Dziewczyna o imieniu Laura, jak każda
przyszła czarodziejka, marzyła o liście z informacją o przyjęciu do szkoły.
Jednak dzień jej jedenastych urodzin był dla niej koszmarem…
czwartek, 26 maja 2016
piątek, 8 kwietnia 2016
Pani Koniec / Epilog
Prorok codzienny!
Dnia 18 listopada opuściła nas słynna
bohaterka Laura Potter. Jako prapraprawnuczka potężnego niegdyś Harry’ ego
Pottera, wyzwoliła ze szponów cały magiczny świat przed Lordem Voldemortem,
który ukrywał się kilkadziesiąt lat szykując zemstę.
Zmarła
z niewiadomych przyczyn w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Świętego Munga. Osierociła
piątkę dzieci w tym dwuletnie dziecko. Dwójka z całej z graji zajmuje się
rodzeństwem, gdyż ojciec Eryk Filch- Potter jest niezdolny umysłowo do
wychowania swojej rodziny. [..]
Teraz państwu przypomnimy ostatnie słowa
wypowiedziane przez wybrankę:
„ Era Potterów dopiero się zaczyna.”
Czy to początek czegoś złego?
Bracia Wesley założyli swój własny
sklep dowcipów, który miał swą oficjalną
premierę dnia 30 czerwca (tuż po zakończeniu roku szkolnego). Następnego dnia odbył się ślub dwójki bliźniaków.
Amelia Filch wyszła za mąż za znanego
szukającego Dracona Malfoy’ a.
Roksana Filch z powodu zabójstwa
ukochanego popełniła samobójstwo, w jej ślady poszła zrozpaczona matka, która
utraciła dwójkę swoich dzieci.
Draco Malfoy został oficjalnie ojciec
dwójki dzieci. Musimy dodać, że żadne z dzieci nie jest podobne do rodziców.
Czyżby Amelia dopuściła się zdrady?!
WIADOMOŚĆ Z OSTATNIEJ CHWILI!
Z przesłuchania świadków
dowiedzieliśmy, że Draco jest ojcem jednego z dzieci państwa Potterów! Czyżby
nasza bohaterka miała coś za uszami? Niestety ta dwójka nie chce wypowiedzieć
na ten temat.
piątek, 25 marca 2016
Rozdział 29
Przepraszam za błędy, przepraszam, że to tak długo trwało nie chciałam go pisać, bo za bardzo się z tą historią przywiązałam. ;-;
============
Obudził ją
przeszywający ból. Zamrugała kilkakrotnie. Nie musiała mieć otwartych oczu, aby
widzieć ciemność. Czuła się cholernie
źle. Chciało się jej jeść, pić i musiała do toalety. Westchnęła. Wszystko ją bolało. Serce zniszczone pracowało z ledwością.
Czemu pszczoła użądli i umiera, a człowiek wiele razy rani i dalej żyje? Jaki jest tego sens? Czasem zwykle słowa ranią bardziej niż czyny.
Ponownie westchnęła, jej głos odbił się echem po korytarzu. Musiała się ogarnąć. Nie miała zbyt wielkiego pola do popisu. Kajdanki wżynały się w skórę, zostawiając krwawe ślady. Wzięła głęboki oddech.
Czemu pszczoła użądli i umiera, a człowiek wiele razy rani i dalej żyje? Jaki jest tego sens? Czasem zwykle słowa ranią bardziej niż czyny.
Ponownie westchnęła, jej głos odbił się echem po korytarzu. Musiała się ogarnąć. Nie miała zbyt wielkiego pola do popisu. Kajdanki wżynały się w skórę, zostawiając krwawe ślady. Wzięła głęboki oddech.
Laura spokojnie.
Pomyśl, musisz mieć jakieś szanse.
Pomyśl, musisz mieć jakieś szanse.
Jestem zakuta w kajdanki, walka nie
popłaca.
Gdyby tak…
Nie po to zostałam wybrana do czterech
domów, aby nie skorzystać z ich głównych cech.
Zadrżała.
Nie był najmądrzejszy pomysł, ale jest znikoma szansa, że się to uda. Resztkami sił wrzasnęła, ile miała sił w płucach. Nie musiała długo
czekać, do pomieszczenia wbiegł jeden z śmierciożerców. Ubrany w służbowe ubranie, które niczym się nie różniło od ciemności.
Jasne światło rozwarło się po pomieszczeniu. Tak jak dziewczyna zgadywała było zbudowane z kamienia, wszędzie leżały kajdanki i rozwalone miski.
Śmierciożerca zmrużył gniewnie powieki. Podszedł do dziewczyny i uderzył ją w policzek. Zamrugała kilkakrotnie odpychając nieproszone łzy. Uderzone miejsce paliło się miłosiernie. Na jej skórze został odciski palców mężczyzny.
Jasne światło rozwarło się po pomieszczeniu. Tak jak dziewczyna zgadywała było zbudowane z kamienia, wszędzie leżały kajdanki i rozwalone miski.
Śmierciożerca zmrużył gniewnie powieki. Podszedł do dziewczyny i uderzył ją w policzek. Zamrugała kilkakrotnie odpychając nieproszone łzy. Uderzone miejsce paliło się miłosiernie. Na jej skórze został odciski palców mężczyzny.
-Ty kurwo, nauczysz się porządku! – prychnęła, duma gryfońska nie pozwalało na takie
traktowanie.
-Chcę
widzieć Voldemorta, śmieciu- kolejne uderzenie, kolejne prychnięcie.
-Pan, będzie
widział kiedy on zechcę, a nie ty parszywa smarkulo.- warknął.
Miała wielką
ochotę go kopnąć, lecz jej krótkie nogi nie pozwalały na to. W duchu przeklinała swój wzrost. Napluła mu na twarz. Spojrzała w jego oczu mordu. Teraz miała pewność, że przesadziła. Przełknęła strach. Wyciągnął
w jej stronę różdżkę . Napięła mięśnie, czekając na zaklęcie niewybaczalne. W czasie braku przytomności, wiele razy oberwała zaklęciem niewybaczalnym. Skąd wiedziała? Rany na jej mówiły wszystko.
-Nott, wynoś
się- w drzwiach pojawił się Draco, ubrany w strój śmierciożercy.
Czarna,
długa szata zakrywająca całe ciało i maskę, którą trzymał akurat w dłoni. Dziewczyna mogła dostrzec delikatnie drżenie dłoni chłopaka.
-Nie- burknął.
-Jestem od
ciebie wyżej w kręgu, jedno słowo, a z ciebie zostanie tylko proch- warknął, Nott,prychnął i wyszedł z pomieszczenia.
Draco
machnął różdżką, wszystkie pochodnie zapaliły się dając trochę ciepła. Zamknął
za sobą drzwi, wyciszył zaklęcie pomieszczenie i podszedł do dziewczyny. Skuliła
się, nie miała ochoty go widzieć. Wyciągnął z szafy małą butelkę wody. Cofnęła się na tyle ile pozwalały jej kajdańki.
-Nic od
ciebie nie chcę- warknęła, obróciła głowę na bok, usłyszała westchnięcie.
-Nie
dyskutuj- złapał ją za podbródek, zmuszając do wypicie napoju.
Nie chciała
się przyznać, ale odczuła ulgę pijąc wodę, jedno pragnie zostało ukojone. Niestety
z następnymi musiała poczekać. Schował pustką butelkę do szaty.
-Możesz
sobie iść do swoich przyjaciół.- warknęła, uniosła dumnie głowę.
-To nie są
moi przyjaciele.
-Ta?
Przyznaj się, ile zabiłeś naszych? Błagali się o litość? Co ja gadam, nigdy by
tego nie zrobili. Fred, George, Ola, Sandra… Jeśli im coś stało to obiecuje
na Merlina, że będziesz cierpiał. Nie chcę wiedzieć jak został zniszczony
Hogwart. Ty parszywy dupku, mam nadzieje, że zgnijesz w piekle… Ty…
-Hogwartowi
nic się nie stało, śmierciożercy chcieli tylko ciebie. Tylko jedna osoba zginęła.- uciął.
-Kto?!-
spytała przerażona.
W myślach błagała, aby to nikt z jej znajomych.
W myślach błagała, aby to nikt z jej znajomych.
-Albus
Dumbledore – westchnął.
-To
niemożliwie…
-W ostatnich
godzinach swoje życia powiedział „ Lauro twoja odpowiedź jest w sercu”.
-To teraz mi
powiedz, co to kurde znaczy!
-Nie wiem.
Ty znasz odpowiedź. Laura ja chcę cie przepro…
-Daruj
sobie.- warknęła.
-Ale…
-Nie warto…
-Laura…
-Nienawidzę
cie.
-Wiem.
-Wyjdź.-
wyszedł.
Zamknęła
oczy. Śniła o wczorajszych wydarzeniach mając nadzieje,
że to tylko sen, który okazał się pieprzoną rzeczywistością.
Poczuła
szarpanie ramienia. Otworzyła gwałtownie. Przed nią stali mężczyźni. Przerażona
próbowała się odsunąć, lecz jeden z nich złapał ją za ramie. Drugi zaś ściągnął kajdanki, poczuła
niewyobrażającą ulgę. Niestety nie dano
jej długo się cieszyć bo złapali ją za łokcie i wyciągnęli ją z
pomieszczenia. Korytarzy były według
niej takie same. Otworzyli wrota, która przypominały drzwi od Wielkiej Sali. W
środku byli wszyscy śmierciożercy, na samym środku było pole w które została wrzucona. Na tronie
zasiadł Lord Voldemort. Reszta ukłoniła się i wróciła na swoje miejsce.
-Witajcie…-
zaczął, przestała go słuchać.
Wzrokiem odszukała jakiekolwiek ucieczki, lecz
szanse były znikome. Wszędzie byli
śmierciożercy, na dodatek była bez różdżki.
Została uderzona brzuch powiedziała zaskoczona „Auć”.
-Słuchaj się
pana- mruknął.
-Czy
jesteście gotowi na koniec ery Potterów!?- zabrzmiał głos Lorda, wszyscy
krzyknęli głośno „Tak panie”.- Powiedz mi Lauro Potter- wysyczał jej nazwisko z
nienawiścią- Jakie mas ostatnie życzenie.
Laura teraz aby nigdy!
-Nie jesteś godny tytułu Lorda, Lord stanął by w
uczciwej walce a nie zabijał bezbronnej osoby. To takie nie rycerskiej.
-Więc co
sugerujesz?- spytał zaciekawiony, kątem oka spojrzała na przerażone Dracona i
Zabiniego.
-Ja, ty
pojedynek przed Hogwartem. Jesteś tego
godzien Lordzie Voldemorcie?
-Wiesz, że mnie ze mną szans?- wybuchnął śmiechem.
-Jak nie mam
z tobą szans to czemu nie zawalczysz…?
-Zgadzam
się, jest jeden warunek.
- Jaki?-
przełknęła strach.
-Pojedynek będzie
dział się na oczach uczniów Hogwartu, niech patrzą na twoją porażkę Potter-
wysyczał.- Niech się uczą, że ze mną się nie zadziera.
-Dobrze-
uniosła dumnie głowę- Daj mi różdżkę.
* * *
Poczuła
znajome szarpnięcie brzucha. Czarna mgła pomiędzy nimi zabrała ich na znajome
tereny dziewczynę. Ciężko opisać to dziewczyna wtedy czuła, radość, radość i
radość. Uczniowie odbudowali mury
Hogwartu. Miała ochotę do nich pobiec lecz została zatrzymana. Pierwszy zobaczył ich Nevil, zaskoczony
krzyknął. Wszystkie głowy skierowały się stronę. Uczniowie tak samo jak
nauczyciele ruszyli biegiem w stronę dziewczyny. Lord złapał ją za szyje i
przyłożył magiczny patyk na obojczyk.
-Stójcie !-
wrzasnęła, zaskoczeni zatrzymali się- Nic proszę nie róbcie zaufajcie mi!
Proszę.
Rozejrzała
się po przyjaciołach, niektórych się
porządnie oberwało. George nie miał jednego ucha, Fred kulał, bliźniaczki miały rozcięte czoło, które było
zabandażowane. Na szczęście nie było więcej poważnych obrażeń.
-Witaj
Minerwo- przywitał się Tom Riddle, kobieta wzdrygnęła- Potter wyjaśnij czemu tu
jesteśmy.
-Na terenie
Hogwartu mamy stoczyć ostateczną walkę, wygrany bierze wszystko. Nikt zewnątrz
nie może rzucić żadnego zaklęcia bo ta osoba zginie, oznaczając koniec gry-
przełknęła ślinę.
Odepchnął
się od siebie, wyciągnął z szaty jej różdżkę i podał jej. Rzuciła ostatniej
spojrzenie przyjaciołom. Odebrała
magiczny patyk i cofnęła się o krok.
-Pojedynek
czas zacząć- powiedzieli jednocześnie.
Świat stanął
w miejscu. Wszyscy wstrzymali oddechy, teraz od niej zależało kto wygra. Nikt
nie mógł jej pomóc bo mogła umrzeć. Przed bitwą naciągnął na nią klątwę.
Przełknęła ślinę.
-Sectumsempra!-
krzyknął.
-Protego! Perrificus Totalus! – w ostatnim momencie
odskoczył.
Walka trwała
w najlepsze. Nikt nie odpuszczał, szanse były wyrównane. Uczniowie, nauczyciele mogli się tylko
przyglądać. Dziewczyna zaczynała się
męczyć, skakanie, odbijanie zaklęć zabierało wszystkie jej siły. Nie była
martwą istotą, która urodziła się z kości i krwi innych ludzi. Oddech urywany
zamieniał się w parę. Rozwiązane
trampki dały osobie znak. Gdy uciekała przez zaklęciem „Avade Kedavra” upadła.
Nastała cisza. Odebrał jej różdżkę. Przełknęła ślinę. Wszyscy wstrzymali
oddech. Wybuchnął śmiechem. Wypluwała ziemię, która dostała się do jej
ust.
-Taka
słaba. Era Potterów od dziś zostanie
usunięta z historii. Ava…!
-Avade
Kedavra! – z Zakazanego Lasu wybiegł Eryk Filch.
-Nie!-
krzyknęła.
Lord
Voldemort w ostatniej chwili odbił zaklęcie, lecz jeden ze strumień dotknął.
Upadł na ziemie. Wyglądał na martwego.
-Laura!-
wykrzyknął uradowany.
-Uciekaj
stąd!- wrzasnęła, zamarł zaskoczony.
Wstała. Mimo
prośby dziewczyny podbiegł do niej. Pomógł
jej wstać. Objął ją. Wybuchnął płaczem.
-To nie
byłem ja, nigdy bym cie nie skrzywdził- wtuliła się.
-Wiem,
tęskniłam.
-Boże, Laura
ja cię kocham. Zawsze kochałem, każdy dzień był torturą.
-Ja też cie
kocham.
Gdy wszyscy
byli zajęci spoglądaniem na dwójkę zakochanych. Lord uniósł się z ziemi i z
całą nienawiścią powiedział „ Avade Kedavra”.
-Au- szepnął
Eryk.
Spojrzała na
niego przerażona. Po policzku popłynęła
samotna łza. Upadł z łomotem na ziemie.
-Eryk…-
wybuchnęła płaczem.
-Miłość to
słabość.- podniosła się, wytarła łzy i uniosła głowę.
To właśnie miłość sprawia, że
człowiek jest silniejszy.
Pamiętaj Lauro.
Lauro Potter.
Ominęła
ciało chłopaka i powolnym krokiem podeszła do przeciwnika.
-Jesteś na
przegranej pozycji. Mam twoją różdżkę, ja swoją. Twój chłoptaś nie żyje.
-A właśnie,
że nie.- powiedziała z mocą.
Z jej
kieszeni wydobył się miecz rycerza z srebrnej zbroi, który zmienił się w rzeczywisty rozmiar. Zmrużył oczy. Poczuła potężną moc przepływającą jej
ciało. Szala zwycięstwa w ostatniej
minucie zostanie osądzona przez założycieli Hogwartu. Drugą ręką przywołała swoją różdżkę. Przyłożyła do miecza, którą czerwonym
strumieniem połączył wszystkie moce w jedności.
Dzierżyła wszystkie magiczne patyki w jednej ręce. Serce szalało jej z
radości. Wkurzony Voldemort rzucał
wszystkie znane mu zaklęcie z łatwością je
odbijała. Była coraz bliżej i
bliżej. Chciała wypowiedzieć mordercze
zaklęcie lecz gdy postawiła różdżkę pionowo to zamieniła się w szklany miecz,
który przebił na wylot martwą istotę.
Ciała padła z głuchym trzaskiem. Wiatr rozwiał niszczące kawałki ciała Lorda
Voldemorta. Nie popłynęła krew, nie wrzasnął, cisza.
Lord Voldemort nie żyje.
Laura Potter jest mordercą.
Powolnym
krokiem obróciła się do martwego ciała przyjaciela. Nowa partia łez wypłynęła na zewnątrz. Odrzuciła
magiczny patyk. Upadła na kolana i przytuliła się do Eryka. Jego zimno
przenikało ją.
-Czemu to
nie byłam ja? – wydusiła w końcu.- Zrobiłam bym wszystko abyś znowu oddychał,
powiedział moje imię.
Odrzucony
miecz wyłonił swoje prawdziwe postacie.
Założyciele Hogwartu po tylu latach. Wreszcie mogą zaznać spokoju. Żyli
w mroku, czekając na Laurę, która uwolni ich z nie woli. Spojrzeli na
zniszczony w połowie Hogwart. Do ich dusz powróciły wspomnienia. Wreszcie w
domu.
Potem skierowali
wzrok na płaczącą osóbkę, przytulającą się do przyjaciela, który ją ochronił.
Wiedzieli co zrobić. Unieśli ręce, z pod ich palców wydobyły się strumienie w
kolorów domów. Owinęły ciało chłopaka, dając nowe życie. Nowy początek.
Potem
zniknęli kłaniając się uczniom i nauczycielom życząc wspaniałego życia, które
jest krótkie, i kruche.
sobota, 12 marca 2016
Rozdział 28
Nikt nie
lubi poniedziałków, zwłaszcza, że zaczęła się bitwa.
Zerwała się z łóżka i pobiegła do okna. Tłum
śmierciożerców szedł na Hogwart a na czele Lord Voldemort, który podobno
umarł. Nie dajcie się zwieść to tylko Iluzja. Z prędkością przebrała się, w tym samym
czasie alarm nakazał uczniom wstać. Złapała za różdżkę i krzyknęła zaklęcia
patronusa. Koń, Borsuk, wąż, kruk zaczęły okrążać tarczę. Chroniąc przed de
mentorami. Wybiegła z pomieszczenia. Rycerz, który kłaniał się stał na baczność
przed nią. W pokoju wspólnym trwał chaos.
Uczniowie pchali się do wyjścia bądź zabierali coś z pokoju. Ruszyła za
pierwszą grupką. Dostrzegła rudzielców wyciągnąć wielki worek z skrytki.
-Zapowiada
się niezła zabawa!- krzyknął Fred.
-Zabawa?!-
wrzasnęła zaskoczona.
-Fajne masz
księcia!- krzyknął zasapany George, mimowolnie odwróciła się i zobaczyła
rycerza trzymające dumnie miecz.
Przed
nawoływanie uczniów nie słyszała jak biegnie za nią.
-Laura masz
szybko skryć się na najwyższej wieży!- odwróciła się, Draco złapał ją za
łokieć.
-Jest walka
muszę tam być!- pokój wspólny był pusty, była ich trójka.
-Będziesz
rzucała zaklęcia z góry! Twoja kolej wkrótce nadejdzie!- pociągnął ją w stronę
schodów.
Tak jak
wcześniej w pokoju wspólny panował chaos. Nauczyciele wykrzykiwali rozkazy,
uczniowie biegli na swoje stanowiska. Duchy chowały się po kątach, aby
zaskoczyć przeciwników. Irytek latał w tą i z powrotem (o dziwo ) słuchając
rozkazów Minerwy. Dziewczynie brakowało już tchu, ciężko było się przedzierać
przez tłum, pod prąd. Czuła paniczny
lęk, nie udało się jej. Nie odnalazła ostatniej różdżki. Przegrają. Niech Merlin ma nas w opiece. Ciężko było dotrzymać kroku blondynowi,
musiał kilka razy ją ciągnąć. Przeklinała w duchu swoją kondycje. Znaleźli się
na najwyższej wieży z zamku.
-Masz. Tu. Zostać.
Nawet nie waż się ruszać na krok.- warknął i wybiegł.
Podeszła do
metalowej rury, która chroniła przed wypadkiem.
Zacisnęła palce na różdżce, gdy zobaczyła najróżniejsze. Wzrok
skrzyżował się z NIM. Wyglądał gorzej
nic go sobie wyobrażała. Uśmiechnął się i dłonią pokazał swoją armię.
Era Potterów zostanie dziś ukończona.
Po jej
plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszała głos Voldemorta. Syknęła
z bólu, gdy blizna dawała sobie we znaki.
Mylisz się.
Tylko Potterowie znają sposób, aby
uniknąć śmierć.
My jesteśmy panami Śmierci.
Czuła
narastający gniew, wroga. Przełknęła ślinę. Spojrzała kątem oka na rycerza w
srebrnej broi. Stał niewzruszony. Rycerz dodawał jej pewności, której teraz potrzebowała.
Czekała.
Kto zrobi
pierwszy ruch.
Cisza.
Do kogo
należy pierwszy ruch?
-Fred!
-Co jest
George?
-Jak
przeżyjemy to otworzymy razem sklep i się ożenię!
-Dobra ale
ja jestem druhną! Zawsze chciałem ubrać sukienkę bez konsekwencji!
-Niebieską
czy Zieloną?
-Czerwoną!-
Laura parsknęła.
Podziwiała
ich styl życia, wszystko na luzie. Nawet w obliczu zagrożenia nie trącą zimnej
krwi. Wielki szacunek.
-Laura!
Zamierzasz użyć zaklęć niewybaczalnych ?- spytał Fred.
Wzruszyła
ramionami.
-Nie ma
innego wyboru! Drętwotą ich niepokonany !
-A tak w
ogóle to fajne masz księcia!
-George idź
do diabła!
-Dobra! Mam
go pozdrowić?- przewróciła oczami.
Powróciła do
oglądania scenerii za barierą. Jej Patronusy dalej okrążały barierę. Dementorzy
nie mogli się zbliżyć, wydawały okropne dźwięki. Po plecach przeszedł
nieprzyjemny dreszcz.
Na co oni tak czekają?!
Niczego nie
rozumiała. Lord Voldemort stał i
uśmiechał się jakby niby nic. Ukazując zniszczone zęby, wzdrygnęła. Coś jej tu
nie pasowała. Śmierciożercy też wyglądali bardzo pewnie. Zmrużyła oczy.
Próbowała dostrzec jakikolwiek szczegół, który pomógł by jej rozwiązać
zagadkę. Po chwili w rękach przeciwnika
pojawiła się czarna różdżka. Wreszcie
zrozumiała.
-Padnijcie!-
wrzasnęła ile sił w płucach.
Skuliła
się. Rycerz srebrnej zbroi objął
dziewczynie chroniąc przez nadchodzącym piekłem. Usłyszała potężny głos Lorda –
Avade Kedavra!
Bariera
rozbiła się na tysiące części, ostre jak brzytwa raniąc gołą skórę. Oszołomiona spojrzała na bliźniaków, który
otworzyli parasolki i patrzyli się na
spadający na ziemie. Potem cisza. Nikt nie ruszał się. Podniosła się z ziemi.
Przełknęła strach. Wiedziała co teraz się wydarzy.
-Ruszajcie-
odczytała z jego ust.
Czarna
chmura ruszyła na Hogwart. Na pierwszy
atak ruszyły Dementorzy. Uczniowie, nauczyciele wystrzelili swoje Patronusy w
tym Laura Potter.
-Zabawę czas
zacząć- krzyknął Fred.
-Tym razem
macie racje!- odkrzyknęła.
Nie było
sensu rzucać zaklęć oszałamiającym jeśli one powstrzymywały na chwile. Rzucała
zaklęcia niewerbalne. Zabiła ludzi, była mordercą. Pewnie ją za to skarzą na
dożywocie ale chciała tylko pomóc.
Uczniowie szyli za jej przykładem. Zielony promień przeszywał człowieka skazując go na
błyskawiczną śmierć. Serce miała
ciężkie, każdy oddech sprawiał jej trudność. Jedynie rycerz od czasu do czasu
pomagał jej jak leciało zaklęcie w jej stronę. Odbijał mieczem niepożądane zaklęcia.
Słyszała
wrzaski uczniów, mogła tylko zgadywać kto oberwał. Posągi wywołane przed
Minerwę ruszyły do ataku. Albus ruszył przodem chroniąc ciałem swoją szkolę.
Żyje? Nie wiadomo. Zaklęcia rozświetlały
mrok. Mury trzęsły się od uderzeń
olbrzymów. Zakazany los płonął. Wielkie
pająki pożerały przeciwników, wreszcie się na jedzą.
Wszystko ją
bolało. Ile może takie dziecko jak ona przeżyć na wojnie? Miała dopiero
piętnaście lat! Musiała wytrzymać. Wytrzymała by gdyby ktoś nie rąbnął ją w tył
głowy. Zamrugała kilkakrotnie. Rycerz włożył jej miecz do kieszeni. Iluzja
Zamrugała
kilkakrotnie. Nawet z otwartymi oczami
widziała ciemność. Nie mogła się poruszyć. Kajdanki wrzynały się w skórę. Zaskrzypiały. Przełknęła ślinę. Zimno przenikało ją do szpiku kości. Nie mogła sobie przypomnieć co się stało, gdzie
jest, kto ją przyniósł. Jedynie zapamiętała zielony strumień lecący prosto w
czarna chmurzę. W głowę miała ciężką, każdy ruch powodował ból. Modliła się, że
to zwykły koszmar z którego zaraz się obudzi. Westchnęła. Poczucie winy nie zbyt jej pomagało. Martwiła
się. Czy jej przyjaciele żyją? Czy jeszcze raz ich ujrzy? Cierpieli? W jakim
stanie jest Hogwart? Tyle pytań tak mało
odpowiedzi! Drewniane drzwi otworzyły się z jękiem. Jasne światło oślepiło ją. W
drzwiach pojawił się Lord Voldemort i Draco Malfoy. Chciała krzyknąć,
cokolwiek lecz z gardła wydobył się jęk.
Chłopak o platynowych włosach patrzył na nią obojętnie jakby była
zwykłym meblem.
-Jak ci się
podoba twój pokój?- Lord Voldemort uśmiechnął się.
-Nie w moim
guście ale ujdzie- burknęła, przez moment szarpała się z łańcuchami z marnym
skutkiem.
-Draco- Lord
położył dłoń na ramieniu chłopca- Miałeś racje jest bardzo uparta ale bardzo
głupia. Bardzo dobrze ją omamiłeś.
-Co-
wydusiła zaskoczona.
-O to ty nie
wiedziałaś?- udał zaskoczonego- Nie
dziwiło cie, że tak nagle się tobą zainteresował?
-Cóż…
Myślałam, że poleciał na mój urok osobisty- przełknęła gorzkie łzy.
Ciężko jest
opisać co w tej chwili czuła. Straciła
chęć do życia. Kolejna zaufana osoba ją zawiodła.
-Chodź
Draco.
Gdy byli tuż
przed drzwiami, powiedziała najgłośniej jak tylko mogła:
-Draco,
jesteś mordercą- po czym utopiła się w łzach.
sobota, 13 lutego 2016
#2 Miniaturka " Pani Potter"
Za błędy przepraszam! Nie miałam kiedy poprawić, biorę się zapisanie drugiej miniaturki na drugim blogu :3
Życie Laury
Potter było trudne.
Najgorsze
wspomnienia wracały w nieodpowiedniej chwili.
Każdy
patrzył na nią litościwie.
Okropnie
czuła się przy rudowłosy Fredzie.
Siedziała ze
swoim rodzeństwem i „przyjaciółmi” w Expresie do Hogwartu, który ruszył. Do nikogo
nie odzywała się. Gabriel bez żadnych oporów rozmawiał z Harry’ m, Hermioną, Ron,
Ginny, George I Fredem. Czuła na sobie palący wzrok chłopaka.
Miała ochotę
zwymiotować, gdy jej głupi mózg odtworzył wspomnienie pocałunku rudowłosego z
jakąś blondynką. Mimo, że nic nie czuła
do niego poczuła się zdradzona. Do tego w tłumie zobaczyła Dracona, który
zamarł gdy ich oczy się spotkały. Cały świat się zatrzymał. Usta zaczęły ją
palić. Gdyby nie Ginny, która złapała ją za rękę aby pociągnąć do pociągu, nie wiadomo
co by było dalej.
Wpatrywała
się w rozmywające się obrazy za szyby. Zamknęła bezradnie oczy. Czuła
beznadziejnie. Każdy dźwięk ją irytował,
każdy oddech. Miała ochotę krzyknąć „ Idźcie wszyscy do diabła!” lecz przez
gardło nie przechodziło żadne słowo.
-Mamo?-
otworzyła oczy i spojrzała na swoje braciszka.
Reszta
„przyjaciół” przyzwyczaiła się do mówienia na nią mama, lecz czasem gdy Gabriel
mówił do niej tak do wzdrygali.
-Tak?-
spytała zaspanym głosem.
Całą noc nie
mogła spać, podekscytowanie brało w górę.
Wyobrażała sobie jak teraz po wielu przejściach będzie żyła z
uczniami. Z jednej strony bała się bo
będzie spotykać Freda wraz z jego dziewczyną i Dracona. Za jakie grzechy?
Dzięki
Hermionie, która użyczyła jej książkę „ Historia Hogwartu” jakoś zasnęła. Nawet
ją polubiła.
-Idziesz
spać?- przysunął się do niej.
-Tak.
Będziesz mnie bronił przed demonami i innymi stworami?- kiwnął głową, zamknęła
oczy i zasnęła.
Obudziło ją
trząsanie ramieniem. Zaspanym wzrokiem rozejrzała się przedziale, który był pusty nie licząc Hermiony i Ginny.
-Wstawaj
śpioszku! Musimy się przebrać, specjalnie wygoniłyśmy chłopców więc się
pośpiesz.
-Ok… Już…-
ubrała na siebie szaty szkolne i poczekała aż dziewczyny przebiorę dopiero
wtedy mogła zawołać chłopaków.
Wychyliła
głowę za drzwi, Fred, George, Harry, Ron rozmawiali przyciszonymi głosami.
Pierwszy zauważył ją Harry. Kiwnął głowa w jej stronę. Wzięła głęboki oddech i
z bijącym sercem podeszła do chłopców.
-Możecie iść
przebrać- bez słowa ruszyli do przedziału ale Harry nagle stanął i złapał Laurę
za łokieć, zmuszając aby się zatrzymała.
-Co jest?-
szepnęła, bez słowa dała się poprosić w głąb korytarza.
-Nie
mieliśmy pogadać- szepnął.
-O co
chodzi?- spytała zaskoczona.
Siedzieli w
łazience, która nie należała do największych. Zanim Harry rozpoczął rozmowę
rzucił na pomieszczenie zaklęcia wyciszające.
-Chcę abyśmy
po kolacji udali się do Hagrida musimy wreszcie ustalić czy jesteś moją siostrą
czy nie. Nie mogę dalej żyć w niepewności.
-Ale jak?
Przecież będzie ciemno do tego korytarze patrolują nauczyciela czy jakoś tak
się nazywają.
-Mam
pelerynkę niewidkę. Damy radę- szepnął.
-No dobra-
westchnęła- Możemy wracać?
-Mogę ci
zadać pytanie?- spojrzał na nią uważnie.
-Jasne…-
zmrużyła oczy.
-Co łączy
cię z Fredem?- zakrztusiła się powietrzem, zaczęła kaszleć.
-Skąd ten
pomysł?!- spytała czerwona.
-Bo…-
zająknął się- Patrzy się na ciebie cały czas, obserwuje każdy twój ruch, gdy do
kogoś mówi i tak zerka na ciebie. Myślałem, że masz coś nie tak z głową ale
spytałem Rona, Hermiona i Ginny… Moje obawy się potwierdziły- zmarszczył brwi.
-Nie… Mnie…
Nie… Nic… Nie… łączy- teraz ona nie mogła się wypowiedzieć.
-Jeśli cię
skrzywdzi- zagroził jej palcem- to będzie miał ze mną do czynienia- wybuchnęła
śmiechem.-A teraz możemy już iść.
Stała z
pierwszakami przed stołem nauczycieli, Minerwa McGonall wyczytywała po kolei
nazwiska. Czuła się głupia przerastała całe grono dzieciaków do tego czuła na
sobie dla palące wzroki. Gdy nastała jej kolej (była ostatnia, Gabriela
przydzielona do Gryffindor’ u) z drżącymi nogi podeszła do tiary przydziału.
Szepty i zdziwione głosy uczniów nie pomagały jej. Zdawała sobie sprawę, że
jest sensacją bo była Potter’ em jak jej młodszy braciszek. Błagał w myślach aby nie trafiała do
Slytherinu. Musiała dopasować się do
prośny Dracona.
-Czuła od
ciebie bijąca odwagę, dumę… Już wiem! Będziesz idealnie pasowała do Gryffindor’
u ! – oklaski z strony lwów była najgłośniejsza jak nigdy dotąd.
Opiekunka
lwów zabrała tiarę, Laura z uśmiechem usiadła koło Harry’ ego.
-Mam trzech
Potterów w domu! – wrzasnął jakiś chłopak, parsknęła.
-Gratulację!-
krzyknął Harry.
-Nie będę
owijał w bawełnę! Życzę smacznego!- na stołach pojawiło się jedzenie
przygotowane przez skrzaty.
Zaczęła
smarować sobie Tosta, zerknęła na brat, który znalazł sobie kolegów. Rozmawiał
radośnie o ulubionym sporcie czarodziejów z jakiś chłopakiem o mysich włosach.
-Harry?
-Tak?-
powiedział z pełną buzią.
-Czemu oni
do jasnej cholery się tak na mnie patrzą?- szepnęła zdziwiona, uśmiechnął się.
-Nie
codziennie siostra Pottera przychodzi do Hogwartu.- walnęła go z łokcia- A może
dlatego, że jesteś ładna? A niech ktoś cie spróbuje dotknąć to tego pożałują-
rzucił chłopakom ostre spojrzenia od razu odwrócili się.
-Czyli od
teraz będzie ze mną 24 godziny na dobę?
-Nie w czasie nocy, Hermiona i Ginny będą cie
pilnować- Laura zauważyła, że jej „brat” mówi z czułością imię rudej. Czyżby
Harry czuł coś do niej?
-To co
jeszcze? Może obstawa na każdej przerwie?
-W sumie to
dobry pomysł.
-Harry!
-No co!? Nie
mogę się martwić o swoja siostrę?- szepnął.
-To nie jest pewne.- mruknęła.
-I tak wiem
swoje.
Chatka
Hagrida mieściła się na skraju Zakazanego Lasu, przyjemnie się na nią
patrzyło. Dziewczyna poznała go, gdy
wołał pierwszorocznych do łodzi (niestety ona też musiała płynąć), zrobił na
jej ogromne wrażenie. Musiała unosić głowę aby na niego spojrzeć. Harry
ściągnął pelerynkę niewidkę i schował mapę. Zapukał, gdy usłyszeli „proszę”
weszli do pomieszczenia.
-Witaj Harry…-
wielkolud zamarł.
Dwójka to
zauważyła od razu zasypała mężczyznę pytania. Kieł szczeknął i powrócił do
swojej łoża. Opadł na krzesło i spojrzała bezradnie na dwójkę.
-Już, już
zaraz odpowiem na wasze wszystkie pytania. Herbatki?- pokręcili głową.- No
dobra zaczynajcie.
-Czy Laura
jest moją siostrą?- spytał Harry.
-Tak-
Potterowie krzyknęli.- Zaraz wam opowiem jak to się zdarzyło…
poniedziałek, 8 lutego 2016
Rozdział 27
„Nie ma zbyt wiele czasu,
by być szczęśliwym.
Dni przemijają szybko.
Życie jest krótkie.
W księdze naszej przyszłości wpisujemy
marzenia,
a jakaś niewidzialna ręka nam
je przekreśla.
Nie mamy wtedy żadnego wyboru.
Jeżeli nie jesteśmy
szczęśliwi dziś,
jak potrafimy być nimi jutro?”
Laura Potter
siedziała w bibliotece patrząc w księgę, nie pamiętała o czym czytała i nawet
co. Jej myśli krążyły wokół rozmowy z Harry’ m Potter’ em. Dał jej dużo do
myślenia. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu czuła coś złego, blizna piekła ją
miłosiernie. Zamknęła z trzaskiem książkę i westchnęła. Strażniczka księg rzuciła jej ostre
spojrzenie. Wstała i odłożyła książkę na
miejsce.
Wyszła na
korytarz. Objęła się ramionami i szła wolno rozglądając się na każdy obraz,
posąg, ducha przelatującego obok. Uczniowie mijali w pośpiechu, jakby gonił ich
diabeł. Do jej uszu docierały szepty
przyjaciół, którzy mówili o zabezpieczaniu
artefaktów.
Nauczyciele
bardzo szybko dowiedzieli się o „spisku” uczniów, nie byli zadowoleni z tego
powodu bo to do nich należy to zadania. Lecz Krukoni wysunęli takie argumenty,
że zamknęli jadaczkę nauczycieli, z niezadowoleniem zaczęli pomagać.
Nawet
Severus Snape, który pod swoje skrzydła dwie młode gryfonki, pod jego okiem
stawały się coraz lepsze. Bliźniacy
udoskonali z krukonami własne wynalazki.
Kilku ślizgonów założyło Gwardie Dumbledore aby uczyć każdego chętnego
do obrony czarnej magii. Laura też do niego należała była ona nauczycielem,
jako jedyna potrafiła wyczarować patronusa z młodym wieku.
Puchoni z
resztą radą pedagogiczną zaczęli ukrywać magiczne przedmioty w pokoju życzeń,
to zadania mogło wydawać się łatwe ale było bardzo trudne. Bo tylko czyste
serce puchona mogła ukryć coś cennego.
Duchy pod okiem Irytka uczyło się brzydkich
psikusów, które kosztowały życiem. Na przykład spadające szafy znikąd, latające
miecze, iluzja strasznych zwierząt.
Idąc dalej
usłyszała jak mała ślizgonka mówi starszej koleżance, że podsłuchała jak
nauczycieli rozmawiając ze sobą, nie chcą popełnić tego samego błędu co kilkadziesiąt
lat, dlatego pomagają uczniom.
Albus
Dumbledore cały czas jest na najwyższej wieży w Hogwarcie wmawiając zaklęcie obronę, który zwykły
czarodziej nie zna. Zdarzyło się, że nie
było na żadnych posiłku.
Wielka Sala
musiała zostać powiększona kilkakrotnie, bo wszystkie magiczne szkoły jakie
istnieją wzięły sobie do serca powagę
sytuacji i ruszyły na pomoc Hogwartowi.
Każdy zdawał sobie sprawę, że Hogwart mógł nie przeżyć kolejne ataku
sam-wiesz-kogo.
Trzeba czasu
aby dawna magia wróciła na swoje miejsce, teraz jest za bardzo słaba.
Szkoła nigdy
nie była taka przepełniona! Wszystkie nieużywane klasy zostały wypełnione
uczniami z zagranicy, nieznane przez nikogo pokoje stały się sypialniami.
Uczniowie Hogwartu ciepło przyjęli nowych
przybyszów, niektórzy nawet znaleźli miłość, która przyszła zaskoczenia
Laura
uśmiechnęła się.
Uczniowie jak
nauczyciele znaleźli wspólny język, nawet Hagrid, który nie był pewien tego
pomysłu, ale gdy zobaczył Madame Maxime od razu zmienił zdanie. Miłość kwitła wokół
wszystkich nawet pani Potter.
Robiła już
któreś kółko ale zbytnio to jej nie przeszkadzało. Musiała pomyśleć. Zwłaszcza, że musiała odnaleźć różdżkę Gryffindor’
u.
Magiczny patyk
Roweny znalazła przypadkiem. Poszukiwała w historii Ravenclaw (pożyczyła jej
książkę krukonka) jakikolwiek informacji. Siedziała do późna wieczorem, przesuwała zamglonym wzrokiem po kartkach,
szukając wskazówki. Gdy powiedziała "dość"i trzasnęła książką usłyszała dziwny dźwięk.
Rozejrzała
się po pomieszczeniu. Podniosła księgę i zaczęła ją pukać. Gdy znalazła ten dźwięk, obróciła książkę tak, że
grzbiet księgi miała tuż przed nosem. Zmrużyła oczy. Dostrzegła nitkę, która
była kluczem do skarbu. Najdelikatniej jak tylko mogła pociągnęła nitkę. Wzięła
głęboki oddech, w środku szalała z radości.
Znalazła różdżkę
schowano w grzbiecie książki. Od razu wyciągnęła swoją i przyłożyła.
Jak zwykle
nic się nie działo a potem wiązką niebieskiego światła objęła dwa magiczne
patyki. Zamknęła oczy po światło raziło ją w oczy, gdy je otworzyło zastała
tylko jej różdżkach. Uśmiechnęła się szeroko jak tylko potrafiła. Połowa różdżkę
na szafkę. Podeszła do szafy i wyciągnęła pidżamę. Przebrała się i wskoczyła do
łóżka. Szczelnie przykryła się i zamknęła oczy. Sen przychodził z trudem bo
walczyła z podekscytowaniem....
-------------------------------------------------------------
Zdaje sobie sprawę, że rozdział jest krótki, ale on jest wstępem do czegoś dużego a nie chciałam do w tym rozdziale zaczynać. :)
poniedziałek, 1 lutego 2016
Rozdział 26
To są jakieś żarty!
Ja chcę się obudzić!
Budź się.
Budź się
Budź się do jasnej cholery bo ogolę
się na łyso.
Chyba podziałało…
Obudziła się
z krzykiem. Nie mogła zrozumieć gdzie
się znajduje. Nerwowo szukała różdżki, która była szafce. Zabrała ją i wybiegła
z pomieszczenia. Na korytarzu było dużo uczniów, spojrzeli na nią zaskoczeni.
Wydarzenia z przed tygodnia uderzyły ją prosto w twarz. Straciła równowagę,
gdyby nie puchon stojący najbliżej dziewczyny, mogła sobie coś zrobić.
Spojrzała na niego zaskoczona.
-Nic ci nie
jest?
-Draco-
szepnęła gdy zobaczyła zimne niebieskie oczy i chłopaka.
Wyrwała się
i pobiegła przed siebie ani razu się nie odwracając.
Przeszukała
każdy kąt w Hogwarcie lecz nigdzie nie mogła go odnaleźć jakby nie chciał zostać
odnaleziony. Westchnęła zirytowana . Pomyślała gdzie jeszcze nie była. Pokój Życzeń. Walnęła się w czoło
całkowicie zapomniała o tym pomieszczeniu.
Żwawym
krokiem szła przez korytarze. Uczniowie kiwali jej głowami na przywitanie, inni
szeptali. Nie jest codziennością, żeby czarodziej wygrywał ze śmiercią.
Przeszła trzy razy przed ścianę aż ukazały się jej drzwi. Wzięła głęboki oddech
i popchnęła drzwi. Rozejrzała się po
pomieszczeniu. Było w kształcie kwadratu. Na półkach leżały stare księgi, po
środku kanapa, na boku ściśnięte stare lustro, ściany w kolorze beżu i dwa okna
naprzeciwko wejścia. Zamknęła za sobą drzwi i weszła do pomieszczenia. Poczuła
ukłucie żalu. Bardzo chciała znaleźć Draco, usłyszeć jego głos…
-A ze mną
się przywitasz?- odwróciła się do nadawcy, w lustrze stał Harry Potter wyglądał
młodzież niż ostatnio gdy go widziała.
-Przepraszam
ale moja głowa ma niepożądane myśli- usiadła przed lustrem, Harry zrobił to
samo.
-Jakie?
-Wojna,
Sam-wiesz kto, przyjaciel.. Dużo by wymieniać- westchnęła.
-Eryk to
dobry człowiek- powiedział po dłużej chwili, spojrzała na niego zaskoczona.
-Rzucił we
mnie zaklęciem niewerbalnym, ufałam mu… Ja go… nawet kochałam ale to nie była
prawdziwa miłość, to była iluzja.
-A czym jest
prawdziwa miłość? Spotkałaś ją?
-Tak i nie,
nie wiem- złapała się za głowę.
-Jak to nie
wiesz?- spytał „zaskoczony”- To proste.
-Właśnie, że
nie- westchnęła.-Nie męcz mnie proszę.
-Niech ci
będzie. Porozmawiajmy o pogodzie- skierowała swój wzrok na okno gdzie pogoda
się psuła jakby nie wiedziała co ma się nie długo stać.
-Pomóż mi-
szepnęła- Nie wiem gdzie mam szukać, nie mogę, nie wiem, help mi- mówiła coraz bardziej
zdesperowana.
-Lauro masz
w sobie krew Potter’ ów a oni zawsze wiedzą co mają robić. Nie mogę ci
powiedzieć gdzie są ale … Są bliżej niż myślisz.- szepnął i zniknął.
-Ale ja nie
rozumiem!- wrzasnęła- Harry!
Po jej
policzkach popłynęły bezradne łzy.
Jakie grzechy Merlina?!
Wytarła łzy
i zastanowiła się „ Są bliżej niż myślisz”.
Co to może znaczyć? Co jest blisko mnie? Biblioteka? Książki? Może mam tam
szukać? Kolejny raz westchnęła. Złapała się za brzuch gdy pokazał, że on też
potrzebuje uwagi. Wstała i podeszła do okna. Mogła zgadywać, że jest pora
obiadowa. Wyszła z pokoju życzeń , pod kurtyną włosów szła jak cień przez
korytarze, Otworzyła drzwi od Wielkiej Sali, nikt nie zwracał na nią uwagi na
szczęście. Zjadła obiad i wyszła z pomieszczenia tak szybko, że nikt nie
skapnął się Laura była w Wielkiej Sali. Jedynie chłopak o platynowych włosach
uważnie obserwował dziewczynę. Jego serce skute lodem zaczęło boleć. Laura nie
zdawała sobie, że on umiera od środka.
Niespodzianka ja też mam uczucia.
Weszła do
salonu Gryffindor, instynkt podpowiadał jej, że coś jest nie tak. Nie chodziło
tutaj o wygląd tylko czuła zapach różnych substancji. Zmarszczyła nos. Mogła
tylko niektóre z zapachy skojarzyć.
Śmierdzące
bomby, trutka na szczury, chyba fasolki wszystkich smaków.
Wzruszyła
ramionami i podeszła do posągu rycerza. Ukłonił się i wyjawił wejście. Zamknęła
za sobą drzwi. Weszła do pokoju. Uśmiechnęła się wszystko było na swoim
miejscu. Było tylko strasznie zimno, zamknęła okno i położyła się na
łóżku. Lumos i Nox pohukiwały radośnie.
Jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Patrząc na sufit rozmyślała.
Gdyby była zwykłą nastolatką to co
bym robiła? Dążyła do popularności? Zaliczyła po kolei chłopców? A może byłaby
zwykłą cichą myszką, która została wrzucona w wir wydarzeń? A może.. A może..
Właśnie, a może.
-Panienko?-
usiadła prosto.
-Zgredek-
szepnęła, smutny skrzat usiadł koło pani- Gdzie Mrużka?
-Ona…- wychlipał-
Umarła. Odeszła tydzień temu, długo służyła rodzinnie Potterów.
-Mrużka-
szepnęła po jej Polikach poleciały gorące łzy.
Skrzat nie
ukrywał swoje smutku, płakał razem z panią. Mrużka na zawsze zostanie w ich sercach.
-Zgredek
musisz mi coś obiecać.
-Dla Laury
Potter Zgredek zrobi wszystko.
-Nigdy mnie
nie ratuj.
Albus po kolacji kazał uczniom zostać w Wielkiej
Sali, wszyscy oprócz Laury wiedzieli co się działo przez ten tydzień gdy ona
była nieprzytomna.
- Każdy gość
na tej sali będzie tutaj zawsze mile widziany, jeśli zechce nas odwiedzić w
przyszłości. Powtarzam wam wszystkim jeszcze raz: skoro Lord Voldemort
powrócił, będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni, i na tyle słabi,
na ile będziemy podzieleni. Lord Voldemort posiada wielki talent siania
niezgody i wrogości. Możemy mu przeciwstawić tylko równie silne więzi przyjaźni
i zaufania. Niczym są różnice w zwyczajach i języku, jeśli mamy takie same cele
i otwieramy przed sobą serca. Jestem przekonany, a jeszcze nigdy tak bardzo nie
pragnąłem się mylić, że czekają nas bardzo ciężkie i trudne czasy. Niektórzy z
was już ucierpieli z rąk Lorda Voldemorta. Wiele waszych rodzin doznało
bolesnych strat. Nie cały tydzień temu straciliśmy jednego z waszych kolegów.
Zapamiętajcie Eryka Filcha. Został on przeciągnięty na złą stronę lecz walczył
po stronie dobra. Pamiętajcie o nim, gdy nadejdzie czas, w którym będziecie
musieli wybierać między tym, co słuszne, a tym, co łatwe. Zapamiętajcie, co
stało się z tym dobrym, uprzejmym i dzielnym chłopcem, gdy stanął na drodze
Lorda Voldemorta. Pamiętajcie o Eryku Filchu jako sprzymierzeńcem Hogwartu. *
Wszyscy
gapili się na dyrektora zaskoczeniem, tylko nie wiele uczniów „znało” prawdę ale czy by na pewno?
Laura jako
pierwsza wybiegła z Sali, było to dla niej za wiele. Śmierć skrzatki i do tego najlepszego przyjaciela. Pobiegła na najwyższą wieżę w Hogwarcie.
Wiatr bił ją po twarzy, deszcz obmywał łzy. Nie myślała racjonalnie. Chciała aby to był koszmar, z którego zaraz
się obudzi. Złapała w obie dłonie za barierkę. Nie mogła oddychać, nie mogła
myśleć, nie mogła już nic czuć, jedynie samobójstwo będzie dobrym rozwiązaniem.
Śmierć jest łatwa, prosta, życie jest trudniejsze.
Przerzuciła
jedną nogę przez barierkę, nie wiele widziała. Ubranie kleiło się do ciała, łzy
zasłaniały ponury świat.
-Przepraszam-szepnęła
do wiatru, który zabrał jej słowa do najdalszego zakątku planety.
Druga noga
za barierką, wystarczyło puścić ręce i spaść prosto w objęcia śmierci.
Spojrzała
przed siebie.
-Lauro!-
usłyszała wrzask.
Potem nie
kojarzyła faktów, silne objęcia zabierają ją od pięknej śmierci, która była z
tego powodu niezadowolona. Upada z kimś
na plecy, czuje ciężąc na piersi, ciepło drugie ciała ogrzewają. Oddech
nieznajomego zrównuje się z jej.
-Czemu
chcesz odebrać sobie życie gdy cie potrzebuje?- zaśmiała się.
-Nikt mnie
nie potrzebuje, jestem bezużyteczna- mówiła obojętnym głosem patrząc na zimne
niebieskie oczy, które płakały.-
A może to
przez deszcz?
- Mam dość udawania, że mogę żyć bez ciebie. Nie
rozumiesz? Nie widzisz, że to mnie zabija?**- wrzasnął jej prosto w twarz,
zamarła- Lauro, jestem potworem, który potrafi ukazywać uczucia. Jakim jestem potworem?
-Moim.-
szepnęła i złapała go za twarz, w pocałunku pokazała jak jej żal, smutek, cały
stres, on odwzajemnił z podwójną siłą.
Deszcz
zamienił się w grat, który bezlitośnie smagał chłopaka po plecach.
Miał
wszystko gdzieś. Miał dość udawania swoich uczuć. Ile razy będzie musiał walczył o to co kocha?
Kogo wybierze mamę czy ukochaną?
------------------
Końcówka
trochę słabo mi wyszła ale nie wiedziałam jak ją zakończyć ;-; Ale rozdział mi się
podoba mam nadzieje, że wam też. :D
PS. Od
następnego rozdziału akcja zacznie się dzień przed wojną.
*Wypowiedź
Albusa na uczty pożegnalnej, została trochę zmieniona J
** Cytat z Dar Anioła, mówił to Jace’ s do Clary (Polecam )
poniedziałek, 25 stycznia 2016
Rozdział 25
DRACO
Po paru
minutach spotkali się przed pokojem życzeń
gdzie czekał na nich puchon, którego imienia Draco zapomniał. Bez słowa
weszli do pokoju. Siedziało w nim połowa domu Slytherinu i Hufflepuff.
-Co macie?-
spytał Zabini.
-Lusterka
pozwalające się na kontaktowanie z bardzo dużej odległości. Kulki, które gdy się przeczepią potrafią ze
swoich igieł wydzielić truciznę. Powiedział nam to Krwawy Baron. Pyłek, który
myli wroga z przyjacielem, bardzo pomysłowe. To byłoby na tyle – wzruszył
ramionami kończąc swoją wypowiedź.
-Dziś bardzo
mało zebraliśmy.
-Mieliśmy
mały problem z kotką woźnego. Piotrek walnął zwierzaka drętwotą aby się zamknął bo miałczał głośno. Bez tego
kota musieliśmy się zbierać przez co połowa rzeczy, które mieliśmy przygotowane
zostały w klasie. Nie możemy tam iść bo woźny tam grasuje. Jeden z naszych nie zdążył uciec przez co ma
szlaban i idzie z Hagridem do zakazanego lasu. Jest bardzo duży plus bo
potrzebujemy kwiatu śmierci a rośnie tylko w zakazanym lesie. Tylko ten chwast
lubi dziewczyna więc Katarina powinna wrócić i oznajmić nam, że dostała szlaban
bo jedynie ona wie jak wygląda no jeszcze Potter. A jest tymczasowo nie
dostępna- kiwnął głową Zabini.
-Ile rzeczy
jest w klasie?
-20-30 nie
wiemy do czego służą ale jest szansa, że mogą się przydać.
-To Ślizgoni
pójdą je przejąć a wy róbcie co macie robić- wykrzyknął rozkaz Draco.
Chłopak
zaczął zwoływać po kolei kolegów, którzy mają coś w tych pustych głowach i
wyszedł na korytarz. Musieli uważać na Irytka, który uwielbiał kablować na uczniów, przez co wszystkie jego
występki nie były tak surowo karane. Chociaż uczniowie uwielbiają mówić „
Irytku bo zaraz zawołam krwawego Barona!”
-Smoku…
-Draco
debilu, czy tak trudno nauczyć się mojego imienia? Przyjaźnimy się od dziecka.-
chłopak o platynowych włosach prychnął.
-Owszem.
-Mów.-
przewrócił oczami.
Nie miał
ochoty na żarty, zwłaszcza, że sam-wiesz-kto chciał go widzieć. Myślał, że dał
mu już spokój. Właśnie myślał…
-A jakby tak
na mówić duchy aby zrobiły parę psikusów ?
-Rozwiń swoją
odpowiedź.
-Można
byłoby namówić Irytka aby on nauczył duchy do paru bardzo brzydkich
żartów- uśmiechnął się tajemniczo.
-To jest
genialne! Czemu wcześniej o tym nie pomyślałem?
-Może
dlatego, że jesteś blondynką?- rzucił sugestie Zabini.
-Wole być
blondynką niż murzynem, którego nie trudno odkryć.
-Rasista.
-Murzyn.
-Tleniona
Fretka.
-Idiota.
-Możecie już
skończyć?! Mamy dużo pracy- zbeształ ich perfekt Slytherinu.
-Sorry-
mruknęli.
-To
pójdziesz do niego? Nie paja do mnie miłością odkąd naskarżyłem na niego
staremu dziadowi.
-Dobra,
dobra ale stawiasz mi kremowe piwo!
-Ja nie
stawiam ja daje!
-Zboczeniec-
mruknął.
-Dziękuje
staram się.
Obrócił się
na pięcie i zaczął poszukiwania nieznośnego ducha. Nie wiedział gdzie mógłby go znaleźć. Do tego musiał uważać woźnego. Dostanie
szlabanu byłoby złym pomysłem zwłaszcza,
że dziś odbywało się spotkanie z
śmiercożercami. Przełknął ślinę. Nienawidził ich z całego serca. W swoim
krótkim życiu widział tyle cierpienia, że zadał sobie pytanie „ Ile jeszcze
wytrzymam?”. Westchnął. Hogwart jest jedynym miejscem gdzie czuje się
bezpieczne. Nie musiał patrzeć na martwe oczy Voldemorta. Nie musiała użyć zaklęć niewerbalnych. Nie
musiał martwić o każdy niewłaściwy ruch, który ktoś inny może wykorzystać. Mógł
być sobą. Draco Malfoy czuł się dobrze w Hogwarcie i uroczyście przysięga, że
będzie go chronił nawet za cenę życia.
-Irytek!-
szepnął.
-Kto woła
Irytka?
-Zbliż się a
powierzę ci zadania, które z chęcią dokonasz.
-Co może mi
zaproponować zwykły uczeń?
-Jestem śliz
gonem, który uwielbia przekręty- duch przybliżył się zaciekawiony- Wiem dobrze, że masz parę wtyków u innych
duchów i chcę abyś nauczył ich wiele sztuczek, które mogą się przydać.
-A co z tego
będę miał?
-Będziesz
mógł… wyżyć się na śmierciożercach, robić kawały, które przekroczą wszelkie
granice…
-Irytek nie
zrobi tego bo jakiś uczeń go o to prosi tylko, że on to wymyślił!- Draco
przewrócił oczami.
-Niech ci
będzie. – machnął ręką.
Do jego uszu
dotarło miauczenie. Mruknął przekleństwo. Kota woźnego ona jest jak radar.
Widzi wszystko. Duch przetarł radośnie
ręce. Draco spojrzał gdzie pchlarz się znajduje i pobiegł w przeciwną stronę.
-Stój!-
wrzasnął woźny.
-Po moim
trupie!- mruknął.
Odnalazł
przyjaciela, który uniósł jedną brew. Lecz nic nie powiedział. Dał czas
chłopakowi na odsapnięcie i wtedy zapytał :
-Czemu tak
biegłaś piękna gazelo?
-Woźny mnie
gonił, lepiej się spieszcie pewnie ten jego pchlarz zaraz tu przyjdzie i da nam
szlabany.
-Słyszeliście!
Zbieramy się!- chłopcy mruknęli cos w odpowiedzi i zaczęli zbierać się jak
najszybciej.
-A to też
mam brać?- spytał chłopak o rudej czuprynie.
Wskazał na
pudełko wielkości szczeniaka, które miało dziwny odcień zieleni. Draco
przyjrzał się temu uważnie gdzieś już to widział tylko nie pamiętaj skąd…
-Wszystko-
powiedział Zabini.- Macie już wszystko?
-Ta jest!-
odpowiedzieli chórem.
-To zbieramy
się.-machnął ręką.
Gdy ruszyli
w stronę domów Ravenclaw Zabini dłonią zatrzymał Draco, który spojrzał na niego
zaskoczony.
-Idź
wolniej- gdy odległość pomiędzy uczniami powiększyła się na taką skalę, że nie
było ich słychać Zabini rozpoczął rozmowę- Masz jakiś pomysł jak dostaniemy się
do Zakazanego Lasu? Od razu nas zauważą.
-A zaklęcie
kameleona? Od zawsze było skuteczne- pokręcił smutno głową.
-Przestało
już działaś, zaklęcia są za silne. Potrzebujemy czegoś starszego od tych
czarów!
-Daj mi
pomyśleć…
-Tik tak.
Draco północ już tuż, tuż.- westchnął.
-A jakby
tak… Wiem! Musimy iść do pokoju Laury.
-Po co?
-Zaraz ci
powiem- zaczął biec w stronę Gryffindor.
-Nawet jak
wejdziemy do salonu i tak nie wejdziemy
do jej pokoju za Chiny!- zatrzymał się.
-Masz rację-
postukał się po brodzie- Potrzebuje miotły natychmiast.
* * *
-Powiesz mi
wreszcie o co chodzi?!- burknął wkurzony
od niewiedzy Zabini.
-Laura mieszka
o tam- wskazał palcem jedną z okiennic- Gdy miała nie sprawne nogi, przylatywałem miotłą.
Miejmy nadzieje, że mam otwarte okno jak nie to trzeba będzie użyć zaklęcia.
-Trzeba było
tak od razu- prychnął.
Wsiedli na
miotły i odepchnęli. Wiatr smagał ich po twarz lecz czuli zadowolenie od bardzo
dawna nie usiedli na miotle bez żadnych zobowiązań. Byli tylko oni. Stanęli przed właściwym oknem. Czarnoskóry
rzucił zaklęcia Alohomora i otworzył okno tam aby mogli wejść.
Jej pokój
wyglądał jak nikt w nim nie mieszkał od dłuższego czasu. Łóżko idealnie
posłane, na półkach oraz biurku nic nie stało,
nie było żadnych oznak, że ktoś w tym pokoju mieszkał. Blaise rozejrzał
się zaciekawiony.
-To czego
szukamy?- spytał.
-Pelerynki
niewidki.- położyli miotły na parapecie.
-Upadłeś na
łeb, stary- powiedziała co myślał.
-Widziałem
jak ją używa i tak ona istnieje więc się rusz. Nie wiem kiedy jej rycerz
ogarnie, że tu jesteśmy. A nie
chciałbyś mieć przy gardle miecza.- kiwnął głową.
-A nie
prościej użyć zaklęcia.- wzruszył ramionami- Accio Pelerynka niewidka- nic-
Zawsze można było spróbować.
W milczeniu przeszukali każdy kąt pokoju, nie obyło się
bez chichotów Zabini, gdy trafił na bieliznę dziewczyny. Draco rzucił mu
ostrzegawcze spojrzenie. Odłożył majteczki w kropeczki na miejsce i powrócił do
poszukiwań. Po paru minutach odnaleźli czego szukali. Chłopak o platynowych włosach rozłożył
pelerynę niewidkę.
-Jak to
działa?- zmrużył oczy.
-Ubierała to
na siebie i już- zarzucił na siebie pelerynę- I chyba się udało .
-Wow.-
Zabini patrzył na to wszystko zszokowany.
-Nie lamp
się jak debil tylko chodź! Musimy to odłożyć i zjeść kolacje. To może być
ostatnia w naszym życiu.
***
Zakazany Las
jak na złość musiał wyglądać jeszcze bardziej straszniej. Każdy cień wydawał
się podejrzany. Ubrani pod maską szli w ciemność. Nie mogli użyć zaklęcia bo
mogli się okryć hańbą. Światło jest dla tych dobry, ciemność zarezerwowana była
tych złych. Znak na ramieniu palił ich bezlitośnie. Gdy zbliżali się coraz
bliżej celu ból nasilał się. Dziękowali
w Bogu za te maski, mogli ukryć przerażeniem. Wzrokiem odszukał ojca w tle
śmierciożerców. Gdy ujrzał zimne
niebieskie oczy mógł odetchnąć z ulgą, wszystkie nieudane próby spadały na jego
ojca nie na niego.
-Witajcie
moimi przyjaciele!- rzekł Voldemort.
Ta jasne.. a ja jestem mężem woźnego.
-Zebraliśmy się tutaj…
Aby zebrać pieniądze na operacje
twojego nosa…
-Musieliśmy
dokonać paru dokonać…
Aukcji gdzie dokonamy sprzedaży jakiś
drogocennych rzecz na nos…
-Jesteśmy najsilniejszą armią…
Mam te nos! Mam te nos! Pójdę i
sprzedam goooo!
-Już za nie cały tydzień przejmiemy Ministerstwo a
potem Hogwart!
Wyjdę i roztrzaskam drzwi! Że co
kurwa?
-Draco
podejdź tu do mnie.
Na gacie Merlina, już po mnie.
Posłusznie
podszedł do Voldemorta, który ukazał szereg zepsutych zębów. –Słucham panie-
uklęknął.
Te karaluchy przypominają mi ciebie.
-Zadanie,
które ci powierzyłem zostanie zmienione.
-Jakie mi
panie powierzysz zadanie to je spełnię,
nawet za cenę życia.
-Jest z
ciebie dobry sługa, nie otrzymasz Cruciato ale twój ojciec je otrzyma! Crucio !
– usłyszał wrzask ojca, mimowolnie drgnęły mu kąciku ust.- Miałeś do końca
wakacji zabić Pottera ale zrobisz to podczas wojny, która będzie za dwa
tygodnie.- przełknął głośno ślinę, tego się nie spodziewał.- Jeśli tego nie
zrobisz twoja matka umrze. Rozumiesz?
-Tak, panie-
ukłonił się.
-To na dziś
koniec, spotkania. Wybaczcie, że tak krótkie ale moja osoba będzie ci bardzo
zajęta.
Klejeniem nosa, malowaniem nosa,
dłubaniem w nosie, dla każdego coś ciekawego.
Voldemort
zanikł z czarną mgłą wokół niego. Śmierciożercy ruszyli za panem. W zakazany
lesie została tylko dwójka śliz gonów, którzy patrzyli na siebie
przygnębiająco. Dziś obyło się bez ofiar, o dziwo. Obrócili się na pięcie i
ruszyli do bezpiecznego domu pod pelerynką niewidką.
-I co
teraz?- spytał Zabini- Nie zrobisz tego, prawda?
-Nie. Będę
musiał ją unikać, zacząć obrażać. Znów być dawny, Draconem Malfoy.
-Zdajesz
sobie sprawę, że będziesz ją ranić?
-A mam inne
wyjście?
-Zawsze jest
wyjście, tylko my nie wiemy gdzie one jest, dopóki je nie znajdziemy.
-Ale z
ciebie filozof- mruknął.
-Szkoda, że
nie możemy uciec jak najdalej i mieć święty spokój.
-Ja nigdy
nie ucieknę.- przypomniał sobie słowa jakie zawarł w przysiędze o obronie
Hogwart- Tu jest mój dom i będę go chronić.
-Tam gdzie
ty to jestem i ja. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
-Dzięki
stary.
-Od tego są
przyjaciele!
=============================================
Mam te nos!-
Zaliczony.
Rozdział
zabawny- Zaliczony.
Brak Laury
więcej Draco- Zaliczony.
Komentarze
pod rozdziałem- Oczekiwanie.
Rozdział całkowicie został poprawiony :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)