Nikt nie
lubi poniedziałków, zwłaszcza, że zaczęła się bitwa.
Zerwała się z łóżka i pobiegła do okna. Tłum
śmierciożerców szedł na Hogwart a na czele Lord Voldemort, który podobno
umarł. Nie dajcie się zwieść to tylko Iluzja. Z prędkością przebrała się, w tym samym
czasie alarm nakazał uczniom wstać. Złapała za różdżkę i krzyknęła zaklęcia
patronusa. Koń, Borsuk, wąż, kruk zaczęły okrążać tarczę. Chroniąc przed de
mentorami. Wybiegła z pomieszczenia. Rycerz, który kłaniał się stał na baczność
przed nią. W pokoju wspólnym trwał chaos.
Uczniowie pchali się do wyjścia bądź zabierali coś z pokoju. Ruszyła za
pierwszą grupką. Dostrzegła rudzielców wyciągnąć wielki worek z skrytki.
-Zapowiada
się niezła zabawa!- krzyknął Fred.
-Zabawa?!-
wrzasnęła zaskoczona.
-Fajne masz
księcia!- krzyknął zasapany George, mimowolnie odwróciła się i zobaczyła
rycerza trzymające dumnie miecz.
Przed
nawoływanie uczniów nie słyszała jak biegnie za nią.
-Laura masz
szybko skryć się na najwyższej wieży!- odwróciła się, Draco złapał ją za
łokieć.
-Jest walka
muszę tam być!- pokój wspólny był pusty, była ich trójka.
-Będziesz
rzucała zaklęcia z góry! Twoja kolej wkrótce nadejdzie!- pociągnął ją w stronę
schodów.
Tak jak
wcześniej w pokoju wspólny panował chaos. Nauczyciele wykrzykiwali rozkazy,
uczniowie biegli na swoje stanowiska. Duchy chowały się po kątach, aby
zaskoczyć przeciwników. Irytek latał w tą i z powrotem (o dziwo ) słuchając
rozkazów Minerwy. Dziewczynie brakowało już tchu, ciężko było się przedzierać
przez tłum, pod prąd. Czuła paniczny
lęk, nie udało się jej. Nie odnalazła ostatniej różdżki. Przegrają. Niech Merlin ma nas w opiece. Ciężko było dotrzymać kroku blondynowi,
musiał kilka razy ją ciągnąć. Przeklinała w duchu swoją kondycje. Znaleźli się
na najwyższej wieży z zamku.
-Masz. Tu. Zostać.
Nawet nie waż się ruszać na krok.- warknął i wybiegł.
Podeszła do
metalowej rury, która chroniła przed wypadkiem.
Zacisnęła palce na różdżce, gdy zobaczyła najróżniejsze. Wzrok
skrzyżował się z NIM. Wyglądał gorzej
nic go sobie wyobrażała. Uśmiechnął się i dłonią pokazał swoją armię.
Era Potterów zostanie dziś ukończona.
Po jej
plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszała głos Voldemorta. Syknęła
z bólu, gdy blizna dawała sobie we znaki.
Mylisz się.
Tylko Potterowie znają sposób, aby
uniknąć śmierć.
My jesteśmy panami Śmierci.
Czuła
narastający gniew, wroga. Przełknęła ślinę. Spojrzała kątem oka na rycerza w
srebrnej broi. Stał niewzruszony. Rycerz dodawał jej pewności, której teraz potrzebowała.
Czekała.
Kto zrobi
pierwszy ruch.
Cisza.
Do kogo
należy pierwszy ruch?
-Fred!
-Co jest
George?
-Jak
przeżyjemy to otworzymy razem sklep i się ożenię!
-Dobra ale
ja jestem druhną! Zawsze chciałem ubrać sukienkę bez konsekwencji!
-Niebieską
czy Zieloną?
-Czerwoną!-
Laura parsknęła.
Podziwiała
ich styl życia, wszystko na luzie. Nawet w obliczu zagrożenia nie trącą zimnej
krwi. Wielki szacunek.
-Laura!
Zamierzasz użyć zaklęć niewybaczalnych ?- spytał Fred.
Wzruszyła
ramionami.
-Nie ma
innego wyboru! Drętwotą ich niepokonany !
-A tak w
ogóle to fajne masz księcia!
-George idź
do diabła!
-Dobra! Mam
go pozdrowić?- przewróciła oczami.
Powróciła do
oglądania scenerii za barierą. Jej Patronusy dalej okrążały barierę. Dementorzy
nie mogli się zbliżyć, wydawały okropne dźwięki. Po plecach przeszedł
nieprzyjemny dreszcz.
Na co oni tak czekają?!
Niczego nie
rozumiała. Lord Voldemort stał i
uśmiechał się jakby niby nic. Ukazując zniszczone zęby, wzdrygnęła. Coś jej tu
nie pasowała. Śmierciożercy też wyglądali bardzo pewnie. Zmrużyła oczy.
Próbowała dostrzec jakikolwiek szczegół, który pomógł by jej rozwiązać
zagadkę. Po chwili w rękach przeciwnika
pojawiła się czarna różdżka. Wreszcie
zrozumiała.
-Padnijcie!-
wrzasnęła ile sił w płucach.
Skuliła
się. Rycerz srebrnej zbroi objął
dziewczynie chroniąc przez nadchodzącym piekłem. Usłyszała potężny głos Lorda –
Avade Kedavra!
Bariera
rozbiła się na tysiące części, ostre jak brzytwa raniąc gołą skórę. Oszołomiona spojrzała na bliźniaków, który
otworzyli parasolki i patrzyli się na
spadający na ziemie. Potem cisza. Nikt nie ruszał się. Podniosła się z ziemi.
Przełknęła strach. Wiedziała co teraz się wydarzy.
-Ruszajcie-
odczytała z jego ust.
Czarna
chmura ruszyła na Hogwart. Na pierwszy
atak ruszyły Dementorzy. Uczniowie, nauczyciele wystrzelili swoje Patronusy w
tym Laura Potter.
-Zabawę czas
zacząć- krzyknął Fred.
-Tym razem
macie racje!- odkrzyknęła.
Nie było
sensu rzucać zaklęć oszałamiającym jeśli one powstrzymywały na chwile. Rzucała
zaklęcia niewerbalne. Zabiła ludzi, była mordercą. Pewnie ją za to skarzą na
dożywocie ale chciała tylko pomóc.
Uczniowie szyli za jej przykładem. Zielony promień przeszywał człowieka skazując go na
błyskawiczną śmierć. Serce miała
ciężkie, każdy oddech sprawiał jej trudność. Jedynie rycerz od czasu do czasu
pomagał jej jak leciało zaklęcie w jej stronę. Odbijał mieczem niepożądane zaklęcia.
Słyszała
wrzaski uczniów, mogła tylko zgadywać kto oberwał. Posągi wywołane przed
Minerwę ruszyły do ataku. Albus ruszył przodem chroniąc ciałem swoją szkolę.
Żyje? Nie wiadomo. Zaklęcia rozświetlały
mrok. Mury trzęsły się od uderzeń
olbrzymów. Zakazany los płonął. Wielkie
pająki pożerały przeciwników, wreszcie się na jedzą.
Wszystko ją
bolało. Ile może takie dziecko jak ona przeżyć na wojnie? Miała dopiero
piętnaście lat! Musiała wytrzymać. Wytrzymała by gdyby ktoś nie rąbnął ją w tył
głowy. Zamrugała kilkakrotnie. Rycerz włożył jej miecz do kieszeni. Iluzja
Zamrugała
kilkakrotnie. Nawet z otwartymi oczami
widziała ciemność. Nie mogła się poruszyć. Kajdanki wrzynały się w skórę. Zaskrzypiały. Przełknęła ślinę. Zimno przenikało ją do szpiku kości. Nie mogła sobie przypomnieć co się stało, gdzie
jest, kto ją przyniósł. Jedynie zapamiętała zielony strumień lecący prosto w
czarna chmurzę. W głowę miała ciężką, każdy ruch powodował ból. Modliła się, że
to zwykły koszmar z którego zaraz się obudzi. Westchnęła. Poczucie winy nie zbyt jej pomagało. Martwiła
się. Czy jej przyjaciele żyją? Czy jeszcze raz ich ujrzy? Cierpieli? W jakim
stanie jest Hogwart? Tyle pytań tak mało
odpowiedzi! Drewniane drzwi otworzyły się z jękiem. Jasne światło oślepiło ją. W
drzwiach pojawił się Lord Voldemort i Draco Malfoy. Chciała krzyknąć,
cokolwiek lecz z gardła wydobył się jęk.
Chłopak o platynowych włosach patrzył na nią obojętnie jakby była
zwykłym meblem.
-Jak ci się
podoba twój pokój?- Lord Voldemort uśmiechnął się.
-Nie w moim
guście ale ujdzie- burknęła, przez moment szarpała się z łańcuchami z marnym
skutkiem.
-Draco- Lord
położył dłoń na ramieniu chłopca- Miałeś racje jest bardzo uparta ale bardzo
głupia. Bardzo dobrze ją omamiłeś.
-Co-
wydusiła zaskoczona.
-O to ty nie
wiedziałaś?- udał zaskoczonego- Nie
dziwiło cie, że tak nagle się tobą zainteresował?
-Cóż…
Myślałam, że poleciał na mój urok osobisty- przełknęła gorzkie łzy.
Ciężko jest
opisać co w tej chwili czuła. Straciła
chęć do życia. Kolejna zaufana osoba ją zawiodła.
-Chodź
Draco.
Gdy byli tuż
przed drzwiami, powiedziała najgłośniej jak tylko mogła:
-Draco,
jesteś mordercą- po czym utopiła się w łzach.
*-* Wreszcie!
OdpowiedzUsuńSzablon jskzjsbjq������
Co tu się dzieje? Nie było mnie przez jakiś czas i nie widzę komentarzy. Rozdział mega 😍
OdpowiedzUsuń