstwa ukochanego popełniła samobójstwo, w jej ślady poszła zrozpaczona matka, która utraciła dwójkę swoich dzieci.

Draco Malfoy został oficjalnie ojciec dwójki dzieci. Musimy dodać, że żadne z dzieci nie jest podobne do rodziców. Czyżby Amelia dopuściła się zdrady?!

WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI!

Z przesłuchania świadków dowiedzieliśmy, że Draco jest ojcem jednego z dzieci państwa Potterów! Czyżby nasza bohaterka miała coś za uszami? Niestety ta dwójka nie chce wypowiedzieć na ten temat. 

















piątek, 25 marca 2016

Rozdział 29

Przepraszam za błędy, przepraszam, że to tak długo trwało nie chciałam go pisać, bo za bardzo się z tą historią przywiązałam. ;-; 

============
Obudził ją przeszywający ból. Zamrugała kilkakrotnie. Nie musiała mieć otwartych oczu, aby widzieć ciemność.  Czuła się cholernie źle. Chciało się jej jeść, pić i musiała do toalety. Westchnęła. Wszystko ją bolało. Serce zniszczone pracowało z ledwością. 
Czemu pszczoła użądli i  umiera, a człowiek wiele razy rani i dalej żyje? Jaki jest tego sens? Czasem zwykle słowa ranią bardziej niż czyny. 
Ponownie westchnęła, jej głos odbił się echem po korytarzu. Musiała się ogarnąć. Nie miała zbyt wielkiego pola do popisu.   Kajdanki wżynały się w skórę, zostawiając  krwawe ślady. Wzięła głęboki oddech.
Laura spokojnie. 
 Pomyśl, musisz mieć jakieś szanse.
Jestem zakuta w kajdanki, walka nie popłaca.
Gdyby tak…
Nie po to zostałam wybrana do czterech domów, aby nie skorzystać z ich głównych cech.
Zadrżała. Nie był najmądrzejszy pomysł, ale jest znikoma szansa, że się to uda. Resztkami sił wrzasnęła, ile miała sił w płucach. Nie musiała długo czekać, do pomieszczenia wbiegł jeden z śmierciożerców. Ubrany w służbowe ubranie, które niczym się nie różniło od ciemności.
   Jasne światło rozwarło się po pomieszczeniu. Tak jak dziewczyna zgadywała było zbudowane z  kamienia, wszędzie leżały kajdanki i rozwalone miski.  
Śmierciożerca zmrużył gniewnie powieki. Podszedł do dziewczyny i uderzył ją w policzek.  Zamrugała kilkakrotnie odpychając nieproszone łzy.  Uderzone miejsce paliło się miłosiernie. Na jej skórze został odciski palców mężczyzny. 
-Ty kurwo, nauczysz się porządku! – prychnęła, duma gryfońska nie pozwalało na takie traktowanie.
-Chcę widzieć Voldemorta, śmieciu- kolejne uderzenie, kolejne prychnięcie.
-Pan, będzie widział kiedy on zechcę, a nie ty parszywa smarkulo.- warknął.
Miała wielką ochotę go kopnąć, lecz jej krótkie nogi nie pozwalały na to. W duchu przeklinała swój wzrost.  Napluła mu na twarz.  Spojrzała w jego oczu mordu. Teraz miała pewność, że przesadziła. Przełknęła strach. Wyciągnął w jej stronę różdżkę . Napięła mięśnie, czekając na zaklęcie niewybaczalne. W czasie braku przytomności, wiele razy oberwała zaklęciem niewybaczalnym. Skąd wiedziała? Rany na jej mówiły wszystko.
-Nott, wynoś się- w drzwiach pojawił się Draco, ubrany w strój śmierciożercy.
Czarna, długa szata zakrywająca całe ciało i maskę, którą trzymał akurat w dłoni. Dziewczyna mogła dostrzec delikatnie drżenie dłoni chłopaka. 
-Nie- burknął.
-Jestem od ciebie wyżej w kręgu, jedno słowo, a z ciebie zostanie tylko proch- warknął, Nott,prychnął i wyszedł z pomieszczenia.
Draco machnął różdżką, wszystkie pochodnie zapaliły się dając trochę ciepła. Zamknął za sobą drzwi, wyciszył zaklęcie pomieszczenie i podszedł do dziewczyny. Skuliła się, nie miała ochoty go widzieć. Wyciągnął z szafy małą butelkę wody. Cofnęła się na tyle ile pozwalały jej kajdańki.
-Nic od ciebie nie chcę- warknęła, obróciła głowę na bok, usłyszała westchnięcie.
-Nie dyskutuj- złapał ją za podbródek, zmuszając do wypicie napoju.
Nie chciała się przyznać, ale odczuła ulgę pijąc wodę, jedno pragnie zostało ukojone. Niestety z następnymi musiała poczekać. Schował pustką butelkę do szaty.
-Możesz sobie iść do swoich przyjaciół.- warknęła, uniosła dumnie głowę.
-To nie są moi przyjaciele.
-Ta? Przyznaj się, ile zabiłeś naszych? Błagali się o litość? Co ja gadam, nigdy by tego nie zrobili.  Fred, George,  Ola, Sandra… Jeśli im coś stało to obiecuje na Merlina, że będziesz cierpiał. Nie chcę wiedzieć jak został zniszczony Hogwart. Ty parszywy dupku, mam nadzieje, że zgnijesz w piekle… Ty…
-Hogwartowi nic się nie stało, śmierciożercy chcieli tylko ciebie.  Tylko jedna osoba zginęła.- uciął.
-Kto?!- spytała przerażona.
W myślach błagała, aby to nikt z jej znajomych.
-Albus Dumbledore – westchnął.
-To niemożliwie…
-W ostatnich godzinach swoje życia powiedział „ Lauro twoja odpowiedź jest w sercu”.
-To teraz mi powiedz, co to kurde znaczy!
-Nie wiem. Ty znasz odpowiedź. Laura ja chcę cie przepro…
-Daruj sobie.- warknęła.
-Ale…
-Nie warto…
-Laura…
-Nienawidzę cie.
-Wiem.
-Wyjdź.- wyszedł.
Zamknęła oczy.  Śniła  o wczorajszych wydarzeniach mając nadzieje, że to tylko sen, który okazał się pieprzoną rzeczywistością.
Poczuła szarpanie ramienia. Otworzyła gwałtownie. Przed nią stali mężczyźni. Przerażona próbowała się odsunąć, lecz jeden z nich złapał ją za ramie.  Drugi zaś ściągnął kajdanki, poczuła niewyobrażającą ulgę.  Niestety nie dano jej długo się cieszyć bo złapali ją za łokcie i wyciągnęli ją z pomieszczenia.  Korytarzy były według niej takie same. Otworzyli wrota, która przypominały drzwi od Wielkiej Sali. W środku byli wszyscy śmierciożercy, na samym środku było  pole w które została wrzucona. Na tronie zasiadł Lord Voldemort. Reszta ukłoniła się i wróciła na swoje miejsce.
-Witajcie…- zaczął, przestała go słuchać.
 Wzrokiem odszukała jakiekolwiek ucieczki, lecz szanse były znikome.  Wszędzie byli śmierciożercy, na dodatek była bez różdżki.  Została uderzona brzuch powiedziała zaskoczona „Auć”.
-Słuchaj się pana- mruknął.
-Czy jesteście gotowi na koniec ery Potterów!?- zabrzmiał głos Lorda, wszyscy krzyknęli głośno „Tak panie”.- Powiedz mi Lauro Potter- wysyczał jej nazwisko z nienawiścią- Jakie mas ostatnie życzenie.
Laura teraz aby nigdy!
-Nie jesteś godny tytułu Lorda, Lord stanął by w uczciwej walce a nie zabijał bezbronnej osoby. To takie nie rycerskiej.
-Więc co sugerujesz?- spytał zaciekawiony, kątem oka spojrzała na przerażone Dracona i Zabiniego.
-Ja, ty pojedynek przed Hogwartem.  Jesteś tego godzien Lordzie Voldemorcie? 
-Wiesz,  że mnie ze mną szans?- wybuchnął śmiechem.
-Jak nie mam z tobą szans to czemu nie zawalczysz…?
-Zgadzam się, jest jeden warunek.
- Jaki?- przełknęła strach.
-Pojedynek będzie dział się na oczach uczniów Hogwartu, niech patrzą na twoją porażkę Potter- wysyczał.- Niech się uczą, że ze mną się nie zadziera.
-Dobrze- uniosła dumnie głowę- Daj mi różdżkę.
                          * * *
Poczuła znajome szarpnięcie brzucha. Czarna mgła pomiędzy nimi zabrała ich na znajome tereny dziewczynę. Ciężko opisać to dziewczyna wtedy czuła, radość, radość i radość.  Uczniowie odbudowali mury Hogwartu. Miała ochotę do nich pobiec lecz została zatrzymana.  Pierwszy zobaczył ich Nevil, zaskoczony krzyknął. Wszystkie głowy skierowały się stronę. Uczniowie tak samo jak nauczyciele ruszyli biegiem w stronę dziewczyny. Lord złapał ją za szyje i przyłożył magiczny patyk na obojczyk.
-Stójcie !- wrzasnęła, zaskoczeni zatrzymali się- Nic proszę nie róbcie zaufajcie mi! Proszę.
Rozejrzała się po przyjaciołach, niektórych się   porządnie oberwało. George nie miał jednego ucha, Fred kulał,  bliźniaczki miały rozcięte czoło, które było zabandażowane. Na szczęście nie było więcej poważnych obrażeń.
-Witaj Minerwo- przywitał się Tom Riddle, kobieta wzdrygnęła- Potter wyjaśnij czemu tu jesteśmy.
-Na terenie Hogwartu mamy stoczyć ostateczną walkę, wygrany bierze wszystko. Nikt zewnątrz nie może rzucić żadnego zaklęcia bo ta osoba zginie, oznaczając koniec gry- przełknęła ślinę.
Odepchnął się od siebie, wyciągnął z szaty jej różdżkę i podał jej. Rzuciła ostatniej spojrzenie przyjaciołom.  Odebrała magiczny patyk i cofnęła się o krok.
-Pojedynek czas zacząć- powiedzieli jednocześnie.
Świat stanął w miejscu. Wszyscy wstrzymali oddechy, teraz od niej zależało kto wygra. Nikt nie mógł jej pomóc bo mogła umrzeć. Przed bitwą naciągnął na nią klątwę. Przełknęła ślinę.
-Sectumsempra!- krzyknął.
-Protego!  Perrificus Totalus! – w ostatnim momencie odskoczył.   
Walka trwała w najlepsze. Nikt nie odpuszczał, szanse były wyrównane.  Uczniowie, nauczyciele mogli się tylko przyglądać.  Dziewczyna zaczynała się męczyć, skakanie, odbijanie zaklęć zabierało wszystkie jej siły. Nie była martwą istotą, która urodziła się z kości i krwi innych ludzi. Oddech urywany zamieniał się w parę.   Rozwiązane trampki dały osobie znak. Gdy uciekała przez zaklęciem „Avade Kedavra” upadła. Nastała cisza. Odebrał jej różdżkę. Przełknęła ślinę. Wszyscy wstrzymali oddech.  Wybuchnął śmiechem.  Wypluwała ziemię, która dostała się do jej ust.
-Taka słaba.  Era Potterów od dziś zostanie usunięta z historii. Ava…!
-Avade Kedavra! – z Zakazanego Lasu wybiegł Eryk Filch.
-Nie!- krzyknęła.
Lord Voldemort w ostatniej chwili odbił zaklęcie, lecz jeden ze strumień dotknął. Upadł na ziemie.  Wyglądał na martwego.
-Laura!- wykrzyknął uradowany.
-Uciekaj stąd!- wrzasnęła, zamarł zaskoczony.
Wstała. Mimo prośby dziewczyny podbiegł do niej. Pomógł  jej wstać. Objął ją. Wybuchnął płaczem.
-To nie byłem ja, nigdy bym cie nie skrzywdził- wtuliła się.
-Wiem, tęskniłam.
-Boże, Laura ja cię kocham. Zawsze kochałem, każdy dzień był torturą.
-Ja też cie kocham.
Gdy wszyscy byli zajęci spoglądaniem na dwójkę zakochanych. Lord uniósł się z ziemi i z całą nienawiścią powiedział „ Avade Kedavra”.
-Au- szepnął Eryk.
Spojrzała na niego przerażona. Po  policzku popłynęła samotna łza. Upadł z łomotem na ziemie. 
-Eryk…- wybuchnęła płaczem.
-Miłość to słabość.- podniosła się, wytarła łzy i uniosła głowę.
To właśnie miłość sprawia, że człowiek jest silniejszy.
Pamiętaj Lauro.
Lauro Potter.
Ominęła ciało chłopaka i powolnym krokiem podeszła do przeciwnika.
-Jesteś na przegranej pozycji. Mam twoją różdżkę, ja swoją. Twój chłoptaś nie żyje.
-A właśnie, że nie.- powiedziała z mocą.
Z jej kieszeni wydobył się miecz rycerza z srebrnej zbroi, który zmienił się  w rzeczywisty rozmiar.  Zmrużył oczy.   Poczuła potężną moc przepływającą jej ciało.  Szala zwycięstwa w ostatniej minucie zostanie osądzona przez założycieli Hogwartu.  Drugą ręką przywołała swoją różdżkę.  Przyłożyła do miecza, którą czerwonym strumieniem połączył wszystkie moce w jedności.  Dzierżyła wszystkie magiczne patyki w jednej ręce. Serce szalało jej z radości.  Wkurzony Voldemort rzucał wszystkie znane mu zaklęcie  z łatwością je odbijała.  Była coraz bliżej i bliżej.  Chciała wypowiedzieć mordercze zaklęcie lecz gdy postawiła różdżkę pionowo to zamieniła się w szklany miecz, który przebił  na wylot martwą istotę. Ciała padła z głuchym trzaskiem. Wiatr rozwiał niszczące kawałki ciała Lorda Voldemorta. Nie popłynęła krew, nie wrzasnął, cisza.
Lord Voldemort nie żyje.
Laura Potter jest mordercą.
Powolnym krokiem obróciła się do martwego ciała przyjaciela. Nowa  partia łez wypłynęła na zewnątrz. Odrzuciła magiczny patyk. Upadła na kolana i przytuliła się do Eryka. Jego zimno przenikało ją.
-Czemu to nie byłam ja? – wydusiła w końcu.- Zrobiłam bym wszystko abyś znowu oddychał, powiedział moje imię.
Odrzucony miecz wyłonił swoje prawdziwe postacie.  Założyciele Hogwartu po tylu latach. Wreszcie mogą zaznać spokoju. Żyli w mroku, czekając na Laurę, która uwolni ich z nie woli. Spojrzeli na zniszczony w połowie Hogwart. Do ich dusz powróciły wspomnienia. Wreszcie w domu.
Potem skierowali wzrok na płaczącą osóbkę, przytulającą się do przyjaciela, który ją ochronił. Wiedzieli co zrobić. Unieśli ręce, z pod ich palców wydobyły się strumienie w kolorów domów. Owinęły ciało chłopaka, dając nowe życie. Nowy początek.

Potem zniknęli kłaniając się uczniom i nauczycielom życząc wspaniałego życia, które jest krótkie, i kruche.

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 28

Nikt nie lubi poniedziałków, zwłaszcza, że zaczęła się bitwa.
 Zerwała się z łóżka i pobiegła do okna. Tłum śmierciożerców szedł na Hogwart a na czele Lord Voldemort, który podobno umarł.  Nie dajcie się zwieść to tylko Iluzja.   Z prędkością przebrała się, w tym samym czasie alarm nakazał uczniom wstać. Złapała za różdżkę i krzyknęła zaklęcia patronusa. Koń, Borsuk, wąż, kruk zaczęły okrążać tarczę. Chroniąc przed de mentorami. Wybiegła z pomieszczenia. Rycerz, który kłaniał się stał na baczność przed nią. W pokoju wspólnym trwał chaos.  Uczniowie pchali się do wyjścia bądź zabierali coś z pokoju. Ruszyła za pierwszą grupką. Dostrzegła rudzielców wyciągnąć wielki worek z skrytki.
-Zapowiada się niezła zabawa!- krzyknął Fred.
-Zabawa?!- wrzasnęła zaskoczona.
-Fajne masz księcia!- krzyknął zasapany George, mimowolnie odwróciła się i zobaczyła rycerza trzymające dumnie miecz.
Przed nawoływanie uczniów nie słyszała jak biegnie za nią. 
-Laura masz szybko skryć się na najwyższej wieży!- odwróciła się, Draco złapał ją za łokieć.
-Jest walka muszę tam być!- pokój wspólny był pusty, była ich trójka.
-Będziesz rzucała zaklęcia z góry! Twoja kolej wkrótce nadejdzie!- pociągnął ją w stronę schodów.
Tak jak wcześniej w pokoju wspólny panował chaos. Nauczyciele wykrzykiwali rozkazy, uczniowie biegli na swoje stanowiska. Duchy chowały się po kątach, aby zaskoczyć przeciwników. Irytek latał w tą i z powrotem (o dziwo ) słuchając rozkazów Minerwy. Dziewczynie brakowało już tchu, ciężko było się przedzierać przez tłum, pod prąd.  Czuła paniczny lęk, nie udało się jej. Nie odnalazła ostatniej różdżki.  Przegrają. Niech Merlin ma nas w opiece.   Ciężko było dotrzymać kroku blondynowi, musiał kilka razy ją ciągnąć. Przeklinała w duchu swoją kondycje. Znaleźli się na najwyższej wieży z zamku.
-Masz. Tu. Zostać. Nawet nie waż się ruszać na krok.- warknął  i wybiegł.
Podeszła do metalowej rury, która chroniła przed wypadkiem.  Zacisnęła palce na różdżce, gdy zobaczyła najróżniejsze. Wzrok skrzyżował się z NIM.  Wyglądał gorzej nic go sobie wyobrażała. Uśmiechnął się i dłonią pokazał swoją armię.
Era Potterów zostanie dziś ukończona.
Po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszała głos Voldemorta. Syknęła z bólu, gdy blizna dawała sobie we znaki.
Mylisz się.
Tylko Potterowie znają sposób, aby uniknąć śmierć.
My jesteśmy panami Śmierci.
Czuła narastający gniew, wroga. Przełknęła ślinę. Spojrzała kątem oka na rycerza w srebrnej broi. Stał niewzruszony. Rycerz dodawał jej pewności, której teraz potrzebowała.
Czekała.
Kto zrobi pierwszy ruch.
Cisza.
Do kogo należy pierwszy ruch?
-Fred!
-Co jest George?
-Jak przeżyjemy to otworzymy razem sklep i się ożenię!
-Dobra ale ja jestem druhną! Zawsze chciałem ubrać sukienkę bez konsekwencji!
-Niebieską czy Zieloną?
-Czerwoną!- Laura parsknęła.
Podziwiała ich styl życia, wszystko na luzie. Nawet w obliczu zagrożenia nie trącą zimnej krwi. Wielki szacunek.
-Laura! Zamierzasz użyć zaklęć niewybaczalnych ?- spytał Fred.
Wzruszyła ramionami.
-Nie ma innego wyboru! Drętwotą ich niepokonany !
-A tak w ogóle to fajne masz księcia!
-George idź do diabła!
-Dobra! Mam go pozdrowić?- przewróciła oczami.
Powróciła do oglądania scenerii za barierą. Jej Patronusy dalej okrążały barierę. Dementorzy nie mogli się zbliżyć, wydawały okropne dźwięki. Po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Na co oni tak czekają?!

Niczego nie rozumiała.  Lord Voldemort stał i uśmiechał się jakby niby nic. Ukazując zniszczone zęby, wzdrygnęła. Coś jej tu nie pasowała. Śmierciożercy też wyglądali bardzo pewnie. Zmrużyła oczy. Próbowała dostrzec jakikolwiek szczegół, który pomógł by jej rozwiązać zagadkę.  Po chwili w rękach przeciwnika pojawiła się czarna różdżka.  Wreszcie zrozumiała.
-Padnijcie!- wrzasnęła ile sił w płucach.
Skuliła się.  Rycerz srebrnej zbroi objął dziewczynie chroniąc przez nadchodzącym piekłem. Usłyszała potężny głos Lorda – Avade Kedavra!
Bariera rozbiła się na tysiące części, ostre jak brzytwa raniąc gołą skórę.  Oszołomiona spojrzała na bliźniaków, który otworzyli parasolki i patrzyli się    na spadający na ziemie. Potem cisza. Nikt nie ruszał się. Podniosła się z ziemi. Przełknęła strach. Wiedziała co teraz się wydarzy.
-Ruszajcie- odczytała z jego ust.
Czarna chmura ruszyła na Hogwart.  Na pierwszy atak ruszyły Dementorzy. Uczniowie, nauczyciele wystrzelili swoje Patronusy w tym Laura Potter. 
-Zabawę czas zacząć- krzyknął Fred.
-Tym razem macie racje!- odkrzyknęła.
Nie było sensu rzucać zaklęć oszałamiającym jeśli one powstrzymywały na chwile. Rzucała zaklęcia niewerbalne. Zabiła ludzi, była mordercą. Pewnie ją za to skarzą na dożywocie ale chciała tylko pomóc.  Uczniowie szyli za jej przykładem. Zielony promień  przeszywał człowieka skazując go na błyskawiczną śmierć.  Serce miała ciężkie, każdy oddech sprawiał jej trudność. Jedynie rycerz od czasu do czasu pomagał jej jak leciało zaklęcie w jej stronę.  Odbijał mieczem niepożądane zaklęcia.
Słyszała wrzaski uczniów, mogła tylko zgadywać kto oberwał. Posągi wywołane przed Minerwę ruszyły do ataku. Albus ruszył przodem chroniąc ciałem swoją szkolę. Żyje? Nie wiadomo.  Zaklęcia rozświetlały mrok. Mury  trzęsły się od uderzeń olbrzymów. Zakazany los płonął.  Wielkie pająki pożerały przeciwników, wreszcie się na jedzą.  
Wszystko ją bolało. Ile może takie dziecko jak ona przeżyć na wojnie? Miała dopiero piętnaście lat! Musiała wytrzymać. Wytrzymała by gdyby ktoś nie rąbnął ją w tył głowy. Zamrugała kilkakrotnie. Rycerz włożył jej miecz do kieszeni. Iluzja

Zamrugała kilkakrotnie.  Nawet z otwartymi oczami widziała ciemność. Nie mogła się poruszyć. Kajdanki wrzynały się w skórę.  Zaskrzypiały. Przełknęła ślinę.  Zimno przenikało ją do szpiku kości. Nie  mogła sobie przypomnieć co się stało, gdzie jest, kto ją przyniósł. Jedynie zapamiętała zielony strumień lecący prosto w czarna chmurzę. W głowę miała ciężką, każdy ruch powodował ból. Modliła się, że to zwykły koszmar z którego zaraz się obudzi. Westchnęła.  Poczucie winy nie zbyt jej pomagało. Martwiła się. Czy jej przyjaciele żyją? Czy jeszcze raz ich ujrzy? Cierpieli? W jakim stanie jest Hogwart?  Tyle pytań tak mało odpowiedzi! Drewniane drzwi otworzyły się z jękiem.  Jasne światło oślepiło ją.  W  drzwiach pojawił się Lord Voldemort i Draco Malfoy. Chciała krzyknąć, cokolwiek lecz z gardła wydobył się jęk.  Chłopak o platynowych włosach patrzył na nią obojętnie jakby była zwykłym meblem.
-Jak ci się podoba twój pokój?- Lord Voldemort uśmiechnął się.
-Nie w moim guście ale ujdzie- burknęła, przez moment szarpała się z łańcuchami z marnym skutkiem.
-Draco- Lord położył dłoń na ramieniu chłopca- Miałeś racje jest bardzo uparta ale bardzo głupia.  Bardzo dobrze ją omamiłeś.
-Co- wydusiła zaskoczona.
-O to ty nie wiedziałaś?- udał zaskoczonego-  Nie dziwiło cie, że tak nagle się tobą zainteresował?
-Cóż… Myślałam, że poleciał na mój urok osobisty- przełknęła gorzkie łzy.
Ciężko jest opisać  co w tej chwili czuła. Straciła chęć do życia. Kolejna zaufana osoba ją zawiodła. 
-Chodź Draco.
Gdy byli tuż przed drzwiami, powiedziała najgłośniej jak tylko mogła:

-Draco, jesteś mordercą- po czym utopiła się w łzach. 

sobota, 13 lutego 2016

#2 Miniaturka " Pani Potter"

Za błędy przepraszam! Nie miałam kiedy poprawić, biorę się zapisanie drugiej miniaturki na drugim blogu :3 



Życie Laury Potter było trudne.
Najgorsze wspomnienia wracały w nieodpowiedniej chwili.
Każdy patrzył na nią litościwie.
Okropnie czuła się przy rudowłosy Fredzie.
Siedziała ze swoim rodzeństwem i „przyjaciółmi” w Expresie do Hogwartu, który ruszył. Do nikogo nie odzywała się. Gabriel bez żadnych oporów rozmawiał z Harry’ m, Hermioną, Ron, Ginny, George I Fredem. Czuła na sobie palący wzrok chłopaka.
Miała ochotę zwymiotować, gdy jej głupi mózg odtworzył wspomnienie pocałunku rudowłosego z jakąś blondynką.  Mimo, że nic nie czuła do niego poczuła się zdradzona. Do tego w tłumie zobaczyła Dracona, który zamarł gdy ich oczy się spotkały. Cały świat się zatrzymał. Usta zaczęły ją palić. Gdyby nie Ginny, która złapała ją za rękę aby pociągnąć do pociągu, nie wiadomo co by było dalej.
Wpatrywała się w rozmywające się obrazy za szyby. Zamknęła bezradnie oczy. Czuła beznadziejnie.  Każdy dźwięk ją irytował, każdy oddech. Miała ochotę krzyknąć „ Idźcie wszyscy do diabła!” lecz przez gardło nie przechodziło żadne słowo.
-Mamo?- otworzyła oczy i spojrzała na swoje braciszka.
Reszta „przyjaciół” przyzwyczaiła się do mówienia na nią mama, lecz czasem gdy Gabriel mówił do niej tak do  wzdrygali.
-Tak?- spytała zaspanym głosem.
Całą noc nie mogła spać, podekscytowanie brało w górę.  Wyobrażała sobie jak teraz po wielu przejściach będzie żyła z uczniami.  Z jednej strony bała się bo będzie spotykać Freda wraz z jego dziewczyną i Dracona. Za jakie grzechy?
Dzięki Hermionie, która użyczyła jej książkę „ Historia Hogwartu” jakoś zasnęła. Nawet ją polubiła.
-Idziesz spać?- przysunął się do niej.
-Tak. Będziesz mnie bronił przed demonami i innymi stworami?- kiwnął głową, zamknęła oczy i zasnęła.
Obudziło ją trząsanie ramieniem. Zaspanym wzrokiem rozejrzała się  przedziale, który był pusty  nie licząc Hermiony i Ginny.
-Wstawaj śpioszku! Musimy się przebrać, specjalnie wygoniłyśmy chłopców więc się pośpiesz.
-Ok… Już…- ubrała na siebie szaty szkolne i poczekała aż dziewczyny przebiorę dopiero wtedy mogła zawołać chłopaków.
Wychyliła głowę za drzwi, Fred, George, Harry, Ron rozmawiali przyciszonymi głosami. Pierwszy zauważył ją Harry. Kiwnął głowa w jej stronę. Wzięła głęboki oddech i z bijącym sercem podeszła do chłopców.
-Możecie iść przebrać- bez słowa ruszyli do przedziału ale Harry nagle stanął i złapał Laurę za łokieć, zmuszając aby się zatrzymała.
-Co jest?- szepnęła, bez słowa dała się poprosić w głąb korytarza.
-Nie mieliśmy pogadać- szepnął.
-O co chodzi?- spytała zaskoczona.
Siedzieli w łazience, która nie należała do największych. Zanim Harry rozpoczął rozmowę rzucił na pomieszczenie zaklęcia wyciszające.
-Chcę abyśmy po kolacji udali się do Hagrida musimy wreszcie ustalić czy jesteś moją siostrą czy nie. Nie mogę dalej żyć w niepewności.
-Ale jak? Przecież będzie ciemno do tego korytarze patrolują nauczyciela czy jakoś tak się nazywają.
-Mam pelerynkę niewidkę. Damy radę- szepnął.
-No dobra- westchnęła- Możemy wracać?
-Mogę ci zadać pytanie?- spojrzał na nią uważnie.
-Jasne…- zmrużyła oczy.
-Co łączy cię z Fredem?- zakrztusiła się powietrzem, zaczęła kaszleć.
-Skąd ten pomysł?!- spytała czerwona.
-Bo…- zająknął się- Patrzy się na ciebie cały czas, obserwuje każdy twój ruch, gdy do kogoś mówi i tak zerka na ciebie. Myślałem, że masz coś nie tak z głową ale spytałem Rona, Hermiona i Ginny… Moje obawy się potwierdziły- zmarszczył brwi.
-Nie… Mnie… Nie… Nic… Nie… łączy- teraz ona nie mogła się wypowiedzieć.
-Jeśli cię skrzywdzi- zagroził jej palcem- to będzie miał ze mną do czynienia- wybuchnęła śmiechem.-A teraz możemy już iść.



Stała z pierwszakami przed stołem nauczycieli, Minerwa McGonall wyczytywała po kolei nazwiska. Czuła się głupia przerastała całe grono dzieciaków do tego czuła na sobie dla palące wzroki. Gdy nastała jej kolej (była ostatnia, Gabriela przydzielona do Gryffindor’ u)   z drżącymi nogi podeszła do tiary przydziału. Szepty i zdziwione głosy uczniów nie pomagały jej. Zdawała sobie sprawę, że jest sensacją bo była Potter’ em jak jej młodszy braciszek.  Błagał w myślach aby nie trafiała do Slytherinu.  Musiała dopasować się do prośny Dracona.
-Czuła od ciebie bijąca odwagę, dumę… Już wiem! Będziesz idealnie pasowała do Gryffindor’ u ! – oklaski z strony lwów była najgłośniejsza jak nigdy dotąd.
Opiekunka lwów zabrała tiarę, Laura z uśmiechem usiadła koło Harry’ ego.
-Mam trzech Potterów w domu! – wrzasnął jakiś chłopak, parsknęła.
-Gratulację!- krzyknął Harry.
-Nie będę owijał w bawełnę! Życzę smacznego!- na stołach pojawiło się jedzenie przygotowane  przez skrzaty.
Zaczęła smarować sobie Tosta, zerknęła na brat, który znalazł sobie kolegów. Rozmawiał radośnie o ulubionym sporcie czarodziejów z jakiś chłopakiem o mysich włosach.
-Harry?
-Tak?- powiedział z pełną buzią.
-Czemu oni do jasnej cholery się tak na mnie patrzą?- szepnęła zdziwiona, uśmiechnął się.
-Nie codziennie siostra Pottera przychodzi do Hogwartu.- walnęła go z łokcia- A może dlatego, że jesteś ładna? A niech ktoś cie spróbuje dotknąć to tego pożałują- rzucił chłopakom ostre spojrzenia od razu odwrócili się.
-Czyli od teraz będzie ze mną 24 godziny na dobę?
-Nie  w czasie nocy, Hermiona i Ginny będą cie pilnować- Laura zauważyła, że jej „brat” mówi z czułością imię rudej. Czyżby Harry czuł coś do niej?
-To co jeszcze? Może obstawa na każdej przerwie?
-W sumie to dobry pomysł.
-Harry!
-No co!? Nie mogę się martwić o swoja siostrę?- szepnął.
-To nie  jest pewne.- mruknęła.
-I tak wiem swoje.


Chatka Hagrida mieściła się na skraju Zakazanego Lasu, przyjemnie się na nią patrzyło.  Dziewczyna poznała go, gdy wołał pierwszorocznych do łodzi (niestety ona też musiała płynąć), zrobił na jej ogromne wrażenie. Musiała unosić głowę aby na niego spojrzeć. Harry ściągnął pelerynkę niewidkę i schował mapę. Zapukał, gdy usłyszeli „proszę” weszli do pomieszczenia.
-Witaj Harry…- wielkolud zamarł.
Dwójka to zauważyła od razu zasypała mężczyznę pytania. Kieł szczeknął i powrócił do swojej łoża. Opadł na krzesło i spojrzała bezradnie na dwójkę.
-Już, już zaraz odpowiem na wasze wszystkie pytania. Herbatki?- pokręcili głową.- No dobra zaczynajcie.
-Czy Laura jest moją siostrą?- spytał Harry.

-Tak- Potterowie krzyknęli.- Zaraz wam opowiem jak to się zdarzyło…

poniedziałek, 8 lutego 2016

Rozdział 27

„Nie ma zbyt wiele cza­su,
 by być szczęśli­wym.
 Dni prze­mijają szyb­ko.
 Życie jest krótkie.
W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia,
 a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przek­reśla.
 Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru.
Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś,
jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro?”

Laura Potter siedziała w bibliotece patrząc w księgę, nie pamiętała o czym czytała i nawet co. Jej myśli krążyły wokół rozmowy z Harry’ m Potter’ em. Dał jej dużo do myślenia. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu czuła coś złego, blizna piekła ją miłosiernie. Zamknęła z trzaskiem książkę i westchnęła.  Strażniczka księg rzuciła jej ostre spojrzenie.  Wstała i odłożyła książkę na miejsce. 
Wyszła na korytarz. Objęła się ramionami i szła wolno rozglądając się na każdy obraz, posąg, ducha przelatującego obok. Uczniowie mijali w pośpiechu, jakby gonił ich diabeł.  Do jej uszu docierały szepty przyjaciół, którzy  mówili o zabezpieczaniu artefaktów.
Nauczyciele bardzo szybko dowiedzieli się o „spisku” uczniów, nie byli zadowoleni z tego powodu bo to do nich należy to zadania. Lecz Krukoni wysunęli takie argumenty, że zamknęli jadaczkę nauczycieli, z niezadowoleniem zaczęli pomagać.
Nawet Severus Snape, który pod swoje skrzydła dwie młode gryfonki, pod jego okiem stawały się coraz lepsze.  Bliźniacy udoskonali z krukonami własne wynalazki.  Kilku ślizgonów założyło Gwardie Dumbledore aby uczyć każdego chętnego do obrony czarnej magii. Laura też do niego należała była ona nauczycielem, jako jedyna potrafiła wyczarować patronusa z młodym wieku.
Puchoni z resztą radą pedagogiczną zaczęli ukrywać magiczne przedmioty w pokoju życzeń, to zadania mogło wydawać się łatwe ale było bardzo trudne. Bo tylko czyste serce puchona mogła ukryć coś cennego.
 Duchy pod okiem Irytka uczyło się brzydkich psikusów, które kosztowały życiem. Na przykład spadające szafy znikąd, latające miecze, iluzja strasznych zwierząt.
Idąc dalej usłyszała jak mała ślizgonka mówi starszej koleżance, że podsłuchała jak nauczycieli rozmawiając ze sobą, nie chcą popełnić tego samego błędu co kilkadziesiąt lat, dlatego pomagają uczniom.
Albus Dumbledore cały czas jest na najwyższej wieży w Hogwarcie  wmawiając zaklęcie obronę, który zwykły czarodziej nie zna.  Zdarzyło się, że nie było na żadnych posiłku.
Wielka Sala musiała zostać powiększona kilkakrotnie, bo wszystkie magiczne szkoły jakie istnieją wzięły sobie  do serca powagę sytuacji i ruszyły na pomoc Hogwartowi.  Każdy zdawał sobie sprawę, że Hogwart mógł nie przeżyć kolejne ataku sam-wiesz-kogo. 
Trzeba czasu aby dawna magia wróciła na swoje miejsce, teraz jest za bardzo słaba.
Szkoła nigdy nie była taka przepełniona! Wszystkie nieużywane klasy zostały wypełnione uczniami z zagranicy, nieznane przez nikogo pokoje stały się sypialniami.
 Uczniowie Hogwartu ciepło przyjęli nowych przybyszów, niektórzy nawet znaleźli miłość, która przyszła zaskoczenia
Laura uśmiechnęła się.
Uczniowie jak nauczyciele znaleźli wspólny język, nawet Hagrid, który nie był pewien tego pomysłu, ale gdy zobaczył   Madame Maxime od razu zmienił zdanie. Miłość kwitła wokół wszystkich nawet pani Potter.
Robiła już któreś kółko ale zbytnio to jej nie przeszkadzało. Musiała pomyśleć.  Zwłaszcza, że musiała odnaleźć różdżkę Gryffindor’ u.
Magiczny patyk Roweny znalazła przypadkiem. Poszukiwała w historii Ravenclaw (pożyczyła jej książkę krukonka) jakikolwiek informacji. Siedziała do późna wieczorem,  przesuwała zamglonym wzrokiem po kartkach, szukając wskazówki. Gdy  powiedziała "dość"i trzasnęła książką usłyszała dziwny dźwięk.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Podniosła księgę i zaczęła ją pukać. Gdy  znalazła ten dźwięk, obróciła książkę tak, że grzbiet księgi miała tuż przed nosem. Zmrużyła oczy. Dostrzegła nitkę, która była kluczem do skarbu. Najdelikatniej jak tylko mogła pociągnęła nitkę. Wzięła głęboki oddech, w środku szalała z radości.
Znalazła różdżkę schowano w grzbiecie książki. Od razu wyciągnęła swoją i przyłożyła.

Jak zwykle nic się nie działo a potem wiązką niebieskiego światła objęła dwa magiczne patyki. Zamknęła oczy po światło raziło ją w oczy, gdy je otworzyło zastała tylko jej różdżkach. Uśmiechnęła się szeroko jak tylko potrafiła. Połowa różdżkę na szafkę. Podeszła do szafy i wyciągnęła pidżamę. Przebrała się i wskoczyła do łóżka. Szczelnie przykryła się i zamknęła oczy. Sen przychodził z trudem bo walczyła z podekscytowaniem....
-------------------------------------------------------------
Zdaje sobie sprawę, że rozdział jest krótki, ale on jest wstępem do czegoś dużego a nie chciałam do w tym rozdziale zaczynać. :) 

poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział 26

To są jakieś żarty!
Ja chcę się obudzić!
Budź się.
Budź się
Budź się do jasnej cholery bo ogolę się na łyso.
Chyba podziałało…
Obudziła się z krzykiem.  Nie mogła zrozumieć gdzie się znajduje. Nerwowo szukała różdżki, która była szafce. Zabrała ją i wybiegła z pomieszczenia. Na korytarzu było dużo uczniów, spojrzeli na nią zaskoczeni. Wydarzenia z przed tygodnia uderzyły ją prosto w twarz. Straciła równowagę, gdyby nie puchon stojący najbliżej dziewczyny, mogła sobie coś zrobić. Spojrzała na niego zaskoczona.
-Nic ci nie jest?
-Draco- szepnęła gdy zobaczyła zimne niebieskie oczy i chłopaka.
Wyrwała się i pobiegła przed siebie ani razu się nie odwracając.
Przeszukała każdy kąt w Hogwarcie lecz nigdzie nie mogła go odnaleźć jakby nie chciał zostać odnaleziony. Westchnęła zirytowana . Pomyślała gdzie jeszcze nie była. Pokój Życzeń. Walnęła się w czoło całkowicie zapomniała o tym pomieszczeniu.
Żwawym krokiem szła przez korytarze. Uczniowie kiwali jej głowami na przywitanie, inni szeptali. Nie jest codziennością, żeby czarodziej wygrywał ze śmiercią. Przeszła trzy razy przed ścianę aż ukazały się jej drzwi. Wzięła głęboki oddech i popchnęła drzwi.  Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było w kształcie kwadratu. Na półkach leżały stare księgi, po środku kanapa, na boku ściśnięte stare lustro, ściany w kolorze beżu i dwa okna naprzeciwko wejścia. Zamknęła za sobą drzwi i weszła do pomieszczenia. Poczuła ukłucie żalu. Bardzo chciała znaleźć Draco, usłyszeć jego głos…   
-A ze mną się przywitasz?- odwróciła się do nadawcy, w lustrze stał Harry Potter wyglądał młodzież niż ostatnio gdy go widziała.
-Przepraszam ale moja głowa ma niepożądane myśli- usiadła przed lustrem, Harry zrobił to samo.
-Jakie?
-Wojna, Sam-wiesz kto, przyjaciel.. Dużo by wymieniać- westchnęła.
-Eryk to dobry człowiek- powiedział po dłużej chwili, spojrzała na niego zaskoczona.
-Rzucił we mnie zaklęciem niewerbalnym, ufałam mu… Ja go… nawet kochałam ale to nie była prawdziwa miłość, to była iluzja.
-A czym jest prawdziwa miłość? Spotkałaś ją?
-Tak i nie, nie wiem- złapała się za głowę.
-Jak to nie wiesz?- spytał „zaskoczony”- To proste.
-Właśnie, że nie- westchnęła.-Nie męcz mnie proszę.
-Niech ci będzie. Porozmawiajmy o pogodzie- skierowała swój wzrok na okno gdzie pogoda się psuła jakby nie wiedziała co ma się nie długo stać.
-Pomóż mi- szepnęła- Nie wiem gdzie mam szukać, nie mogę, nie wiem, help mi- mówiła coraz bardziej zdesperowana.
-Lauro masz w sobie krew Potter’ ów a oni zawsze wiedzą co mają robić. Nie mogę ci powiedzieć gdzie są ale … Są bliżej niż myślisz.- szepnął i zniknął.
-Ale ja nie rozumiem!- wrzasnęła- Harry!
Po jej policzkach popłynęły bezradne łzy.
Jakie grzechy Merlina?!
Wytarła łzy i zastanowiła się „ Są bliżej niż myślisz”. Co to może znaczyć? Co jest blisko mnie? Biblioteka? Książki? Może mam tam szukać? Kolejny raz westchnęła. Złapała się za brzuch gdy pokazał, że on też potrzebuje uwagi. Wstała i podeszła do okna. Mogła zgadywać, że jest pora obiadowa. Wyszła z pokoju życzeń , pod kurtyną włosów szła jak cień przez korytarze, Otworzyła drzwi od Wielkiej Sali, nikt nie zwracał na nią uwagi na szczęście. Zjadła obiad i wyszła z pomieszczenia tak szybko, że nikt nie skapnął się Laura była w Wielkiej Sali. Jedynie chłopak o platynowych włosach uważnie obserwował dziewczynę. Jego serce skute lodem zaczęło boleć. Laura nie zdawała sobie, że on umiera od środka.
Niespodzianka ja też mam uczucia.
Weszła do salonu Gryffindor, instynkt podpowiadał jej, że coś jest nie tak. Nie chodziło tutaj o wygląd tylko czuła zapach różnych substancji. Zmarszczyła nos. Mogła tylko niektóre z zapachy skojarzyć.
Śmierdzące bomby, trutka na szczury, chyba fasolki wszystkich smaków.
Wzruszyła ramionami i podeszła do posągu rycerza. Ukłonił się i wyjawił wejście. Zamknęła za sobą drzwi. Weszła do pokoju. Uśmiechnęła się wszystko było na swoim miejscu. Było tylko strasznie zimno, zamknęła okno i położyła się na łóżku.  Lumos i Nox pohukiwały radośnie. Jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Patrząc na sufit rozmyślała.
Gdyby była zwykłą nastolatką to co bym robiła? Dążyła do popularności? Zaliczyła po kolei chłopców? A może byłaby zwykłą cichą myszką, która została wrzucona w wir wydarzeń? A może.. A może.. Właśnie, a może.
-Panienko?- usiadła prosto.
-Zgredek- szepnęła, smutny skrzat usiadł koło pani- Gdzie Mrużka?
-Ona…- wychlipał- Umarła. Odeszła tydzień temu, długo służyła rodzinnie Potterów.
-Mrużka- szepnęła po jej Polikach poleciały gorące łzy.
Skrzat nie ukrywał swoje smutku, płakał razem z panią. Mrużka na zawsze zostanie w ich sercach.
-Zgredek musisz mi coś obiecać.
-Dla Laury Potter Zgredek zrobi wszystko.
-Nigdy mnie nie ratuj.


Albus  po kolacji kazał uczniom zostać w Wielkiej Sali, wszyscy oprócz Laury wiedzieli co się działo przez ten tydzień gdy ona była nieprzytomna.
- Każdy gość na tej sali będzie tutaj zawsze mile widziany, jeśli zechce nas odwiedzić w przyszłości. Powtarzam wam wszystkim jeszcze raz: skoro Lord Voldemort powrócił, będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni, i na tyle słabi, na ile będziemy podzieleni. Lord Voldemort posiada wielki talent siania niezgody i wrogości. Możemy mu przeciwstawić tylko równie silne więzi przyjaźni i zaufania. Niczym są różnice w zwyczajach i języku, jeśli mamy takie same cele i otwieramy przed sobą serca. Jestem przekonany, a jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnąłem się mylić, że czekają nas bardzo ciężkie i trudne czasy. Niektórzy z was już ucierpieli z rąk Lorda Voldemorta. Wiele waszych rodzin doznało bolesnych strat. Nie cały tydzień temu straciliśmy jednego z waszych kolegów. Zapamiętajcie Eryka Filcha. Został on przeciągnięty na złą stronę lecz walczył po stronie dobra. Pamiętajcie o nim, gdy nadejdzie czas, w którym będziecie musieli wybierać między tym, co słuszne, a tym, co łatwe. Zapamiętajcie, co stało się z tym dobrym, uprzejmym i dzielnym chłopcem, gdy stanął na drodze Lorda Voldemorta. Pamiętajcie o Eryku Filchu jako sprzymierzeńcem Hogwartu. *
Wszyscy gapili się na dyrektora zaskoczeniem, tylko nie wiele uczniów  „znało” prawdę ale czy by na pewno?
Laura jako pierwsza wybiegła z Sali, było to dla niej za wiele. Śmierć skrzatki  i do tego najlepszego przyjaciela.  Pobiegła na najwyższą wieżę w Hogwarcie. Wiatr bił ją po twarzy, deszcz obmywał łzy. Nie myślała racjonalnie.  Chciała aby to był koszmar, z którego zaraz się obudzi. Złapała w obie dłonie za barierkę. Nie mogła oddychać, nie mogła myśleć, nie mogła już nic czuć, jedynie samobójstwo będzie dobrym rozwiązaniem.
Śmierć  jest łatwa, prosta,  życie jest trudniejsze.
Przerzuciła jedną nogę przez barierkę, nie wiele widziała. Ubranie kleiło się do ciała, łzy zasłaniały ponury świat.
-Przepraszam-szepnęła do wiatru, który zabrał jej słowa do najdalszego zakątku planety.
Druga noga za barierką, wystarczyło puścić ręce i spaść prosto w objęcia śmierci.
Spojrzała przed siebie.
-Lauro!- usłyszała wrzask.
Potem nie kojarzyła faktów, silne objęcia zabierają ją od pięknej śmierci, która była z tego powodu niezadowolona.  Upada z kimś na plecy, czuje ciężąc na piersi, ciepło drugie ciała ogrzewają. Oddech nieznajomego zrównuje się z jej.
-Czemu chcesz odebrać sobie życie gdy cie potrzebuje?- zaśmiała się.
-Nikt mnie nie potrzebuje, jestem bezużyteczna- mówiła obojętnym głosem patrząc na zimne niebieskie oczy, które płakały.-
A może to przez deszcz?
-  Mam dość udawania, że mogę żyć bez ciebie. Nie rozumiesz? Nie widzisz, że to mnie zabija?**- wrzasnął jej prosto w twarz, zamarła- Lauro, jestem potworem, który potrafi ukazywać uczucia. Jakim jestem potworem?
-Moim.- szepnęła i złapała go za twarz, w pocałunku pokazała jak jej żal, smutek, cały stres, on odwzajemnił z podwójną siłą.
Deszcz zamienił się w grat, który bezlitośnie smagał chłopaka po plecach.
Miał wszystko gdzieś. Miał dość udawania swoich uczuć.  Ile razy będzie musiał walczył o to co kocha? Kogo wybierze mamę czy ukochaną?

------------------
Końcówka trochę słabo mi wyszła ale nie wiedziałam jak ją zakończyć ;-; Ale rozdział mi się podoba mam nadzieje, że wam też. :D
PS. Od następnego rozdziału akcja zacznie się dzień przed wojną.
*Wypowiedź Albusa na uczty pożegnalnej, została trochę zmieniona J

**  Cytat z Dar Anioła, mówił to Jace’ s  do Clary (Polecam )

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 25

DRACO
Po paru minutach spotkali się przed pokojem życzeń  gdzie czekał na nich puchon, którego imienia Draco zapomniał. Bez słowa weszli do pokoju. Siedziało w nim połowa domu Slytherinu i Hufflepuff.
-Co macie?- spytał Zabini.
-Lusterka pozwalające się na kontaktowanie z bardzo dużej odległości.  Kulki, które gdy się przeczepią potrafią ze swoich igieł wydzielić truciznę. Powiedział nam to Krwawy Baron. Pyłek, który myli wroga z przyjacielem, bardzo pomysłowe. To byłoby na tyle – wzruszył ramionami kończąc swoją wypowiedź.
-Dziś bardzo mało zebraliśmy.
-Mieliśmy mały problem z kotką woźnego. Piotrek walnął zwierzaka drętwotą  aby się zamknął bo miałczał głośno. Bez tego kota musieliśmy się zbierać przez co połowa rzeczy, które mieliśmy przygotowane zostały w klasie. Nie możemy tam iść bo woźny tam grasuje.  Jeden z naszych nie zdążył uciec przez co ma szlaban i idzie z Hagridem do zakazanego lasu. Jest bardzo duży plus bo potrzebujemy kwiatu śmierci a rośnie tylko w zakazanym lesie. Tylko ten chwast lubi dziewczyna więc Katarina powinna wrócić i oznajmić nam, że dostała szlaban bo jedynie ona wie jak wygląda no jeszcze Potter. A jest tymczasowo nie dostępna- kiwnął głową Zabini.
-Ile rzeczy jest w klasie?
-20-30 nie wiemy do czego służą ale jest szansa, że mogą się przydać.
-To Ślizgoni pójdą je przejąć a wy róbcie co macie robić- wykrzyknął rozkaz Draco.
Chłopak zaczął zwoływać po kolei kolegów, którzy mają coś w tych pustych głowach i wyszedł na korytarz. Musieli uważać na Irytka, który uwielbiał   kablować na uczniów, przez co wszystkie jego występki nie były tak surowo karane. Chociaż uczniowie uwielbiają mówić „ Irytku bo zaraz zawołam krwawego Barona!”
-Smoku…
-Draco debilu, czy tak trudno nauczyć się mojego imienia? Przyjaźnimy się od dziecka.- chłopak o platynowych włosach prychnął. 
-Owszem.
-Mów.- przewrócił oczami.
Nie miał ochoty na żarty, zwłaszcza, że sam-wiesz-kto chciał go widzieć. Myślał, że dał mu już spokój. Właśnie myślał… 
-A jakby tak na mówić duchy aby zrobiły parę psikusów ?
-Rozwiń swoją odpowiedź.
-Można byłoby namówić Irytka aby on nauczył duchy do paru bardzo brzydkich żartów-  uśmiechnął się tajemniczo.
-To jest genialne! Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?
-Może dlatego, że jesteś blondynką?- rzucił sugestie Zabini.
-Wole być blondynką niż murzynem, którego nie trudno odkryć.
-Rasista.
-Murzyn.
-Tleniona Fretka.
-Idiota.
-Możecie już skończyć?! Mamy dużo pracy- zbeształ ich perfekt Slytherinu.
-Sorry- mruknęli.
-To pójdziesz do niego? Nie paja do mnie miłością odkąd naskarżyłem na niego staremu dziadowi.
-Dobra, dobra ale stawiasz mi kremowe piwo!
-Ja nie stawiam ja daje!
-Zboczeniec- mruknął.
-Dziękuje staram się.
Obrócił się na pięcie i zaczął poszukiwania nieznośnego ducha.  Nie wiedział gdzie mógłby go znaleźć.  Do tego musiał uważać woźnego. Dostanie szlabanu  byłoby złym pomysłem zwłaszcza, że  dziś odbywało się spotkanie z śmiercożercami. Przełknął ślinę. Nienawidził ich z całego serca. W swoim krótkim życiu widział tyle cierpienia, że zadał sobie pytanie „ Ile jeszcze wytrzymam?”. Westchnął. Hogwart jest jedynym miejscem gdzie czuje się bezpieczne. Nie musiał patrzeć na martwe oczy Voldemorta.  Nie musiała użyć zaklęć niewerbalnych. Nie musiał martwić o każdy niewłaściwy ruch, który ktoś inny może wykorzystać. Mógł być sobą. Draco Malfoy czuł się dobrze w Hogwarcie i uroczyście przysięga, że będzie go chronił nawet za cenę życia.
-Irytek!- szepnął.
-Kto woła Irytka?
-Zbliż się a powierzę ci zadania, które z chęcią dokonasz.
-Co może mi zaproponować zwykły uczeń? 
-Jestem śliz gonem, który uwielbia przekręty- duch przybliżył się zaciekawiony-  Wiem dobrze, że masz parę wtyków u innych duchów i chcę abyś nauczył ich wiele sztuczek, które mogą się przydać.
-A co z tego będę miał?
-Będziesz mógł… wyżyć się na śmierciożercach, robić kawały, które przekroczą wszelkie granice…
-Irytek nie zrobi tego bo jakiś uczeń go o to prosi tylko, że on to wymyślił!- Draco przewrócił oczami.
-Niech ci będzie. – machnął ręką.
Do jego uszu dotarło miauczenie. Mruknął przekleństwo. Kota woźnego ona jest jak radar. Widzi wszystko.  Duch przetarł radośnie ręce. Draco spojrzał gdzie pchlarz się znajduje i pobiegł w przeciwną stronę.
-Stój!- wrzasnął woźny.
-Po moim trupie!- mruknął.
Odnalazł przyjaciela, który uniósł jedną brew. Lecz nic nie powiedział. Dał czas chłopakowi na odsapnięcie i wtedy zapytał :
-Czemu tak biegłaś piękna gazelo?
-Woźny mnie gonił, lepiej się spieszcie pewnie ten jego pchlarz zaraz tu przyjdzie i da nam szlabany.
-Słyszeliście! Zbieramy się!- chłopcy mruknęli cos w odpowiedzi i zaczęli zbierać się jak najszybciej.
-A to też mam brać?- spytał chłopak o rudej czuprynie.
Wskazał na pudełko wielkości szczeniaka, które miało dziwny odcień zieleni. Draco przyjrzał się temu uważnie gdzieś już to widział tylko nie pamiętaj skąd…
-Wszystko- powiedział Zabini.- Macie już wszystko?
-Ta jest!- odpowiedzieli chórem.
-To zbieramy się.-machnął ręką.
Gdy ruszyli w stronę domów Ravenclaw Zabini dłonią zatrzymał Draco, który spojrzał na niego zaskoczony.
-Idź wolniej- gdy odległość pomiędzy uczniami powiększyła się na taką skalę, że nie było ich słychać Zabini rozpoczął rozmowę- Masz jakiś pomysł jak dostaniemy się do Zakazanego Lasu? Od razu nas zauważą.
-A zaklęcie kameleona? Od zawsze było skuteczne- pokręcił smutno  głową.
-Przestało już działaś, zaklęcia są za silne. Potrzebujemy czegoś starszego od tych czarów!
-Daj mi pomyśleć…
-Tik tak. Draco północ już tuż, tuż.- westchnął.
-A jakby tak… Wiem! Musimy iść do pokoju Laury.
-Po co?
-Zaraz ci powiem- zaczął biec w stronę Gryffindor.
-Nawet jak wejdziemy do salonu i tak  nie wejdziemy do jej pokoju za Chiny!- zatrzymał się.
-Masz rację- postukał się po brodzie- Potrzebuje miotły natychmiast.
* * *
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?!- burknął  wkurzony od  niewiedzy Zabini.
-Laura mieszka o tam- wskazał palcem jedną z okiennic- Gdy miała  nie sprawne nogi, przylatywałem miotłą. Miejmy nadzieje, że mam otwarte okno jak nie to trzeba będzie użyć zaklęcia.
-Trzeba było tak od razu- prychnął.
Wsiedli na miotły i odepchnęli. Wiatr smagał ich po twarz lecz czuli zadowolenie od bardzo dawna nie usiedli na miotle bez żadnych zobowiązań. Byli tylko oni.  Stanęli przed właściwym oknem. Czarnoskóry rzucił zaklęcia Alohomora i otworzył okno tam aby mogli wejść.
Jej pokój wyglądał jak nikt w nim nie mieszkał od dłuższego czasu. Łóżko idealnie posłane, na półkach oraz biurku nic nie stało,  nie było żadnych oznak, że ktoś w tym pokoju mieszkał. Blaise rozejrzał się zaciekawiony.
-To czego szukamy?- spytał.
-Pelerynki niewidki.- położyli miotły na parapecie.
-Upadłeś na łeb, stary- powiedziała co myślał.
-Widziałem jak ją używa i tak ona istnieje więc się rusz. Nie wiem kiedy jej rycerz ogarnie, że tu jesteśmy.   A nie chciałbyś mieć przy gardle miecza.- kiwnął głową.
-A nie prościej użyć zaklęcia.- wzruszył ramionami- Accio Pelerynka niewidka- nic- Zawsze można było spróbować.
W milczeniu  przeszukali każdy kąt pokoju, nie obyło się bez chichotów Zabini, gdy trafił na bieliznę dziewczyny. Draco rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Odłożył majteczki w kropeczki na miejsce i powrócił do poszukiwań. Po paru minutach odnaleźli czego szukali.  Chłopak o platynowych włosach rozłożył pelerynę niewidkę.
-Jak to działa?- zmrużył oczy.
-Ubierała to na siebie i już- zarzucił na siebie pelerynę- I chyba się udało .
-Wow.- Zabini patrzył na to wszystko zszokowany.
-Nie lamp się jak debil tylko chodź! Musimy to odłożyć i zjeść kolacje. To może być ostatnia w naszym życiu.
***
Zakazany Las jak na złość musiał wyglądać jeszcze bardziej straszniej. Każdy cień wydawał się podejrzany. Ubrani pod maską szli w ciemność. Nie mogli użyć zaklęcia bo mogli się okryć hańbą. Światło jest dla tych dobry, ciemność zarezerwowana była tych złych. Znak na ramieniu palił ich bezlitośnie. Gdy zbliżali się coraz bliżej celu ból nasilał się.  Dziękowali w Bogu za te maski, mogli ukryć przerażeniem. Wzrokiem odszukał ojca w tle śmierciożerców.  Gdy ujrzał zimne niebieskie oczy mógł odetchnąć z ulgą, wszystkie nieudane próby spadały na jego ojca nie na niego. 
-Witajcie moimi przyjaciele!- rzekł Voldemort.
Ta jasne.. a ja jestem mężem woźnego.
-Zebraliśmy się tutaj…
Aby zebrać pieniądze na operacje twojego nosa…
-Musieliśmy dokonać paru dokonać…
Aukcji gdzie dokonamy sprzedaży jakiś drogocennych rzecz na nos…
-Jesteśmy najsilniejszą armią…
Mam te nos! Mam te nos! Pójdę i sprzedam goooo!
-Już za nie cały tydzień przejmiemy Ministerstwo a potem Hogwart!
Wyjdę i roztrzaskam drzwi! Że co kurwa?
-Draco podejdź tu do mnie.
Na gacie Merlina, już po mnie.
Posłusznie podszedł do Voldemorta, który ukazał szereg zepsutych zębów. –Słucham panie- uklęknął.
Te karaluchy przypominają mi ciebie.
-Zadanie, które ci powierzyłem zostanie zmienione.
-Jakie mi panie powierzysz zadanie  to je spełnię, nawet za cenę życia.
-Jest z ciebie dobry sługa, nie otrzymasz Cruciato ale twój ojciec je otrzyma! Crucio ! – usłyszał wrzask ojca, mimowolnie drgnęły mu kąciku ust.- Miałeś do końca wakacji zabić Pottera ale zrobisz to podczas wojny, która będzie za dwa tygodnie.- przełknął głośno ślinę, tego się nie spodziewał.- Jeśli tego nie zrobisz twoja matka umrze. Rozumiesz?
-Tak, panie- ukłonił się.
-To na dziś koniec, spotkania. Wybaczcie, że tak krótkie ale moja osoba będzie ci bardzo zajęta.
Klejeniem nosa, malowaniem nosa, dłubaniem w nosie, dla każdego coś ciekawego.
Voldemort zanikł z czarną mgłą wokół niego. Śmierciożercy ruszyli za panem. W zakazany lesie została tylko dwójka śliz gonów, którzy patrzyli na siebie przygnębiająco. Dziś obyło się bez ofiar, o dziwo. Obrócili się na pięcie i ruszyli do bezpiecznego domu pod pelerynką niewidką.
-I co teraz?- spytał Zabini- Nie zrobisz tego, prawda?
-Nie. Będę musiał ją unikać, zacząć obrażać. Znów być dawny, Draconem Malfoy.
-Zdajesz sobie sprawę, że będziesz ją ranić?
-A mam inne wyjście?
-Zawsze jest wyjście, tylko my nie wiemy gdzie one jest, dopóki je nie znajdziemy.
-Ale z ciebie filozof- mruknął.
-Szkoda, że nie możemy uciec jak najdalej i mieć święty spokój.
-Ja nigdy nie ucieknę.- przypomniał sobie słowa jakie zawarł w przysiędze o obronie Hogwart- Tu jest mój dom i będę go chronić.
-Tam gdzie ty to jestem i ja. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
-Dzięki stary.
-Od tego są przyjaciele!
=============================================
Mam te nos!- Zaliczony.
Rozdział zabawny- Zaliczony.
Brak Laury więcej Draco- Zaliczony.
Komentarze pod rozdziałem- Oczekiwanie.
 Rozdział całkowicie został poprawiony :)