sobota, 12 marca 2016

Rozdział 28

Nikt nie lubi poniedziałków, zwłaszcza, że zaczęła się bitwa.
 Zerwała się z łóżka i pobiegła do okna. Tłum śmierciożerców szedł na Hogwart a na czele Lord Voldemort, który podobno umarł.  Nie dajcie się zwieść to tylko Iluzja.   Z prędkością przebrała się, w tym samym czasie alarm nakazał uczniom wstać. Złapała za różdżkę i krzyknęła zaklęcia patronusa. Koń, Borsuk, wąż, kruk zaczęły okrążać tarczę. Chroniąc przed de mentorami. Wybiegła z pomieszczenia. Rycerz, który kłaniał się stał na baczność przed nią. W pokoju wspólnym trwał chaos.  Uczniowie pchali się do wyjścia bądź zabierali coś z pokoju. Ruszyła za pierwszą grupką. Dostrzegła rudzielców wyciągnąć wielki worek z skrytki.
-Zapowiada się niezła zabawa!- krzyknął Fred.
-Zabawa?!- wrzasnęła zaskoczona.
-Fajne masz księcia!- krzyknął zasapany George, mimowolnie odwróciła się i zobaczyła rycerza trzymające dumnie miecz.
Przed nawoływanie uczniów nie słyszała jak biegnie za nią. 
-Laura masz szybko skryć się na najwyższej wieży!- odwróciła się, Draco złapał ją za łokieć.
-Jest walka muszę tam być!- pokój wspólny był pusty, była ich trójka.
-Będziesz rzucała zaklęcia z góry! Twoja kolej wkrótce nadejdzie!- pociągnął ją w stronę schodów.
Tak jak wcześniej w pokoju wspólny panował chaos. Nauczyciele wykrzykiwali rozkazy, uczniowie biegli na swoje stanowiska. Duchy chowały się po kątach, aby zaskoczyć przeciwników. Irytek latał w tą i z powrotem (o dziwo ) słuchając rozkazów Minerwy. Dziewczynie brakowało już tchu, ciężko było się przedzierać przez tłum, pod prąd.  Czuła paniczny lęk, nie udało się jej. Nie odnalazła ostatniej różdżki.  Przegrają. Niech Merlin ma nas w opiece.   Ciężko było dotrzymać kroku blondynowi, musiał kilka razy ją ciągnąć. Przeklinała w duchu swoją kondycje. Znaleźli się na najwyższej wieży z zamku.
-Masz. Tu. Zostać. Nawet nie waż się ruszać na krok.- warknął  i wybiegł.
Podeszła do metalowej rury, która chroniła przed wypadkiem.  Zacisnęła palce na różdżce, gdy zobaczyła najróżniejsze. Wzrok skrzyżował się z NIM.  Wyglądał gorzej nic go sobie wyobrażała. Uśmiechnął się i dłonią pokazał swoją armię.
Era Potterów zostanie dziś ukończona.
Po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszała głos Voldemorta. Syknęła z bólu, gdy blizna dawała sobie we znaki.
Mylisz się.
Tylko Potterowie znają sposób, aby uniknąć śmierć.
My jesteśmy panami Śmierci.
Czuła narastający gniew, wroga. Przełknęła ślinę. Spojrzała kątem oka na rycerza w srebrnej broi. Stał niewzruszony. Rycerz dodawał jej pewności, której teraz potrzebowała.
Czekała.
Kto zrobi pierwszy ruch.
Cisza.
Do kogo należy pierwszy ruch?
-Fred!
-Co jest George?
-Jak przeżyjemy to otworzymy razem sklep i się ożenię!
-Dobra ale ja jestem druhną! Zawsze chciałem ubrać sukienkę bez konsekwencji!
-Niebieską czy Zieloną?
-Czerwoną!- Laura parsknęła.
Podziwiała ich styl życia, wszystko na luzie. Nawet w obliczu zagrożenia nie trącą zimnej krwi. Wielki szacunek.
-Laura! Zamierzasz użyć zaklęć niewybaczalnych ?- spytał Fred.
Wzruszyła ramionami.
-Nie ma innego wyboru! Drętwotą ich niepokonany !
-A tak w ogóle to fajne masz księcia!
-George idź do diabła!
-Dobra! Mam go pozdrowić?- przewróciła oczami.
Powróciła do oglądania scenerii za barierą. Jej Patronusy dalej okrążały barierę. Dementorzy nie mogli się zbliżyć, wydawały okropne dźwięki. Po plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Na co oni tak czekają?!

Niczego nie rozumiała.  Lord Voldemort stał i uśmiechał się jakby niby nic. Ukazując zniszczone zęby, wzdrygnęła. Coś jej tu nie pasowała. Śmierciożercy też wyglądali bardzo pewnie. Zmrużyła oczy. Próbowała dostrzec jakikolwiek szczegół, który pomógł by jej rozwiązać zagadkę.  Po chwili w rękach przeciwnika pojawiła się czarna różdżka.  Wreszcie zrozumiała.
-Padnijcie!- wrzasnęła ile sił w płucach.
Skuliła się.  Rycerz srebrnej zbroi objął dziewczynie chroniąc przez nadchodzącym piekłem. Usłyszała potężny głos Lorda – Avade Kedavra!
Bariera rozbiła się na tysiące części, ostre jak brzytwa raniąc gołą skórę.  Oszołomiona spojrzała na bliźniaków, który otworzyli parasolki i patrzyli się    na spadający na ziemie. Potem cisza. Nikt nie ruszał się. Podniosła się z ziemi. Przełknęła strach. Wiedziała co teraz się wydarzy.
-Ruszajcie- odczytała z jego ust.
Czarna chmura ruszyła na Hogwart.  Na pierwszy atak ruszyły Dementorzy. Uczniowie, nauczyciele wystrzelili swoje Patronusy w tym Laura Potter. 
-Zabawę czas zacząć- krzyknął Fred.
-Tym razem macie racje!- odkrzyknęła.
Nie było sensu rzucać zaklęć oszałamiającym jeśli one powstrzymywały na chwile. Rzucała zaklęcia niewerbalne. Zabiła ludzi, była mordercą. Pewnie ją za to skarzą na dożywocie ale chciała tylko pomóc.  Uczniowie szyli za jej przykładem. Zielony promień  przeszywał człowieka skazując go na błyskawiczną śmierć.  Serce miała ciężkie, każdy oddech sprawiał jej trudność. Jedynie rycerz od czasu do czasu pomagał jej jak leciało zaklęcie w jej stronę.  Odbijał mieczem niepożądane zaklęcia.
Słyszała wrzaski uczniów, mogła tylko zgadywać kto oberwał. Posągi wywołane przed Minerwę ruszyły do ataku. Albus ruszył przodem chroniąc ciałem swoją szkolę. Żyje? Nie wiadomo.  Zaklęcia rozświetlały mrok. Mury  trzęsły się od uderzeń olbrzymów. Zakazany los płonął.  Wielkie pająki pożerały przeciwników, wreszcie się na jedzą.  
Wszystko ją bolało. Ile może takie dziecko jak ona przeżyć na wojnie? Miała dopiero piętnaście lat! Musiała wytrzymać. Wytrzymała by gdyby ktoś nie rąbnął ją w tył głowy. Zamrugała kilkakrotnie. Rycerz włożył jej miecz do kieszeni. Iluzja

Zamrugała kilkakrotnie.  Nawet z otwartymi oczami widziała ciemność. Nie mogła się poruszyć. Kajdanki wrzynały się w skórę.  Zaskrzypiały. Przełknęła ślinę.  Zimno przenikało ją do szpiku kości. Nie  mogła sobie przypomnieć co się stało, gdzie jest, kto ją przyniósł. Jedynie zapamiętała zielony strumień lecący prosto w czarna chmurzę. W głowę miała ciężką, każdy ruch powodował ból. Modliła się, że to zwykły koszmar z którego zaraz się obudzi. Westchnęła.  Poczucie winy nie zbyt jej pomagało. Martwiła się. Czy jej przyjaciele żyją? Czy jeszcze raz ich ujrzy? Cierpieli? W jakim stanie jest Hogwart?  Tyle pytań tak mało odpowiedzi! Drewniane drzwi otworzyły się z jękiem.  Jasne światło oślepiło ją.  W  drzwiach pojawił się Lord Voldemort i Draco Malfoy. Chciała krzyknąć, cokolwiek lecz z gardła wydobył się jęk.  Chłopak o platynowych włosach patrzył na nią obojętnie jakby była zwykłym meblem.
-Jak ci się podoba twój pokój?- Lord Voldemort uśmiechnął się.
-Nie w moim guście ale ujdzie- burknęła, przez moment szarpała się z łańcuchami z marnym skutkiem.
-Draco- Lord położył dłoń na ramieniu chłopca- Miałeś racje jest bardzo uparta ale bardzo głupia.  Bardzo dobrze ją omamiłeś.
-Co- wydusiła zaskoczona.
-O to ty nie wiedziałaś?- udał zaskoczonego-  Nie dziwiło cie, że tak nagle się tobą zainteresował?
-Cóż… Myślałam, że poleciał na mój urok osobisty- przełknęła gorzkie łzy.
Ciężko jest opisać  co w tej chwili czuła. Straciła chęć do życia. Kolejna zaufana osoba ją zawiodła. 
-Chodź Draco.
Gdy byli tuż przed drzwiami, powiedziała najgłośniej jak tylko mogła:

-Draco, jesteś mordercą- po czym utopiła się w łzach. 

2 komentarze:

  1. *-* Wreszcie!
    Szablon jskzjsbjq������

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu się dzieje? Nie było mnie przez jakiś czas i nie widzę komentarzy. Rozdział mega 😍

    OdpowiedzUsuń