ZANIM
PRZECZYTASZ :
*Akcja
dzieje w czasie Harry’ ego Pottera.
*Laura w
jakiejś części jest spokrewnią z Harry ‘m (wszystko wyjaśni się później)
*Laura ma
młodsze rodzeństwo: Alicja (8 lat) i Gabriel (11 lat) – Laura ma 16 lat.
*Głównymi
postaciami są: Fred, George, Ronald- Weasley, Hermiona Granger, Harry Potter,
Alicja, Laura, Gabriel- Potter
*Akcja
dzieje się w Hogwarcie, domu Malfoy, Zakonie Feniksa, na Pokątnej.
*Przyjaciele
mówią do niej Lara.
*Weasley i
Potter mieszkają w domu Syriusza.
*Osoby nie
żyjące to: Albus Dumbledore, Syriusz
Black, Zgredek.
*Szpiegiem
jest Severus Snape i Draco Malfoy (nikt nie wie o tym fakcie).
*Alicja,
Gabriel, Laura „mieszkają” na dworze Malfoy jako więźniowie (nie znana jaka
jest przyczyna ich złapania) znajdują się tam 6 miesięcy.
*Wydarzenie
rozpoczyna się latem.
*Pochylonym
drukiem Lara opowiada ze swojej perspektywy (mówi o uczucia itp.) a zwykły druk
(czyli teraz jakim piszę) to narrator w trzeciej osobie J
*Nie wiem
dokładnie ile powstanie części miniaturki. Jeśli wam takie coś się podoba
stworzę o Alecu i Kin :D
TERAZ MOŻESZ
CZYTAĆ:
Myślałam, że życie jest idealne…
Miałam mamę, tatę, kochające rodzeństwo. Nawet chłopaka. Chodziłam do rosyjskiej
szkoły, byłam pilną uczennicą. Zawsze przestrzegałam zasad. Lubiana w szkole
przez uczniów jak nauczycieli. Pieniędzy zawsze pod dostatkiem. Czego chcieć
więcej? No właśnie.
Opowiem trochę o sobie. Moim wielkim atutem są niemożliwie duże oczy,
jako jedyna w rodzinnie Potterów miała zielone oczy i czarne jak noc włosy.
Moja najdroższa Alicja jest podobna do mamy. Szarawe oczy, mysie włosy. A Gabriel? Do taty. Blond włosy i błękitne
oczy. Ja nie pasowałam do reszty. Miałam
inny kolor włosów i oczu. Byłam inna. Mówili mi, że jestem podobna do babci,
której nigdy nie poznałam.
Nie miałam za wielu pasji. Moje życie
toczyło się kołem dom- szkoła -randki-dom- szkoła i tak cały czas. Aspen był
moją miłością życia. On pokazał mi jak
wyrwać się z rutyny.
Czemu mówię w czasie przeszłym?
Bo to przeszłość.
Ubrana w spodnie, koszulkę i skórzaną
kurtkę czekałam na Aspena. O godzinie piętnastej reszta rodziny zbierała się na
obiad. Złapałam za jabłko i skierowałam się do drzwi z nadzieją, że mój
ukochany stoi za drzwiami. Nadzieja matką głupich.
Na podwórku stało kilkanaście zakapturzonych
postaci, teraz wiem, że zwą się śmierciożercy. Jeden z nich pchnął mnie na
szafę, nie mogąc złapać równowagi upadłam na podłogę. Otumaniona słyszałam z
kuchni dobiegające krzyk. Próbowałam wstać z marnym skutkiem, wrzaski rodziny
dudniły mi w głowie. Nie wiem po jakim czasie nastała cisza, która była gorsza
od wrzasków. Silne ramiona łapią mnie i otaczają. Byłoby to przyjemne ale w
innej sytuacji. Kątem oka dostrzegłam jak dom się pali, mrugałam starając się
nie tracić kontaktu z rzeczywistością. Miałam jeden cel: odnaleźć
rodzeństwo. Organizm przejął nade mną
władzę. Przed utraceniem przytomności zobaczyłam zimne niebieskie oczy,
wpatrzone we mnie.
Obudzona z koszmaru znalazłam się w
lochu. Spojrzałam na boki. Rodzeństwo przytulone do siebie. Wszędzie kraty i ciemność, jedyna pochodnia
dawała ciepło, i światło. Na rękach ciężkie kajdanki. Łańcuchy dawałaby małe pole popisu. Westchnęłam.
Wyznaczyłam sobie kolejny cel: wydostać rodzeństwo.
Podeszłam do rodzeństwa, które
patrzyło na mnie z przerażeniem. Alicja z drżącą ręką wskazała na moje czoło
dotknęłam opuszkami palca, poczułam lepką maź. Z rany sączyła się krew.
-Gdzie rodzice?- zadałam głupie
pytanie.
-Nie żyją- szepnął Gabriel.
Oficjalnie zostałam głową rodziny.
Ściągnęłam kurtkę, która wewnątrz miała
puch. Zmęczeni ułożyli się na kurtce i
zasnęli. W duchu cieszyłam się, że nie muszę mówić kłamstwa „ Wszystko będzie
dobrze”, „Wydostanę nas stąd”. Nie miałam różdżki. Byłam bezbronna. Nie
przyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Mogli mi wszystko robić. Czarne
myśli ogarnęły mój umysł. Wszystko.
Gdybym miała jakieś ostre narzędzie
zabiłam bym się.
Ile może przeżyć 16-latka? Co kilka dni zabierana do obcego pokoju aby
facet mógł się zabawić. Całe jedzenie,
które dostaje oddaje rodzeństwu. Skóra
robi się przezroczysta, nie miał przezroczysta. Wystające kości. Ciało pokaleczone. Włosy wypadają
garściami. Chłód przenikający kości. Każdy
ruch wydawał się męczarnią.
Straciłam nadzieje, że ktoś nas
uratuje. Jedynie chłopak o błękitnych oczach dotrzymuje mi towarzystwa gdy ma
wartę przy nas. Gdy tylko może przynosi nam jedzenie i ubrania. Nawet
potajemnie leczył wszystkie rany jakie odnosiłam na górze. Udało mu się tego na
górze przekonać abyśmy mogli się przebrać.
Jak miło.
Ciężko było dopasować ciuchy na moje rodzeństwo zwłaszcza, że połowa populacji to mężczyźni.
Z tego wywnioskowałam ubrania mam chłopaka o platynowych włosach. Tak go
nazywam, nigdy nie powiedział mi swojego imienia, zawsze milczy. Jak zwykle o godzinie osiemnastej w czwartek
(usłyszałam od jedynego faceta, że zamienił się z niebieskookim na zmiany i ma
w czwartek) przychodził.
Siedziała
oparta o ściana, która swoim chłodem otumaniała ból. Rodzeństwo jak zwykle siedziało cicho, przytulone
do siebie. Uśmiechnęła by się gdyby miała siły. Patrzyła tępo w
przestrzeń. Znała każdy skrawek
pomieszczenia. Każdą mysz, która uciekała do swojej norki za szkieletem. Przymknęła powieki. Otwarte czy zamknięte i
tak widziała ciemność. Usłyszała znajome kroki. Nie otwierając oczu, próbowała
zgadnąć gdzie się on znajduje. Wymyśliła zabawę, która była jedyną rozrywką.
-I tak wiem,
że nie śpisz- mówił przyciszonym głosem, poczuła jak jego żar ciała przenika jej zmarznięte ciało, był blisko.
Otworzyła
jedną powiekę potem drugą. Niebieskooki uśmiechnął się smutno i z bluzy
wyciągnął kanapki. Podał jej do ręki. Kanapki zapakowane w przezroczystą folie,
chłopak zrobił trzy. Dwie oddałam rodzeństwo a trzecią podzieliłam na pół aby
Alicja i Gabriel mieli po równo.
-Musisz coś
jeść.
-Najpierw
oni potem ja- wypowiedziała zasadę, którą przestrzegała odkąd tu była.
-Jesteś
uparta- kiwnęła niewidocznie głową- Ale musisz coś zjeść- wyciągnął z kieszeni bluzy
kanapkę- Jedz- warknął.
Ściskało ją
w żołądku. Dawno nie czuła smaku sera. Gdy chłopak o platynowych włosach nie
widział oddawała swoją porcje rodzeństwu. Gdy zjadła poczuła się błogo. Na ile
jej siło starczyło to na tyle uśmiechnęła się. Zdenerwowany poprawił kaptur.
-Czemu nas
tutaj trzymają?- szepnęła.
Patrzył jej
prosto w oczy. Odpowiedzi jak zwykle nie dostała. Próbowała odnaleźć
wygodniejszą pozycje, lecz ściana i podłoga jak na złość były nie wygodne. Do tego kajdany zgrzytały
nieprzyjemnie. Westchnął. Alicja i Gabriel patrzyli to na siostrze to chłopaka
zajadając kanapki. Co drugi dzień dostawali jedzie które ledwo starczyło na
jedną osobę. Parę razy dziękowali chłopakowi rzucając się na niego. Biedni nie
wiedział jak zareagować.
-Masz-
ściągnął z siebie bluzę, miała już protestować, że nie trzeba, lecz ten siłą ją
nałożył.
Zdawała sobie sprawę, że chłopak będzie miał
kłopoty. Wszystkie tortury słychać było na dole jakby było się ich uczestnikiem. Czasem zdawało się, że słyszy jego krzyk. Nie
spytała go nigdy o to bo i tak jej by tego nie powiedział.
-Będziesz
miał kłopoty- zganiła go.
-Kłopoty to
moja specjalność.- mruknął
-Oberwiesz.
-Owszem.
-Draco!-
chłopak zerwał się na równe nogi i wybiegł za krat.
Stanął na
baczność przed drzwiami Lary, Gabriela i Alicji lochów. Teraz dziewczyna znała jego imię. Musiała przyznać, że mu nie pasowało. Ale
imienia się nie wybiera. Widziała tylko plecy chłopaka, lecz po mięśniach mogła
stwierdzić, że jest spięty. Do pomieszczenia weszła druga żywa kopia chłopaka o
platynowych włosach tylko starsza.
Ubrany cały na czarno, długie blond włosy,
zimne spojrzenie, dumna postawa. Aż za dobrze go znała. Lucjusz Malfoy
jako pierwszy zaoferował się do „pomocy” przy szlamie. Perfidny dupek.
-Nasz pan
prosił mnie abym ci przekazał, że masz się zjawić na jutrzejszym zebraniu- Do
tego mówił aksamitnym głosem.
-Tak, ojcze.-
mówił obojętnym głosem.
-A kogo tu
mamy- ominął swojego syna i podszedł do Lary, który patrzyła na niego z
nienawiścią- Laura Potter we własnej osobie.- rodzeństwo wcisnęło się w kąt,
niestety pomieszczenie złożone z samych krat było ciasne.
-Jestem tu od
dłuższego czasu, ale masz zapłon blondynko- warknęła, nienawidziła tego
mężczyznę wiele razy ją skrzywdził.
-Widzę, że
jesteś wyszczekana- mruknął- Szkoda, że taka nie byłaś gdy rozmawialiśmy.
Mówił z
podtekstem. Zamrugała kilkakrotnie, nie chciała przy nim płakać. Żałowała, że
ma na sobie łańcuchy gdyby ich nie miała to by go rozszarpała na strzępki.
Niebieskooki wszedł do pomieszczenia.
-Ojcze,
lepiej będzie jeśli wyjdziesz, krąg pomyśli, że nie daje rady sobie z pilnowaniem
szlamy.
-Masz racje,
synu. – machnął szatą i dostojnym krokiem wyszedł z pomieszczenia ani razu się
nie odwracając.-patrzyła na swoje zniszczone i pobrudzone spodnie.
-Ile razy
cie skrzywdził?- spytał gdy było pewne, że nikt ich nie usłyszy, uniosła głowę.
-Trzy-
wzdrygnęła.
Zacisnął
pięści i usta. Bez słowa powrócił do pilnowania drzwi. Już się do niej odezwał.
-Lara?-
obróciła głowę w stronę siostrzyczki.- Mogę spać z tobą?
-Nie śpisz z
Gabrielem?- spytała zaskoczona.
-Chciałam z
tobą bo masz wygodną bluzę. Mogę?
-Jasne-
młodsza siostrzyczka położyła się na ramieniu dziewczyny, Lara jako jedyna
miała kajdanki, więc rodzeństwo bez problemu mogło się poruszać.
-Mogę też?- spytał
Gabriel, który przeczesał swoje mysie włosy.
-Jasne-
położył się na wolnym ramieniu.
Spojrzała na
swoje rodzeństwo i westchnęła. Zrobiła by wszystko aby mogli stąd uciec.
Położyła płasko dłonie na ziemi tak aby rodzeństwo mogło się na niej wygodnie
położyć. Alicja sięgnęła jednym okiem po
kurtkę i okryła wszystkich po czym zamknęła oczy. Laura zasnęła bardzo szybko,
rodzeństwo ogrzewało ją. O dziwo żadnych koszmar nie przyszedł, który zawsze
pokazywał powtórki tortur.
Draco kątem
oka zerknął na trójkę więźniów.
Wyglądali tak nie winie, zwłaszcza najstarsza. Jego bluza wyglądała na
niej jak sukienka. Już wkrótce będą wolni. A on tutaj zostanie, sam. Spotkanie ojca zaskoczyło chłopaka nigdy on w
te strony rezydencji nie wchodził, unikał ich jak ognia. Jakaś siła wyższa zmusiła go do zadania
pytania, które potwierdziło całe przekonanie do ojca. Był mordercą, gwałcicielem,
pedofilem…. Zacisnął pięści. Nie mógł powiedzieć tego mamie, biedna i tak jest
załamała, że jedyny syn jest
śmierciożercą. Ją też będzie musiał uratować. Oficjalnie Lucjusz Malfoy nie
jest ojcem Dracona Malfoy.
KILKA DNI
PÓŹNIEJ.
Obudziło ją
trząsanie ramienia, otworzyła gwałtownie
oczy. Pierwsze co zrozumiała to nie ma
kajdanek, jej ręce były zadziwiająco lekkie a druga rzecz to Draco stał bardzo
bliskiej niej.
-Posłuchaj
mnie uważnie. Zaraz przyjdzie ktoś w masce macie od razu do niego biegnąc nawet
jeśli za wami lecą zaklęcia. Jest to
jedyna szansa aby was uratować. Rozumiesz?- kiwnęła głową-To są wasze różdżki-
podał Larze i Gabrielowi magiczne patyki.
-A ty?-
wstała, on westchnął.
-Ja muszę
zostać. Muszę cie poprosić o jedną rzecz. Masz ją zrobić. Nie ważne co się stanie, zrób to. Gdy będzie
biegnąc na górę, walnij mnie drętwotą.
-A..Ale
czemu?- zerknął na drzwi.
-Potem ci
wytłumaczę- przytulił ją, wdychała zapach chłopak, chciało się jej płakać, lecz
musiała być silna. - Na trzy biegnijcie
do drzwi zaraz powinien być.
Usłyszeli
wrzask. Zaczęło się.
-Kurwa. To
nie tak miało być- złapała rodzeństwo za
ręce, z całej siły wypchnął ich z lochów.- Ruchy!
-Drętwota!-
szepnęła, niebieskooki runął jak długi.
Rozejrzała
się gorączkowo. Zerknęła na schodu,
mogła być to niebezpieczne.
-Idziemy-pociągnęła
rodzeństwo na górze.
Na górze
panował istny chaos, wszędzie padały przeróżniejsze zaklęcia. Rodzeństwo
patrzyło na siebie z przerażeniem.
-Gabriel
gdybyś ktoś nas atakował walnij drętwotą albo uciekaj na boki- szybka lekcja
jak przeżyć.
Mogła tylko
niektórych rozróżnić w chmarze zaklęć, którzy są niedobrzy. Miała z nimi nie miły kontakt.
Gdzie jest człowiek w masce?
Ktoś
„chyba” z dobrych ją zauważył.
-Szybko odwrót!-
wrzasnął facet z blizną na oku (Lupin )
Jakaś
kobieta, która skradała się za facetem z blizną wcelowała w niego różdzką.
-Drętwota!-
wrzasnęła Lara, Lupin zaskoczony uchylił się przed zaklęciem, kobieta padła jak
długa. Lupin nie zauważalnie kiwnął głową w podzięce i wrócił do atakowania.
-Ruszcie się
nie mamy całego dnia- odwrócili się przed nim stał mężczyzna w masce.
Facet w
masce miał na sobie czarną powiewną szatę, która ciągnęła się jak welon, do
tego pod kolor włosy. Złapał Pottera za ramię. Poczuła nieprzyjemne wirowanie w
brzuchu.
-Wracamy!-
krzyknął Lupin.
Strona dobra
zaczęła się wycofywać. Śmierciożercy,
którzy byli w rezydencji zaczęli jeszcze bardziej ciskać zaklęciami. Lecz dobra
strona z dążyła już uciec.
W REZYDENCJI
SYRIUSZ BLACKA
Nie minęła
chwila a byli w kuchni, gdzie dobiegały przepyszne zapachy. Ścisnęła mocniej
różdżkę, nie miała pewności czy tu jest bezpiecznie. Alicja i Gabriel
rozejrzeli się z zaciekawianiem. Do
pomieszczenia weszła rudowłosa kobieta Laura ze strachu uniosła różdżkę, jej
chuda ręka ledwie co trzymała różdżkę. Musiała wyglądać zabawnie.
-Spokojnie
moja kochanieńka! Jesteście już bezpieczni. Pewnie jesteście głodni siadajcie-
Molly wskazała podłużny stół, młodsze rodzeństwo od razu przysiadło do stołu.
Laura nie
ruszała się z miejsca. Obserwowała każdy ruch kobiety, która nalewała zupy
dzieciakom. Alicja, która jako pierwsza dostała pomidorową popłakała się z
szczęścia, Gabriel próbował uchować łzy, potajemnie je wycierając. Dziewczynie przypomniało się przed śmiercią
rodziców była pomidorowa. Niby taka zwykła zupa a ile wspomnień.
-Jedz
dziecko, jesteś taka chuda!- powolnym krokiem podeszła do rodzeństwa, nie
odrywając wzroku od kobiety schowała różdżkę i podniosła talerz z zupą i
zaczęła nastająco jeść. Stała za rodzeństwem, miała dobry widok na drzwi od
kuchni, gdzie prowadziły do salonu.
„Mieszkanie”
w lochu nauczyło ją wiele rzeczy, na przykład nie ukazywanie emocji lub
bacznego obserwowania. Molly spojrzała na nią z miłością. Tak samo patrzyła na
nich mama. Serce zakuło ją gdy przypomniała sobie mamę, przez kilka miesięcy
próbowała unikać myśli o zmarłej.
Rodzeństwo kilka razy poprosiła o dokładkę. Chociaż brzuch się domagał,
dziewczyna odłożyła talerz unikając kontaktu z kobietą. Dotyk ją przerażał.
-Zaraz
poznacie pozostałych mieszkańców, znajdziemy wam jakieś ciuchy. Wykąpiecie się
i prześpicie.- kiwnęła głową.
-Gdzie jest
facet w masce?
-Już wkrótce
się pojawi- uśmiechnęła, podeszła do schodów- Fred, George, Ronald ochoćcie
tu!- cofnęła się o krok słysząc imiona samych chłopaków, wyciągnęła różdżkę-
Giny, Hermiona, Harry są na pokątnej a Percy w Ministerstwie, więc dopiero ich
później poznasz.
Do pokoju
weszło trzech rudzielców. Dwóch wysokich
o podobnej twarzy i jeden trochę niższy patrzący na nią nie ufnie.
-Cześć,
jestem Fred- podał jej rękę, a ona ze strachu cofnęła, spojrzał na nią
zaskoczony.
-Laura
Potter.- Molly spojrzała na swój synów porozumiewawczo.
-Jesteś
spokrewniona z Harry’ m Potterem?- spytał Ronald.
-Kto to
Harry Potter?- spytała zaskoczona.
-Wszystkie
się dowiesz w swoim czasie, kochanie.
-Kto to
Harry Potter? Czemu nosi moje nazwisko? Kto to?- była nieugięta.
-Ktoś
to uratuje świat- rzekł George.
-No dobra
nie męczcie biedulki, jesteś pewnie zmęczona, prawda?- nie odpowiedziała- Niestety
mamy mało miejsca więc nie będziecie sami w pokoju. To nie będzie problem…?
-Nie.
-To dobrze.
Jak się zwiesz kochanie?- skierowała swoje pytania do Gabriela, który
obserwował bliźniaków, którzy potajemnie robili głupie miny.
-Gabriel
Potter, proszę pani.- Laura uśmiechnęła się
w duchu Gabriel umiał się
zachowywać jak aniołek, cud.
-A ty? –
Alicja, która patrzyła cały czas na blat stołu uniosła głowę.
-Alicja
Potter.
-Ile
Potterów!- powiedzieli jednocześnie bliźniacy.
-Ronald
pokażesz pokoje?- kiwnął głową i machnął
ręką, Alicja i Gabriel ruszyli za rudowłosy a Laura została.
-Kiedy on
wróci?- bliźniacy usiedli przy stole.
-Nie
wiadomo- Fred wziął jabłko i zatopił zęby w owocu.
-Jak to?
-Tak to.
Pojechali zrobić zakupy. No wiesz ubrania, książki i tak dalej.- odpowiedział George.- Znaczy Hermiona nie
miała co czytać, więc poprosiła go aby poszedł. Ale pewnie i tak będzie nosił
ich zakupy.
-Mi się
udało wywinąć- powiedział dumnie Ron.
-Gdzie wy
chodzicie do szkoły?- usiadła na krześle, która miało poduszkę raj na ziemi.
Włożyła ręce
do bluzy wraz z różdżką, którą uparcie trzymała. Głęboko w sobie czuła, że musi ją mieć przy
sobie. Bliźniacy i ich mama patrzyli na nią życzliwie. Bała się, że to tylko
iluzja.
-Do
Hogwartu, jesteśmy w siódmej i ostatniej klasie.
Przeczesała
ręką czarne skołtunione włosy, które sięgały jej do ramion. Udało się jej
znaleźć kawałek ostrego kamienia. Trudno
było jej obciąć włosy ale jakość sobie dała radę, nie chciała mieć dłuższy bo
śmierciożercy jak u nich była ciągnęli ją za włosy, wiele razy krzyczała.
-Laura niech
chcesz pójść spać? Pewnie jesteś zmęczona.
-Musisz
porozmawiać z Harry’ m.
-George,
Fred opowiedzcie trochę o Hogwarcie a ja pójdę zobaczyć co u maluchów-
dziewczyna zaczęła wstawać- Zostań zajmę się nimi.- Bliźniacy zmienili swoje
położenie, usiedli po bokach dziewczyny.
-W Hogwarcie
są cztery domy…- zaczął George.
-…
Slytherin, Hufflepuff, Ravenclaw,
Gryffindor…
-My jesteśmy
w najlepszym domu czyli Gryffindor. Naszym opiekunem jest Minerwa McGonall.
-Stara
straszna kobieta nosząca tą sama suknię.
-Jest tak sztywna, że Ronald przy niej jest
klaunem.
-Ile was
jest?- przerwała im.
-Ronald,
Ginny, Percy, Bill George i ja.
Czyli piątka. Najstarszy się Bill potem
Percy potem my a na końcu Ronald i Ginny.
-Dużo was-
stwierdziła.
-Wesoła
rodzinka.
-Kto to
jest?- uniosła gwałtownie głowę, przed nią stała brązowowłosa, rudowłosa i
czarnowłosy.
-Przed tobą
droga siostro Laura Potter!- bliźniacy machali rękami jak idioci.
-To nie
możliwie! Harry nie ma siostry- mruknęła Hermiona, Laura wstała była wyższa o
głowę od Hermiony przez co dawało jej trochę punktów przewagi.
-Może
łaskawie dasz się wypowiedzieć Harry’ emu?- warknęła, brązowowłosa działa jej
na nerwy, Hermiona przypominała jej jedną dziewczynę z klasy, której w duchu
nienawidziła.
-Miona ma
racje.- Laura ominęła bliźniaków i dwie dziewczyny.
Stanęła
przed osłupiałym Harry’ m, bliźniacy zachichotali na widok miny chłopaka.
- Jesteś
moją siostrą? Ja mam siostrę?!- wrzasnął.
-Hola. To
nie może być prawda.- Ja mam młodszego brata i
siostrę.
-Poczekaj.
Czyli nigdy o mnie nie słyszałaś?- pokręciła głową- Pisano o mnie w wielu
gazetach.
-Rodzice nie
kupowali gazet, a ja tym się nie
interesowałam jedynie od czasu do czasu kupowałam mul golskie Brawo.
-Na gacie
Merlina co tu się wyprawia?!- warknął.-Dobra może porozmawiamy o czymś innym.
-Ładną mamy
dziś pogodę- mruknęła.
-Fred może
zobaczymy co u naszych nowych mieszkańców?
-Rodzeństwo-
szepnęła z przerażeniem i wybiegła z kuchni.
Przeskakując
dwa schodki, próbowała jak najszybciej odnaleźć rodzeństwo. Spało w jednym
pokoju. Westchnęła z ulgą. Usiadła na łóżku Alicji. Poczuła ogromne zmęczenie,
lecz siłą trzymała otwarte oczy. Siostra wykąpana i przebrana wyglądała całkiem
inaczej. Smacznie spała, nie widać było oznak strachu. Molly idealnie się nimi
zajęła. Kątem oka zauważyła, że Gabriel nie śpi. Usiadła na jego łóżku.
-Czemu nie
śpisz?- szepnęła, nie chciała budzić siostry.
-My naprawdę
jesteśmy wolni?- spytał z łzami w oczach.
-Tak-
uśmiechnęła się po czym przytuliła braciszka.
-Kto się
nami zajmie?
-Ja. Może
nie będą idealną mamą ale będę sie starać obiecuje.- po jej policzkach spłynęły
samotne łzy.
-A tatą?
-Jest tu
dużo chłopaków do koloru do wyboru-
zaśmiała się nerwowo.
-Tata jest
tylko jeden.
-Tak samo
jak mama. Prześpij się, ja muszę jeszcze coś pozałatwiać.-kiwnął głową i
zanurzył się w poduszki.
Ostatni raz
się uśmiechnęła i wyszła z pomieszczenia. Stała na korytarzu zastanawiając się,
którędy do kuchni. Biegnąc nie zwracała na to uwagi.
-Może pomóc?-
obróciła się w stronę znajomego głosu, był to Fred trzymający stosik ubrań.
-Poproszę.
-Zanim
pójdziemy do kuchni to są dla ciebie ubrania, Hermiony i Ginny na ciebie by nie
pasowało więc z George oddaliśmy ci najmniejsze rzeczy jakie mieliśmy.
-Dziękuje-
zarumieniła się, wzięła od chłopaka ubrań przez co „przypadkiem” dotknęła jego
dłoni.-Gdzie jest łazienka?
-Tu-
otworzył naprzeciwko drzwi- Będziesz mieszkała z dziewczynami, łazienka jest
tam- wskazał białe drzwi za trzecim łóżkiem.- kiwnęła głową i weszła do pokoju- Wrócę po ciebie za
15 minut nie śpiesz się.
Od razu
skierowała się do łazienki. Ściągnęła bluzę, która w kostkę położyła na szafce
a resztę ubrań rzuciła kąt. Sprawdziła jakie dostała ubrania. Duże szare dresy,
rozciągnięta koszulka, bielizna (jej rozmiary), skarpetki i kapcie.
Miło z ich strony.
HARRY
Siedzieli w kuchni słuchając monologu
Hermiony, która gadała jak najęta. Mówiła, że niemożliwie jest to, że Harry
możecie mieć siostrę, nie ufaj jej i tak dalej.
-Miona
przestań już- powiedział zrezygnowany.- Mam dość słuchania twoje dziamolenia!
-Ale Harry…
-Harry ma
racje, przestań już. Wiesz dobrze, co robili im śmierciożercy. Ta dziewczyna
kilkakrotnie została z gwałcona, pobita i głodzona. Daj jej spokój.
-Wy nie
rozumiecie. Przecież to niemożliwie, aby ktoś tyle przeżył u Malfoy!
-Hermiona!-
wrzasnęli wszyscy na raz.
-No dobra
niech wam będzie ale i tak jej nie ufam- mruknęła i skrzyżowała ręce.
-Przeżyła bo
ktoś jej pomagał, ale nie wiem kto- do kuchni weszła Ginny, od razu przysiadła
się do swojego chłopaka.
Pomiędzy
trio nastała cisza, każdy bił się ze swoimi myślami. Harry stukał się po
brodzie, Hermiona patrzyła na jakiś przedmiot i przewracała oczyma, Ron jak
zwykle coś jadła. Ginny obserwowała wszystkich uważnie. Niepokojąco ciszę
przerwał Fred i Laurą, którzy weszli radośni do kuchni, chociaż Laura stwarzała
tylko pozory.
-Ale ona nie
szczęśliwa- mruknęła Hermiona.
-Przestań-
mruknął Harry.
-Miona.-
zbeształa ją Ginny.
-Dlatego
dostaliśmy szlaban na cały miesiąc.- oparła się o blat i wzięła koszyka jabłko.
-Już się nie
mogę doczekać aż pójdę do Hogwartu.- sięgnęła po nożyk, z marnym skutkiem
próbowała obrać jabłko- Auć- z opuszka palca zaczęła się wydobywać krew.
-Daj to
kaleko- odebrał jej owoc i nożyk.
-Nie jestem
kaleką!- przyłożyła palec do ust.
-Ta jasne-
mruknęła Hermiona.
-Hermiona
uspokój się- szepnął Harry.
-To czemu
obieram ci jabłko?
-Bo ładnie
cie o to poprosiłam?- Hermiona przewróciła oczami.
-A może
dlatego, że nie masz siły?
-Ej-
warknęła- To nie moja wina, że nie mam sił aby obrać głupie jabłko.
Święte trio
wraz z Ginny po cichu wyszło z kuchni, nie chcąc spotkać się z wielką burzą,
która miała zaraz mieć miejsce. Laura wzięła głęboki oddech.
-No może nie
twoja, ale i tak mnie ciekawy jedna rzecz.- podał jej pocięte jabłko na kawałki
na talerzyku.
-Jaka?-
spytała podenerwowana.
-Jak ty tam
przeżyłaś?
-Nie wiem,
nie chcę do tego wracać. Ja już tam nie wrócę! Zrozumiałeś!?- wrzasnęła.
-Ja nie
chciałem! Już spokojnie- Fred zaczął panikować.
-Ja tam nie wrócę,
ja tam nie wrócę, ja tam nigdy nie wrócę…- upadła na podłogę, złapała się na
głowę i zaczęła to w kółko powtarzać
-Weasley co
ty do jasnej cholery zrobiłeś?- Z czarnej chmury pojawił się profesor Snape,
dziewczyna zajęta mówieniem w kółko nie zauważyła nowego przybysza.
-Ja nic
tylko spytałem…- zająknął się Fred.
-Właśnie
pytałeś durniu. On przeżyła piekło- wskazał na Laurę- A wy tępaki zadajecie jej
pytania. Nie ma nawet dnia abyście nie ruszyli swoimi głowami!
-Sewerusie
wystarczy- do kuchni weszła Molly.- Już kochanieńka, spokojnie- pomogła
dziewczynie wstać i obróciła w stronę czarnowłosego mężczyzny .
-Śmierciożerca-
szepnęła.
Wszystko
zadziało się w wolnym tempie. Laura wyciągnęła różdżkę i wypowiedziała
zaklęcie, która sprawiło, że Sewerus Snape przeleciał przez kuchnie do salonu. Molly wrzasnęła z Fredem. Laura od razu
znalazła się przy zmasakrowanym profesorem.
Odebrała mu różdżkę a swoją wbiła mu obojczyk. Cała złość jaką trzymała
przez wiele miesięcy trzymała wyładowała na szpiegu. Oddychała ciężko, przez
jej umysł przebiegały wszystkie koszmary jakie przeżyła. A on był świadkiem
tego wszystkie, wiele razy mógł jej pomóc lecz on siedział bezczynnie gdy ona cierpiała. Pomiędzy nimi powstała
bariera, nie umożliwiając wejście osób zewnątrz. Do salonu wbiegli reszta
mieszkańców, którzy usłyszeli głośny
trzask. Jedynie Potterowie smacznie spali. Profesor pierwszy raz w życiu
ukazał swoje przerażenie. Od dziecka uczył się, żeby nie niczego pokazywać.
-Ty plugawy
śmierciożercu! Jak śmiesz w ogóle się tutaj pojawiać od tak? Teraz jak niby nic
tutaj przychodzisz. A gdzie byłeś gdy ja cierpiałam? No gdzie? Wiesz jak to być
wykorzystanym? Głodnym bądź z GWAŁCONYM? Pytam się, odpowiadaj !- wrzasnęła.
-Nie..-
szepnął.
-No właśnie.
Teraz daj mi jeden argument aby cie nie zabiła.
-Laura
uspokój się!- z bariery mieszkańcy
próbowali przemówić do rozsądku.
Fred stanął
naprzeciwko dziewczyny, dzieliła ich tylko bariera.
Fred, myśl!
-Masz 5
sekund.
Wszyscy
stukali w barierę, lecz on zrobił coś czego nikt nie robił.
-Lauro-
powiedział spokojnie- Nie jesteś mordercą.
-4…-oddychała
ciężko, Fred przeklną.
-Nie rób
tego, Lauro…
-3…
-Nie jesteś
mordercą…!
-2…
-Nie jesteś
śmierciożercą!- wrzasnął ile sił.
Te słowa
zadziałały na dziewczynę, kopuła, która stworzyła dzięki swoimi nie odkrytymi
jeszcze przez nią możliwościami, zaczęła opadać. Fred od razu dopadł się
dziewczyny, odebrał jej różdżkę, całą swoją siłą schował ją w ramionach.
Wybuchnęła histerycznym płaczem. Hermionie nagle zrobiło się jej żal,
dopiero teraz zrozumiała, że dziewczyna
cierpiała przez wiele miesięcy.
-Już ci…
Wszystko będzie dobrze- szepnął Fred.
-Sewerusie
nic ci nie jest?- spytała Molly, Harry z George pomogli mu wstać.
-Teraz po
części wiemy dlaczego Voldemort ją trzymał.
-Czemu?!-
spytali jednocześnie wszyscy.
-Jakbyście
nie zauważyli, bez pomocy różdżki stworzyła barierę. Dopiero pan Weasley w
jakiś sposób zadziałał na dziewczynę- wyciągnął różdżkę i kilkoma zaklęciami
wyleczył ranę.
-Fred może zaprowadzisz Laurę do pokoju- czarnowłosa
uniosła głowę tak aby ktoś ją słyszał.
-Przepraszam.
-Lepiej
zacznij się uczyć eliksirów- warknął- Kiedy będzie Lupin i szalonooki?
-Zaraz
powinni być.
-Chodź.
Trzymając w
ramionach zaprowadził ją do swojego pokoju, który dzieli z George. Usiadła na
łóżku i oparła głowę o kolana, łzy dalej płynęły. Twarz dalej miała obojętny od
czasu do czasu przecierała twarz ręką. Brat bliźniak Freda wszedł do pokoju.
-Ej! Dopiero
co tam ścieliłem!- powiedział niezadowolony.
-Sorry,
stary ale księżniczka musiała gdzie usiąść.
-Jeszcze w
butach! To karygodne- kąciku ust uniosły się dziewczynie.
-Co to?-
wskazała głową na różne części.
-Chcemy
otworzyć sklep z dowcipami.- bliźniaczy przysiedli do biurka.
-Jak wam
idzie?
-Kasę mamy
musimy tylko skończyć szkole aby matka się nie łupiła- przewrócili oczami.
-Hogwart-
szepnęła.
-Spoko loko,
też tam będzie chodziła.- Fred zacmokał gdy jakaś części mu nie pasowała.
Bliźniacy
zaczęli majstrować przy zabawkach a Laura z nudów zaczęła ich obserwować. Fred
od czasu do czasu zerkał na nią przez co na jej twarzy pojawiał się jej
rumieniec a na twarzy chłopaka uśmiech. George potajemnie poruszał sugestywnie
brwiami.
Po paru
minutach dziewczyna robiła się senna, powieki robiły się coraz cięższe i
cięższe. Aż ułożyła się na boku i zasnęła.
Siedziała w swoim rodzinnym domu.
Rodzeństwo jak zwykle bawiło. Laura usiadła na przy stole gdzie rodzice
radośnie gawędzili.
-Jestem z ciebie dumna-powiedziała
matka.
-Ale ja nic nie zrobiłam!
-Jak to nic?- złapała ją za ręce-
Jesteś podparciem dla swojego rodzeństwa. Oddawałaś im wszystko gdy byliście
tam, szłaś za siostrę, walczyłaś… To jest według ciebie nic?
-Mamo, tato czemu tak to musiało się
stać?- uśmiechnęli się smutno.
-Taka kolej rzeczy dziecinko- tata poprawił
swoje okrągłe okulary.
Ale tata nie nosi okularów a mama nie
jest ruda…
-Kim wy jesteście!?- wrzasnęła.
-Jesteśmy twoimi rodzicami,
dziecinko.
-Ej Fred
twoja księżniczka śpi- szturchnął brata.
-Nie jest
moją księżniczką- burknął.
-Ta jasne-
mruknął-Możesz zabrać ją z mojego łóżka?
-Czemu ja?
-Bo nie ja.
To ty ją tutaj przyniosłeś i ty ją stąd zabierzesz! I nie jest taka ciężka.
-Ale ty
jesteś miły- uśmiechnął sie szeroko.
Chłopak
westchnął i odłożył bombę. Bart rzucił
mu zabawne spojrzenie. Podszedł do
dziewczyny, która wtuliła się do jego koszulki. Podłożył ręce pod kolona i
plecy i najdelikatniej jak tylko potrafił uniósł dziewczyna. Ważyła tyle ile
nic. George dalej się szczerząc otworzył
mu drzwi od pokoju dziewczyny, Ginny i Hermiona spojrzały na chłopaków
zaskoczone.
-Oddajemy
wam zgubę- szepnął George.
-Mama
mówiła, że jutro idziemy na pokątną bo oni nie mają ubrań.- Ginny wskazała
głową na śpiąca dziewczynę.
-Wszyscy?
-My, wy,
Ronald i Harry.
-Ale to
niebezpieczne!- powiedzieli jednocześnie.
-Zamknąć
się, śpi przecież, chcecie ją obudzić?- warknęła Hermiona.
-Uparł
się. Powiedział, że chcę być przy
zakupach aby była bezpieczna. Stwierdził, że to jest jego siostra bo są podobni.-
powiedziała niezadowolona Ginny.
-W sumie jest
dużo podobieństwo- mruknęła Miona.
-Włosy,
oczy, rysy twarzy…- wyliczał George.
-No dobra.-
machnęła ręką Hermiona- Idź stąd już, chcemy jeszcze pogadać i iść spać.
-Przecież
jest młoda godzina!
-21? To jest
według ciebie młoda godzina? Tu się puknij braciszku- Ginny puknęła się w
czoło.
George
ziewnął.
-Rzeczywiście,
chodźmy.
Ranek
nadszedł za szybko. Laura wyspała się jak nigdy. Otworzyła oczy. Dopiero po
chwili zrozumiała gdzie się znajduje.
Wyskoczyła z łóżka. Jak miło się obudzić wiedząc, że nie jest w lochu.
Po jej plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Ktoś musiał ją tutaj
przynieść. Jedyna osoba jaka
przychodziła jej do głowy to Fred. Rozciągnęła się jak kotka. Kości
nieprzyjemnie strzeliły ale tym się nie przejęła. Pościeliła najdokładniej łóżko
jak tylko potrafiła. Tylko tyle mogła zaoferować. Zerknęła na inne łóżka,
dziewczyny smacznie spały. Gdy miała wychodzić zauważyła, że na krześle leża
poskładane dla niej ubrania. Zabrała i po cichu, żeby nie budzić dziewczyny
weszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, umyła dokładnie włosy, które nie
przypomniały gniazda tylko były milutkie.
Z przyniesionych rzeczy dostała: krótkie spodenki, za dużą koszulę,
bieliznę, trampki, szczotkę do włosów, gumkę do włosów i szczoteczkę.
Jak miło.
Przebrała
się, rozczesała włosy i zrobiła luźnego kucyka. Umyła zęby i podeszła do
lusterka. Na jej twarzy znów zawitały kolory, na ciele dalej widać były rany i
blizny. Koszulka (własność Freda) wyglądała na niej śmieszne ale nie będzie
narzekać. Ubrania, która miała wczoraj
poskładała i wyniosła gdzie położyła na łóżku. Chwilę zastanawiała się czy nie
budzić dziewczyny. Lecz stwierdziła, że nie będzie tego robić. Zabrała różdżkę,
którą włożyła do kieszeni i wyszła z pokoju.
Dzięki rudowłosemu wiedziała teraz wiedziała gdzie jest kuchnia.
Sprawdziła co robi rodzeństwo. Okazało się, że Alicja tak się przyzwyczaiła do
spania z Gabrielem, że zabrała swoją pościel i poszła do niego. Najlepsze jest
to, że Alicja od zawsze uwielbiała, że rozpychać więc brat miał mało miejsca.
Zachichotała i zamknęła drzwi. Radosna skierowała się do kuchni. Nigdy się nie
spodziewała, że będzie taka radosna. Cieszyła się z każdej rzeczy.
Człowiek po
stracie zrozumie, jak to było dla niego ważne.
W kuchni
spotkała Molly, która szykowała śniadanie. Dziewczynę zaczęła obserwować
kobietę, tak strasznie przypominała jej mamę. Robiła dokładnie t same ruchy.
Molly musiała wyczuć, że Laura ją obserwują. Uśmiechnęła się szeroko.
-Pomóc
pani?- spytała grzecznie.
-Nie mów do
mnie „pani” tylko mamo.
-Pomóc
mamo?- powiedziała ostrożnie .
-Nie córciu
usiądź zaraz zrobię ci śniadanie- usiadła posłusznie, po nie całej minucie
dostała stos kanapek, który mógłby nakarmić całą drużynę piłkarską i wielkie
kubek gorącego mleka.
-A jak
pójdziemy na pokątną i gdzie ona jest?- zaczęła jeść śniadanie.
-Przez
proszek Fiu.
-Proszek
Fiu, dowiesz się już wkrótce. Jak ci się podobają ubrania?
-Są bardzo
ładne dziękuje- powiedziała szczerze.
-Jak tylko
wszyscy zjedzą to pojedziemy na pokątną i kupimy wam ubrania od razu książki do
Hogwartu.
-Ale my nie
mamy pieniędzy…- powiedziała zażenowana.
-Spokojnie
kochanie! O to się nie musisz martwić. Zakon Feniksa wszystkim pomoże. Od razu
jak będziemy na pokątnej zrobimy coś z twoimi włosami.
-Aż tak źle?
-Troszku-
wybuchnęli śmiechem.
-Ciszej-
jęknął Harry- Niektórzy jeszcze śpią.
-Harry
kochanie jak dobrze, że wstałeś- Molly podała chłopakowi śniadanie.
-Dzień
Dobry- mruknął i zaczął zwolnionym tempie wcinać śniadanie.
-Witam-
odpowiedziała.
-Co ty taka
wesoła?- poprawił przekrzywione okulary.
-Jakoś tak-
wzruszyła ramionami.
Molly
skończywszy robienia kanapek, poszła na górę obudzić resztę mieszkańców. Laura
z nudów zaczęła się bawić różdżką. Harry po kryjomu zaczął się jej przyglądać.
Ten sam kolor włosów, oczy zielone jak trawa.
-Zawsze
chciałem mieć młodszą siostrę.
-Zawsze
chciałam mieć starszego brata.
-Jak myślisz
może być to prawda?- schowała różdżkę.
-Nie wiem-
odpowiedziała szczerze- Nawet gdyby to była prawda.. To kim dla ciebie byłoby
Alicja i Gabriel. Obcymi? Rodziną?- zastanawiał się przez chwilę.
-Rodziną.
-Dobra
odpowiedź.
-Za jakie
grzechy musimy tak wcześnie wstawać?- do kuchni wszedł Ronald- To twoja wina!
-Przepraszam
cię bardzo, nie chciałam aby ktoś się nad nami użalał. Pragnęłam tylko stamtąd
uciec, aby moje rodzeństwo miało normalną rodzinę jeśli szanownemu Ronaldowi
nie pasuje chętnie zaraz się spakuje. Czekaj! Ja nie mam nic. Więc żegnam-
ominęła go i pobiegła do rodzeństwa.
-Co ty
idioto zrobiłeś?- warknął Harry.
-J… Ja.?
Nic- powiedział cały czerwony.
-Jesteś
idiotą- wstał od stołu i zaczął
poszukiwania dziewczyny.
Po drodze
spotkał Freda z George, po minie czarnowłosego od razu wiedzieli, że coś się
stało
-Co jest?-
spytali zniecierpliwieni.
Harry
opowiedział dokładnie co powiedział Ron z Laurą. Po odpowiedzeniu sytuacji,
która miała miejsce nie całe 5 minut temu usłyszeli siarczyste przekleństwo ze
strony Freda.
-Zabije go!
Mama wiele razy tłumaczyła aby trzymał język za zębami.
-Brat idź do
niej, Harry za mną idziemy po mamę i tatę. Po drodze zgarniemy dziewczyny.
Walka nie ma tutaj żadnego sensu- wszyscy kiwnęli głową.
Fred od razu
wiedział gdzie dziewczyna się znajduje. Zapukał do drzwi. Cisza. Otworzył
drzwi. Instynktownie po chylił głowę w
jego stronę leciało kubek, który trafił w ścianę tuż obok niego. Kubek roztrzaskany zaczął się samodzielnie
naprawiać.
-Ronaldzie
wyjdź stąd albo cie zabije- warknęła.
Alicja i
Gabriel ominęły rudowłosego, wiedząc, ze tak będzie lepiej. Dziękował w duchu
im za wyrozumiałość. Laura leżała plecami do drzwi.
-To ja,
Fred- zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku gdzie znajduje się wściekła
dziewczyna.
-Czego?-
miętosiła kołdrę.
-Przyszedłem
powiedzieć, że Ron to idiota i masz się nim nie przejmować oraz przepraszam się
w jego imieniu.
-To nie ty
powinieneś mnie przepraszać tylko on,
dupek- usiadła prosto, wybuchnął śmiechem.
-Z tym się
akurat zgodzę.
-Co to za
krzyki?- spytała gdy usłyszała wrzaski Molly.
-Mama prawi
dupkowi kazania- mimowolnie się uśmiechnęła.-Czyżby widział uśmiech- pokręciła z
uśmiechem głowę- Nie kłam mnie tutaj- zaczął łaskotać dziewczynie.
-Proszę
przestań!- krzyczała z śmiechem.
Rudowłosy
usiadł na jej okrakiem, żeby nie mogła mu uciec. Laura ze śmiechu miała łzy w
oczach.
-B.. Błagam…
Przestań… Fred no!- przestał ją na chwilę łaskotać, dziewczyna złapała oddech.
-A co z tego
będę miał?- dziewczynie przypomniało się sytuacja z Aspenem, która też ją
łaskotał.
Mogło się
udać, tylko za jaką cenne? Wolność.
-Taką-
złapała twarz chłopaka, przyciągając do
pocałunku.
Zaskoczony
chłopak zamarł. Z chwili nie uwagi dziewczyna wślizgnęła się. Gdy miała odsunąć
się, on przejął pałeczkę. Laura
wiedziała, że to nie było w planie ale nie mogła tego przejąć. Fred złapał za gumkę od włosów dziewczyny i
rozpuścił jej włosy. Wsunęła palce w jego długie włosy, rozkoszując się
dotykiem. Gdyby nie pukający Harry, nie wiedzieli do czego by doszło.
Odskoczyli od siebie gwałtownie. Spojrzeli na siebie zaskoczeni.
-Idziemy już
jesteście gotowi?- spytał niczego świadomy chłopak.
-Tak,
oczywiście- cała czerwona wyszła za Harry.
Po chwili
dołączył do nich Fred, który wyglądał jakby zobaczył ducha. Gdy byli w kuchni
wszyscy mieszkańcy (oprócz Ronalda, który ma aktualnie karę ) przygotowują się
na wyjazd na pokątną. Dziewczyna zobaczyła nowe twarzy.
-Panienka
Potter witamy- powiedziała mężczyzna z blizną, dziewczyna go skąd kojarzyła-
Jestem Lupin, to właśnie mnie uratowałaś przed Beatrix Lestrange, jestem
ogromnie wdzięczny. Dziękuje.- ukłonił się.
-Proszę
bardzo?
-A ja jestem
Percy Weasley.- kiwnął głową chłopak o dużych uszach.
-Bill
Weasley a to moja żona Fleur – wskazał na blondynkę o niebieskich oczach.
-No dobra
koniec, tych rozczulających scen- powiedziała facet z bliznami i ruszającym się
okiem.
Rodzeństwo
podeszło do siostry. Zerknęła na Freda, który bez żadnych skrupułów wpatrywał
się w nią. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Nie wiedziała czy żałować? Jak ma
czegoś żałować jeśli to było…. Miłe?
-A po co
tyle ludzi?- spytała Alicja.
-Dla
bezpieczeństwa- mruknął szalonooki- Gdy będziecie robić zakupy my będzie patrolować
pokątną. Nie wiadomo kiedy sam-wiesz- kto będzie miał chrapkę na Potterów.
Zwłaszcza, że uciekła mu córka Jamesa i Lili.
-CO?!-
wrzasnęli jednocześnie.
-Wszystkie
dowiecie się już wkrótce, chodźmy na te zakupy.
-Ale ja chcę
wiedzieć!- Laura zbliżyła się do mężczyzny.
-To nie jest
koncert życzeń.
-Świetnie i
tak się dowiem- warknęła- możemy już iść?
-Oczywiście.
Podeszli do wielkiego
komina. Molly wytłumaczyła jak działa proszek Fiu. Po chwili połowa mieszkańców
znalazła się na pokątnej. Laura poprosiła, żeby iść na końcu, tak się stało, że
Fred też został jako przed ostatni. Patrzyli na siebie w milczeniu. Chłopak
podszedł do niej. Stali niebezpiecznie blisko siebie.
-Nikt nie
możecie wiedzieć o pocałunku? Rozumiesz?- kiwnęła wolno głową- Ja mam dziewczynę.
Zamarła.
Tego się nie spodziewała. Musiała przyznać zabolało ją. Ale czego mogła się
spodziewać? Westchnęła w duchu. Patrzyła na niego obojętnym wyrazem twarzy. Tak
samo jak Draco potrafiła nie ukazywać
emocja. Chłopak w oczach miał wypisane zaskoczenie i smutek. Ale dlaczego? Wzięła na rękę proszku i powiedziała.
-Na pokątną!
Zielone
płomienie zabrały dziewczyny na ulicę.
Pokątna była pełna czarodziei. Sprzedawcy wykrzykiwali swoje najlepsze
towary. Rozejrzała się z zaciekawieniem. W tłumie zauważyła pilnującego Lupina,
Billa, Fleur, szalonookiego. Zaraz za nią pojawił się Fred, który
„przypadkowo” musnął jej dłoń, przez co
dostała rumieńce. Gabriel wraz z Alicją od razu znaleźli się przy siostrze.
Hermiona, Harry, Ginny i George podeszli do dwójki.
-Co tak
długo?- spytała Hermiona.
-Fred
tłumaczył mi jak mam to zrobić, zestresowałam się- machnęła ręką.-Alicja chodź
tu- złapała siostrę w pasie, tak aby mała mogła widzieć gdzie idziemy.
Dziewczyna
poczuła się jak matka, odkąd pamiętała mama zawsze tak robiła. Siostra położyła
ręce na karku dziewczyny i zaczęła na wszystko patrzeć. Gabriel złapał za wolną rękę siostrę, może i był starszy od Alicji ale i
tak czuł strach zwłaszcza, że na pokątnej było dużo ludzi.
-Fred
idziemy?- George popatrzył na niego znacząco, kiwnął głową i bez słowa odeszli.
-Gdzie oni
poszli?- spytał Gabriel.
-Nie wiemy,
o ni tak zawsze- tylko Harry wiedział co się święci.
-To gdzie
najpierw?- spytała Laura.
- Pójdziemy
do Madam „Ubrania dla każdego czarodzieja”- powiedziała podekscytowana Ginny.
-O matko-
westchnęła Laura.
Po paru
godzinach zakupów wszyscy padali z zmęczenia. Najgorzej miał Harry z Laurą.
Laura nosiła Alicję, która robiła się coraz cięższa, a Harry wszystkie ubrania
trójki. Gabriel mimo wzięcia części rzeczy od Harry’ ego dalej odczuwał się
ciężar. Krótkie włosy dziewczyny smagały ją po twarzy, zebrał się mocny wiatr,
przez co ledwo co widziała. Ginny wraz z Hermioną całe radosne chodziły od
sklepu do sklepu. Jakby wiatru nie było. Dwójka wlokła się za nimi.
-Dziewczyny
koniec już. Ręce mi odpadają- jęknął czarnowłosy.
-No
właśnie.- westchnęły.
-Zaraz
wrócimy tylko pójdziemy jeszcze po sowę.
-A Hogwarcie
nie ma sów?
-Są ale ty
musisz mieć własną- uparła się Hermiona.
-No dobra.
Weszli do
zoologicznego. Alicja zeskoczyła z
ramion Laury, która od razu poczuła ulgę. Gabriel chodził za młodszą siostrą,
uważając aby niczego nie zwalić (dalej trzymał torby). Sprzedawcy przywitała ich zaprowadziła do
sów. Harry został, nie chciał widzieć sów zwłaszcza, że nie dawno stracił
Hedwigę.
Laura z
zaciekawieniem oglądało zwierzęcia.
-Która ci
się podoba?- spytała sprzedawczyni.
Laura
przegryzła wargę. Nie wiedziała, która wybrać. Kusiła ją śnieżnobiała sowa z
żółtymi oczami ale czuła, że nie powinna jej brać.
-No dalej-
zachęcała ją Hermiona, widziała bardzo dobrze, jak Laura patrzy na sowę, którą była podoba do tej Hedwigi.
-Poproszę…
tą śnieżnobiałą- wskazała sowę w klatce.
-Dobry
wybór- szepnęły.
Gdy usłyszał
kroki Harry wstał, stos toreb nie pozwolił mu zobaczyć, którą wybrała jego
„chyba” siostra. Zwierze pohukiwało radośnie.
-Możemy już
iść?- spytał Harry.
-No dobra,
ale i tak by jeszcze pochodziła- powiedziała oburzona Ginny.
Wyszli na
ulicę. Laura Potter zauważyła, że zebrało się jeszcze więcej czarodziei.
Mimowolnie szukała, czuła, że chłopak nie powiedział ostatniego słowa. Oddała
siostrze klatkę z zwierzęciem i zaczęła się obserwować. Bliźniaki widząc
przyjaciół zaczęli iść w jego kierunku. George szturchnął Freda i wskazał na Laurę,
która rozglądała się na boki. Wyglądało to podejrzanie.
-Jak myślisz
kogo szuka?- szepnął.
-Nie wiem
ale musimy to sprawdzić- obserwował każdy ruch dziewczyny.
Gdy
zobaczyła JEGO od razu wybiegła w tłum. Nie świadoma Ginny, Hermiona, Alicja,
Gabriel, Hary rozmawiali zapominając całkowicie o braku jednej towarzyszki.
-Idź za nią
ja zagadam resztę- Fred kiwnął i ruszył za dziewczyną.
Przedzierała
się prze tłum, mówiąc „Przepraszam” kilka razy straciło go z oczu. Traciła
nadzieje, że go zgubiła a on nagle się pojawia. Wyglądało to, że bawili się w
kotka i myszkę. Nie wiedziała czy powinna ale krzyknęła:
-Draco!-
zaskoczony chłopak odwrócił się.
Widział
przed sobą inną dziewczynę. Włosy miała jeszcze krótsze, twarz nabrała kolorów,
ciało nie wyglądało mizernie (Molly potrafi bardzo szybko kogoś utuczyć). Westchnął w duchu, cieszyło go, że Lord Voldemort
wysłał go sam na misje. Miał tylko odebrać paczkę. Przedzierał się przez tłum
nawet nie przepraszając musiał do niej dotrzeć. Fred, który obserwował tą
sytuacje miał ochotę coś rozwalić.
Nie możesz tak myśleć, ty masz
dziewczynę.
Padli sobie
w ramiona, ona cała w łzach. Nie wiedziała czy jeszcze go zobaczy. To dzięki
nie mu żyje ona, jej siostra i brat. Objął ją i obrócił w koło. Roześmiała się.
Zapomniała o pocałunku z Fredem, o wszystkich krzywdach jakie jej wyrządzono.
Była tylko ona i on. Oparł czoło i jej. Na jej policzkach pojawiły się
rumieńce.
-Czy to
prawda, że będziesz chodzisz do Hogwartu?- kiwnęła głową, westchnął- Posłuchaj
mnie uważne. Musisz przestać mnie szukać, przestań. Zapomnij o mnie. Jeśli
będziesz blisko mnie, umrzesz- szepnął.
-Ale…
-Lauro to
jest niebezpieczne. Nie mam czasu, żegnaj- pocałował ją w usta i odszedł zastawiając
ją roztrzęsioną w tłumie.